Magierowski dla WP: list ppłk. Komisarczyka, zamiast pomóc, raczej dodatkowo obciąża osoby odpowiedzialne za zniszczenie dokumentów
"Odnoszę wrażenie, że list ppłk. Komisarczyka, zamiast pomóc, raczej dodatkowo obciąża osoby odpowiedzialne za zniszczenie tych dokumentów" - komentuje dla Wirtualnej Polski treść pisma ppłk. rez. Sławomira Komisarczyka Marek Magierowski, dyrektor biura prasowego prezydenta RP Andrzeja Dudy.
07.02.2016 | aktual.: 07.02.2016 16:20
Wirtualna Polska otrzymała list od ppłk. rez. Sławomira Komisarczyka, w którym informuje, co zawierały dokumenty, których protokół zniszczenia opublikował portal tvp.info. Dyżurny Służby Operacyjnej Sił Zbrojnych RP, obecnie na emeryturze, opisuje, co znajdowało się w zniszczonym 400-stronicowym dokumencie na temat dnia katastrofy w Smoleńsku.
Czytamy w nim m.in. "W dniu katastrofy zapisy dotyczyły głównie chronologicznych sentencji powiadamiania przełożonych i przedstawicieli władzy o katastrofie w ramach istniejącego schematu powiadamiania. Cała Służba Dyżurna wiadomości na temat katastrofy zdobywała głównie z mediów i nic szczególnego w zniszczonym dokumencie nie było, bo być nie mogło. Żadne tajne, czy mniej tajne służby nie informowały nas o katastrofie, bo nie miały takiego obowiązku".
W końcowym uzasadnieniu ppłk. rez. Komisarczyk tłumaczy, że chciał tym listem "choć trochę przybliżyć znaczenie i wartość zniszczonego dokumentu, a przede wszystkim przekonać tych nieprzekonanych, że oficerowie Wojska Polskiego nie mieli i nie mają nic do ukrycia".
Z pytaniami dotyczącymi przesłanego do nas listu zwróciliśmy się do Marka Magierowskiego, dyrektora biura prasowego prezydenta RP Andrzeja Dudy, który w przesłanym do Wirtualnej Polski komentarzu napisał:
"Zniszczenie każdego oficjalnego dokumentu związanego z katastrofą Smoleńską, niezależnie od jego domniemanej wagi, niezależnie od tego, czy został sporządzany odręcznie, czy też w formie elektronicznej, jest aktem niezrozumiałym. W podobny sposób moglibyśmy potraktować np. jakiś skrawek papieru odnaleziony na miejscu katastrofy. Ktoś mógłby uznać, że "nie ma on żadnej wagi" i wyrzucić go do pobliskiego kosza. Jak ocenilibyśmy takie zachowanie?
Zwrócę jeszcze uwagę na jeden fragment listu ppłk. Komisarczyka:
"Opisując dzień katastrofy, z dokumentu można było się dowiedzieć kogo powiadomiono i kogo próbowano bezskutecznie powiadomić".
Proszę wybaczyć, ale akurat informacja, którego z wysokich urzędników NIE UDAŁO się zawiadomić o katastrofie, jest niezwykle istotna. Ciekaw byłbym np. takiego zestawienia: kto, o której godzinie dowiedział się o katastrofie oficjalnymi kanałami, a kto i o której godzinie mówił o jej przyczynach w mediach.
Kuriozalny jest również ten oto fragment listu:
"Zniszczony 400-stronicowy Dziennik Działań stanowił jedynie zabezpieczenie Szefa Zmiany w wypadku posądzenia go w przyszłości o niewłaściwe działania lub zaniechanie".
Czy to oznacza, że celowo "zlikwidowano" to zabezpieczenie i że ówczesny Szef Zmiany nie będzie mógł się bronić przed ewentualnymi zarzutami o "niewłaściwe działania"? Odnoszę wrażenie, że list ppłk. Komisarczyka, zamiast pomóc, raczej dodatkowo obciąża osoby odpowiedzialne za zniszczenie tych dokumentów".