Makowski: "Grzegorz Schetyna znalazł swoją Beatę Szydło. Ale Kidawa-Błońska na premiera to ruch spóźniony" [OPINIA]
Mało kontrowersyjna, merytoryczna i nawet w elektoracie PiS-u stosunkowo szanowana. Marszałek Sejmu Małgorzata Kidawa-Błońska powalczy o fotel premiera z Warszawy. I to byłby dobry ruch Grzegorza Schetyny, gdyby nie dokonany tak późno i w cieniu doniesień o radach PR-owców, którzy liderowi PO kazali usunąć się w... cień. Bo szkodzi.
Kampania Koalicji Obywatelskiej, o czym pisaliśmy na Wirtualnej Polsce, od długiego czasu nie mogła nabrać rozpędu. Ba, przecieki z wnętrza obozu sugerowały nawet, że na ostatniej prostej przed wyborami na listach wyborczych zapanowały targi, tliły się wewnętrzne bunty, a pozycja lidera frakcji - Grzegorza Schetyny - była coraz częściej kwestionowana. Przeciąć te spekulacje ostro i radykalnie postanowił sam zainteresowany, we wtorek na konferencji prasowej w samo południe ogłaszając radykalne przeorientowanie politycznego kursu Platformy Obywatelskiej.
Już nie z Warszawy, ale z miasta politycznej młodości i dojrzewania - Wrocławia - wystartuje Grzegorz Schetyna. I nie z myślą o premierowaniu, ale jako ten, który ustąpi miejsca osobie do tej pory w tej roli nie wymienianej - Małgorzacie Kidawie-Błońskiej. To decyzja, którą można rozłożyć na cztery osobne wątki i dopiero w ten sposób odpowiedzieć na pytanie, czy okaże się słuszna.
Decyzja dobra, ale na ostatnią chwilę
Po pierwsze, biorąc pod uwagę jedynie racjonalne argumenty w oderwaniu od okoliczności i timingu ogłoszenia decyzji, to dobra decyzja władz PO. Marszałek Kidawa-Błońska jest charakterologiczną antytezą Grzegorza Schetyny, wokół którego - jak niegdyś wokół Jarosława Kaczyńskiego- zapanowała aura "niewybieralności" na najważniejsze urzędy w państwie.
Od lat to właśnie lider ugrupowania był najniżej ocenianym politykiem w badaniach zaufania opinii publicznej. Kojarzył się z brakiem charyzmy, brakiem szczerości i brakiem wizji, jak również z agresją. Stateczna, unikająca ostrych konfrontacji i merytoryczna Kidawa-Błońska jest zatem kimś w rodzaju nowej Beaty Szydło z kampanii PiS-u z 2015 roku. Z Kaczyńskim w tle, to ona miała gromadzić wokół siebie elektorat bazowy oraz pozyskiwać tych niezdecydowanych. Podstawowa różnica? Beata Szydło miała za sobą sukces w prowadzeniu kampanii prezydenckiej Andrzeja Dudy, a jako kandydatka była ogłoszona cztery miesiące przed wyborami parlamentarnymi.
Po drugie, trudno uznać, że moment ogłoszenia tej decyzji nie ma znaczenia. W polityce miesiąc potrafi być wiecznością, ale jeśli przeorientowuje się najważniejsze składowe kampanii wyborczej tak krótko przed "najważniejszymi wyborami w historii III RP", wysyła się sygnał do wyborców, że nie traktuje się ich serio. Żaden dowódca nie idzie do najważniejsze bitwy swojej kariery, kilkukrotnie po drodze modyfikując długofalową strategię działania. Bo nie mówimy tutaj o doraźnej taktyce, ta zmienia się w obozie KO z dnia na dzień od dawna, tylko o nowych priorytetach. A to może razić.
Szczerość intencji Schetyny
Po trzecie, przy tak odważnym ruchu rodzi się pytanie o jego motywacje i szczerość intencji. Co skłoniło Grzegorza Schetynę, który wolał być liderem opozycji nawet za cenę kolejnych porażek wyborczych i walczył jak lew o swoją pozycję, aby nagle jak gołąbek pokoju zmienić zdanie i oddać buławę innej polityk? Jak wiemy od pewnego czasu, były to wyniki badań socjologicznych oraz porad zagranicznej firmy PR-owej, która stwierdziła, że ze Schetyną, źle kojarzonym nawet we własnym elektoracie, opozycja nigdy nie wygra. Oskarżając zatem Prawo i Sprawiedliwość o socjologiczne gierki i populistyczne dostosowywanie narracji do aktualnej opinii i emocji elektoratu, Schetyna zrobił dokładnie to samo.
I wreszcie, po czwarte, jak ta decyzja o przeniesieniu się wyborczo z Warszawy do Wrocławia i wysunięciu nowej kandydatki na premiera ma się do słów samego szefa PO, że to lider danego ugrupowania powinien ponosić - w wypadku wygranej - odpowiedzialność za rząd? Co ze słusznymi uwagami wobec Jarosława Kaczyńskiego, "szeregowego posła", który z tylnego siedzenia, niczym władca marionetek, steruje "niesamodzielnymi" politykami? Nagle to wszystko przestało być istotne, gdy okazało się, że działa?
Jeśli, jak głosi stare porzekadło, "naśladownictwo to najszczersza forma pochlebstwa", Grzegorz Schetyna oddał właśnie hołd Jarosławowi Kaczyńskiemu. Jego decyzja jest najlepsza z możliwych w tym momencie, ale ponieważ wyboru i alternatyw w rękawie nie miał zbyt wiele, czy będzie wystarczająco dobra, aby wygrać? Póki co wątpię.
PS. Ciekawe, że akurat na ogłoszeniu jedynek KO do wyborów 19 sierpnia Małgorzaty Kidawy-Błońskiej (jako jedynej?) w Warszawie nie było.
Marcin Makowski dla WP Opinie