Majmurek: PiS wolnym mediom nie odpuści [OPINIA]
Nikt się tego nie spodziewał. Tuż przed świętami, na posiedzeniu Sejmu, które miało zająć się głównie budżetem na rok 2022, PiS nagle zdecydowało się wrócić do "lex TVN": ustawy napisanej tak, by zmusić amerykańskie Discovery do pozbycia się TVN, największej inwestycji w tej części Europy.
W tempie niezwykłym nawet jak na tę formację, Sejm odrzucił poprawki Senatu do ustawy. To oznacza, że od prawa mogącego wygasić TVN dzieli nas tylko podpis prezydenta Dudy. Prezydent wcześniej zapewniał, że ustawy w tej wersji nie podpisze. Co jednak ostatecznie zrobi?
Od jego decyzji bardzo wiele zależy, jeśli ustawa stanie się prawem, będzie to największy po 1989 rok cios w wolność mediów w Polsce. "Lex TVN" jeszcze bardziej pogłębi konflikt z Unią Europejską i Waszyngtonem – i to w momencie, gdy potrzebujemy sojuszników, choćby ze względu na politykę Łukaszenki.
Nie chodziło tylko o awanturę
Wszystko dzieje się w momencie, gdy nie brakuje problemów: szaleje inflacja, kryzys na granicy z Białorusią nie jest rozwiązany, białoruska telewizja "rozgrywa" polskiego dezertera, pieniądze z Funduszu Odbudowy ciągle są wstrzymane, a spór z Unią narasta. Rząd w dodatku zupełnie nie radzi sobie z czwartą falą pandemii, a sytuację pogorszy przybycie do Polski nowego, wyjątkowo zaraźliwego wariantu wirusa: Omicronu.
Komentatorzy obserwujący sytuację w Sejmie zastanawiali się, czy rządzącej partii w wyciągnięciu "lex TVN" nie chodziło właśnie o przykrycie wszystkich tych problemów. Tych, a także nowej rysującej się afery rządów PiS. W piątek rano na łamach "Gazety Wyborczej" jeden z funkcjonariuszy Służby Ochrony Państwa ujawnił, że on i jego koledzy byli nakłaniani do składania nieprawdziwych zeznań w sprawie zderzenia rządowej kolumny wiozącej premier Szydło z fiatem seicento. Z zeznań SOP-owca wynikało, że rząd mówił nieprawdę, iż kolumna jechała zgodnie z przepisami.
PiS faktycznie procedował ustawę medialną tak, jakby zależało mu na wywołaniu jak największej awantury. Ustawa trafiła do sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu z pominięciem regulaminowego terminu trzech dni przed posiedzeniem. Opozycja twierdziła, że ze względu na łamanie regulaminu całe posiedzenie Komisji jest bezprawne, zapowiadała doniesienia do prokuratury na prowadzącego obrady Marka Suskiego i przewodniczącego Komisji Piotra Babinetza. PiS twierdził, że miał prawo procedować w ten sposób.
Racja wydaje się jednak być po stronie opozycji – tak stwierdziło samo Biuro Legislacyjne Sejmu. Komisja przegłosowała więc fundamentalną dla ładu medialnego w Polsce ustawę, wywołującą potężne kontrowersje, w trybie budzącym istotne wątpliwości co do jego prawomocności. Zrobiła to w fatalnym stylu, nawet jak na standardy tego obozu władzy. Na wniosek posłanki Lichockiej przegłosowano zakończenie dyskusji i bez żadnej merytorycznej debaty Komisja zarekomendowała Sejmowi odrzucenie weta Senatu. To jest dno, nawet jak na standardy parlamentaryzmu PiS.
PiS uciułał większość
Jak się jednak szybko okazało, nie o samą awanturę chodziło. PiS udało się uzbierać w Sejmie większość bezwzględną konieczną do tego, by odrzucić weto Senatu. Wystarczyło do tego 229 głosów – wszystko dlatego, że ośmiu posłów nie głosowało. Mamy czwartą falę COVID-19, sezon przeziębień, posłowie chorują, a nie mogą głosować zdalnie – PiS wyczuł moment, gdy nawet mniejsza od bezwzględnej większości wszystkich posłów liczba głosów może wystarczyć do złamania sprzeciwu Senatu.
Czytaj też: TVN reaguje na ustawę. Zmiany na antenie
Nie bez znaczenia był też przedświąteczny termin. PiS liczy, że Polacy zajęci przygotowaniami do świąt nie wyjdą na ulicę w obronie TVN, że zanim wrócą z świątecznej przerwy prezydent podpisze ustawę i sprawa będzie zamknięta. W podobny sposób na samym początku rządów PiS przeprowadzano przecież "reformy" Trybunału Konstytucyjnego.
Poza posłami PiS odrzucenie weta Senatu poparło trzech posłów Kukiz ’15 oraz Łukasz Mejza. Od rana dziennikarze zastanawiali się, co zmagający się z bardzo poważnymi oskarżeniami poseł robi w Sejmie – miał się przecież urlopować. Szybko jednak okazało się, po co przyszedł.
Wszystko to wyglądało więc jak świadomie przeprowadzona polityczna operacja, która miała na celu nie tylko odwrócenie uwagi od problemów PiS, ale uderzenie w jedyną dużą telewizję realnie patrzącą władzy na ręce.
Co zrobi prezydent?
Podstawowe pytanie brzmi dziś: na ile częścią tej operacji jest prezydent Duda? Czy PiS porozumiał się z nim i wie, że podpisze ustawę, czy jednak nie? Wcześniej Duda wypowiadał się, jakby zamierzał zawetować ustawę w tej formie. Jarosław Kaczyński odpowiadał na to, że prezydenta można przecież przekonać. Na razie komunikat z Pałacu Prezydenckiego brzmi tylko: "Prezydent podejmie decyzję w stosownym momencie".
Jeśli prezydent nie jest już przekonany do "lex TVN", będzie przez swoje zaplecze naciskany jak może nigdy od 2015 roku. Duda znajdzie się w bardzo trudnej sytuacji. Z jednej strony naciskać będzie na niego bowiem Nowogrodzka, z drugiej Amerykanie. Jeśli Duda zawetuje ustawę, będzie pewnie mógł się pożegnać z możliwością powrotu do krajowej polityki w szeregach PiS - przynajmniej w ten sposób straszyć go będzie otoczenie Kaczyńskiego. Jeśli jednak prezydent ustawę podpisze, straci resztki podmiotowości wobec swojego obozu politycznego. Wśród międzynarodowych przywódców stanie się izolowanym pariasem. Europejscy i amerykańscy przywódcy też będą dzwonili do polskiego prezydenta. Jeśli Andrzej Duda ma plany międzynarodowej kariery po zakończeniu kadencji, to jeśli podpisze teraz "lex TVN", będzie mógł o nich zapomnieć.
Jest jeszcze jedna opcja. Prezydent może skierować sprawę do Trybunału Konstytucyjnego. Tam będzie sobie wisieć przez bardzo długi czas. Władza będzie odmrażać i rozmrażać jej procedowanie, tak, by dać sobie narzędzie nacisku na TVN, a być może także inne media.
Porwanie na wschód
Czego nie zrobi prezydent, wydarzenia z piątku pokazały po raz kolejny, że PiS jest zdeterminowany, by spacyfikować wolne media w Polsce. Jedne kupić za pieniądze spółek skarbu państwa, inne zaorać ustawą, jeszcze inne pozwami od polityków rządzącej partii. W PiS-owskim projekcie "demokracji narodowej" nie ma miejsca na prawdziwie wolne media, zdolne patrzyć władzę na ręce. Nie łudźmy się: po TVN przyjdzie pora na kolejne.
Aby osiągnąć ten cel, Kaczyński jest gotowy nie tylko podpalić Polskę i podgrzać konflikt polityczny do temperatury wrzenia, ale także pogorszyć naszą międzynarodową sytuację. Sprawa TVN utwardzi stanowisko Unii Europejskiej w sporze o praworządność i wszystkich innych obszarach, gdzie zależy nam dziś na wsparciu instytucji i państw unijnych.
"Lex TVN" na pewno uruchomi też konflikt ze Stanami. Ochrona amerykańskich inwestycji zagranicznych zawsze była priorytetem amerykańskiej dyplomacji. Obecna administracja stawia przy tym na międzynarodową ochronę praw człowieka i podstawowych wolności, takich jak wolność słowa. Waszyngton nie może więc nie zareagować na to, co dzieje się w Polsce. Ambasada już wydała komunikat, w którym pokazuje rozczarowanie tym, co stało się w Polsce i wzywa Andrzeja Dudę, by użył swojego przywództwa do ochrony wolności gospodarczej i wolności słowa. W dyplomacji to bardzo ostre słowa.
17 grudnia Polska zrobiła wielki cywilizacyjny krok na wschód. Bo kraj, gdzie pisze się prawo tak, by wywłaszczyć nielubiane przez władzę medium, cywilizacyjnie przynależy raczej do świata poradzieckiego niż Europy. Milan Kundera pisał kiedyś o krajach naszego regionu – Europy Środkowo-Wschodniej – jako o części Zachodu porwanej przez Wschód. Teraz na cywilizacyjny Wschód porywa nas demokratycznie wybrana przez nas władza. Czy społeczeństwo jej na to pozwoli?