"Padali jak domino". Wstrząsające relacje świadków makabry w Seulu
Do niewyobrażalnej tragedii doszło w Seulu w Korei Południowej. W dzielnicy Itaewon, gdy ludzie przemieszali się na imprezę z okazji Halloween, wybuchła panika. W tłumie zginęło ponad 150 osób, jest też wielu rannych. Teraz głos zabrali świadkowie tej makabry. Z ich relacji wynika, że ludzie nie mogli oddychać i "padali jak domino".
30.10.2022 | aktual.: 30.10.2022 10:31
W wyniku tragicznych wydarzeń w Seulu, gdzie doszło do wybuchu paniki w tłumie, zginęło co najmniej 151 osób - 97 kobiet oraz 54 mężczyzn. Ranne są 82 osoby. Wiele poszkodowanych i ofiar to nastolatkowie oraz osoby po 20. roku życia.
Do wybuchu paniki doszło w stromej, wąskiej uliczce w imprezowej dzielnicy Itaewon, gdzie tysiące ludzi bawiło się z okazji Halloween. Był to najtragiczniejszy w skutkach przypadek paniki w historii Korei Południowej.
Wybuch paniki w Seulu. Przerażające relacje
"Ludzie napierali w dół na stromej uliczce z klubami, w efekcie inni ludzie krzyczeli i padali jak domino. Myślałem, że też zostanę zadeptany na śmierć, bo ludzie napierali, nie zdając sobie sprawy, że na początku tłumu upadają inni" - napisał anonimowy świadek na Twitterze. Jego wypowiedź cytuje agencja Yonhap.
Ponad dwudziestoletnia kobieta o nazwisku Park, która również ocalała z tragedii, powiedziała, że w małej uliczce nagle zgromadził się tłum. "Osoba niska, taka jak ja, nie mogła nawet oddychać. Przeżyłam, bo znajdowałam się w bocznej części uliczki. Wygląda na to, że ludzie na środku ucierpieli najbardziej" - dodała.
Z kolei inny świadek przekazał, że obecność wielu ludzi w przebraniach halloweenowych utrudniała początkowo ratownikom dotarcie na miejsce. "Wygląda na to, że ofiar było więcej, ponieważ ludzie próbowali uciekać do pobliskich sklepów, ale znaleźli się z powrotem na ulicy, bo te skończyły już pracę" - opowiadał inny cytowany przez Yonhap ocalały z tragedii.
30-letnia Włoszka, która była w pobliżu miejsca tragedii, powiedziała Polskiej Agencji Prasowej, że ratownicy wynosili rannych i zabitych na większą ulicę. "Ciała znajdowały się wszędzie. (...) Policja i lekarze wszędzie próbowali ratować ludzi" - oznajmiła.
21-letni Mun Dzu Joung powiedział agencji Reutera, że przed tragedią widać było wyraźne oznaki, że dzieje się coś niedobrego. Według niego tłum w uliczce był dziesięć razy większy niż zwykle.
W jednym z budynków w pobliżu miejsca tragedii działała prowizoryczna kostnica. Ponad 40 ciał przewieziono stamtąd do rządowego ośrodka, gdzie krewni mieli je zidentyfikować - przekazał Reuters, cytując innego świadka.
Bądź na bieżąco z wydarzeniami w Polsce i na wojnie w Ukrainie, klikając TUTAJ
Czytaj też: