Makowski: "Po co nam harmonogramy szczepień, gdy wszystko idzie na żywioł?" [OPINIA]
To nie był primaaprilisowy żart. Pierwszego kwietnia media społecznościowe zalała fala komentarzy i postów, w których 40-latkowie - wbrew wszelkim harmonogramom przedstawianym przez rząd - nagle otrzymali wezwanie z terminem szczepienia. W tym samym momencie wielu seniorów nadal czekało na swoją dawkę. W ciągu dwóch godzin "szczęśliwy traf" zmienił się w "błąd systemu". Czyli jednak żart, ale nieśmieszny.
Raptem we wtorek 30 marca premier Mateusz Morawiecki, minister Adam Niedzielski i Michał Dworczyk - stojąc w "największym punkcie szczepień w Polsce" na Stadionie Narodowym - ogłaszali kolejne fazy Narodowego Programu Szczepień. Pojawiły się ambitne zapowiedzi, estetyczne infografiki, wszystko miało przyspieszyć, a na kalendarzu w kwietniu odpowiednimi kolorami zaznaczono roczniki od 60’ w górę, które stopniowo będą mogły dopisywać się do listy w oczekiwaniu na termin.
Do sierpnia, zgodnie z zapowiedzią premiera, w gronie zaszczepionych mieli się już znaleźć wszyscy chętni. Przekaz, który otrzymały media i obywatele, brzmiał jednoznacznie - dostawy będą coraz większe, punktów będzie przybywać, proszę zachowywać obostrzenia i dać nam robić swoje. Jak mawiał robot Eva 1 skonstruowany w "Alternatywy 4" przez wynalazcę Krzysztofa Manca - "na każdego przyjdzie jego kolej".
Do głowy przychodzi w tym momencie inna konferencja, na której w podobnym gronie minister zdrowia przedstawiał następujące po sobie, gustownie uszeregowane kolorystycznie fazy wprowadzania lockdownu oraz jego znoszenia - w zależności od liczby chorych. Co się z nimi później stało, nie trzeba przypominać. Trafiły do koronawirusowego archiwum "planów, które przegrały z rzeczywistością".
W jakiejś mierze, choć to akurat dla wielu osób bardzo dobra wiadomość, do tego archiwum powinien również trafić Narodowy Program Szczepień. W czwartek rano - bez żadnej zapowiedzi - wielu 40-latków dowiedziało się bowiem, że znalazło się na liście, a za kilka dni muszą się stawić we wskazanym punkcie po swoją dawkę. "Jeśli to błąd, to trzeba go naprawić. A jeżeli Ministerstwo Zdrowia otworzyło jakąś nagłą, doraźną rejestrację na szczepionki dla kolejnych roczników, to chyba wypadałoby to ogłosić?" - rozważał na Twitterze poseł partii Razem Adrian Zandberg.
Gdy informacja się rozniosła, a do sprawdzenia swojego Konta Pacjenta ruszyły nagle tysiące osób, system po godzinie 9 rano nie wytrzymał obciążenia i po prostu przestał działać. Wielu internautów oraz naszych czytelników pytało - "czy to błąd?", "czy ktoś dopisał mnie do kolejki przez przypadek?". O żadnym przypadku nie było jednak mowy.
Aleksander Kwaśniewski o głośnym materiale TVP. Nie ma wątpliwości
- Skierowania pojawiły się u części osób, które wyraziły chęć szczepień z wyprzedzeniem. Chcemy w ten sposób wypełnić wolne miejsca w terminarzu - uspokajał w rozmowie z money.pl rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz i wyjaśniał, że dodatkowe skierowania pojawiły się u osób od 40. do 60. roku życia. Tę informację o poranku w radiu RMF FM potwierdził również minister Michał Dworczyk. - W ostatnich dwóch dniach ta rejestracja dla osób powyżej 60. roku życia zwolniła, dlatego zdecydowaliśmy się uruchomić zapisy osób, które w styczniu zgłosiły gotowość do rejestracji - tłumaczył. Skierowania miały powędrować do - w sumie - ponad 670 tys. osób.
Tylko jak wytłumaczyć ten chaos, nawet jeśli wiele osób na nim skorzysta, szczepiąc się szybciej? Dlaczego nie można ogłaszać podobnych rzeczy chociaż z jednodniowym wyprzedzeniem, aby w atmosferze gorączkowego sprawdzania i dopytywania przez dziennikarzy, pacjenci mogli się na taki scenariusz przygotować? Nawet jeśli cała procedura musi przebiegać dynamicznie, wystarczyło powiedzieć na Narodowym, że podobne sytuacje będą się wydarzać. Taki komunikat się nie pojawił, stwierdzono natomiast post factum, że 40-latkowie na liście przed seniorami to "sytuacja jednorazowa".
Żeby było ciekawiej, niespełna godzinę później minister Dworczyk dodał na konferencji prasowej, że: "nie można dopuścić do sytuacji, by 40-letnie osoby były zaszczepione przed osobami powyżej 60 roku życia". Następnie powiedział: "Pojawił się błąd systemu, będą wyznaczone nowe, majowe terminy szczepień".
Pisząc ten felieton, nie jestem w stanie nadążyć za tempem zmian obowiązującej wersji, podobnie jak MZ i ministerialne twitterowe konto "Szczepimy Się", które o poranku zapewniało osoby pokazujące umówiony termin, że to nie jest żart.
Faktycznie, żarty bywają śmieszne, a aktualna sytuacja jest ponura. Czyli jednak błąd, a nie "szczęśliwy traf" tych, którzy wskoczyli na wolne miejsce. Rok po wybuchu pandemii i prawie pięć miesięcy po uruchomieniu programu szczepień takie historie, od strony komunikacyjnej, po prostu nie powinny się wydarzać. Czy to jednak sytuacja, która zasługuje na dymisje? Czy ktoś w jej wyniku realnie ucierpiał? Wydaje mi się, że dzisiaj - jakkolwiek to zabrzmi - najlepszym wyjściem byłoby wyciągnięcie wniosków z całego zamieszania i błyskawiczne przyspieszenie szczepień dla tych, którzy ich naprawdę potrzebują.
Marcin Makowski dla WP Opinie