Magdalena Adamowicz na okładce. Co powiedziała "Newsweekowi"?
Żona zamordowanego prezydenta Gdańska udzieliła okładkowego wywiadu naczelnemu "Newsweeka". Choć ukaże się on w poniedziałek, znamy obszerne fragmenty rozmowy. Magdalena Adamowicz wspomniała w nich m. in. o tym, że w dniu śmierci mąż czuł niepokój.
27.01.2019 | aktual.: 27.01.2019 21:18
Magdalena Adamowicz i jej córki wciąż nie mogą się pogodzić ze stratą męża i ojca. Żona prezydenta Gdańska wyznała w rozmowie z "Newsweekiem", że otaczają się przedmiotami po nim.
"Antonina sypia w jego piżamie... ja wzięłam jego poduszki... nosimy jego swetry w domu... (...) Ze spotkania z przyjaciółmi w niedzielę zabraliśmy stojące tam zdjęcie Pawła" - powiedziała.
Adamowicz wspominała też, jak poznała się z mężem na Uniwersytecie w Gdańsku, ich pierwszy taniec i zaproszenie na bal, które od niego dostała.
Nie zatańczy z córką
Paweł Adamowicz był zapraszany na studniówki i otwierał Poloneza. Na taniec z nim czekała też Antonina Adamowicz. "A teraz córka płacze [mamo... już nie zatańczę z tatą poloneza na studniówce, nie zaprowadzi mnie do ołtarza, kogo ja teraz będę o wszystko pytać?]" - powiedziała Magdalena Adamowicz.
Wdowa opisała też poruszające pożegnanie z mężem. Mimo podróży rządowym samolotem, nie udało jej się zdążyć przed jego śmiercią. "Paweł był w takim białym worku, otworzyłam go... i przytulałam się do niego... całowałam. (...) On jeszcze nie był... taki... zimny... jeszcze był ciepły..." - wyznała.
Tej nocy nie mógł spać
Adamowicz zdradziła, że feralnego dnia jej mąż był niespokojny. Zadzwonił do niej bardzo wcześnie, mówiąc, że nie mógł spać, męczyły go koszmary, już o godzinie piątej siadł do biurka. "Był jakiś roztrzęsiony, nie mógł włączyć telewizji, bo coś poprzełączał w pilotach" - wspomina wdowa.
Później nie udało jej się już skontaktować z mężem. O tragedii poinformowała ją siostrzenica. "Madzia, jakiś facet zaatakował wujka nożem, jest reanimowany!" - relacjonowała. Miała nadzieję, że zamachowiec miał tylko scyzoryk, a gruba kurtkę ochroniła jej męża od poważnych obrażeń.
Wykonała setki telefonów, w końcu dodzwoniła się do wiceprezydenta Grzelaka. "Magda... szef... nie wiem, co tam się dzieje... mnie tam nie było..." - opowiadał jej, łkając.
"Kurski raz zadzwonił..."
Żona zamordowanego prezydenta przyznała też, że wraz z rodziną czuła się osaczona działaniami instytucji państwowych. Wspominała, że teść musiał stawić się na rozprawę w sądzie na wózku inwalidzkim. Ich doradca podatkowy musiał odpowiadać o obrazę urzędnika państwowego, bo stwierdził, że stosuje się że wobec nich "esbeckie metody".
Wdowa opisywała, jak wściekły był Adamowicz po powrocie z przesłuchania przed komisją ds. Amber Gold. "Nie powiem jakich słów użył, że ten taki i owaki leciał za nim i darł się, a ludzie patrzyli... To go strasznie męczyło. Ale ten facet z TVP biegał też za moją mamą" - powiedziała. Chodzi o reportera TVP Łukasza Sitka.
Adamowicz nie odpowiedziała, czy mąż skarżył się na ataki ze strony TVP u Jacka Kurskiego. Prezes telewizji pochodzi z Gdańska. "Kurski raz sam zadzwonił, gdy zmarła mu mama i potrzebował od Pawła jakiejś pomocy. Paweł mu pomógł" - powiedziała.
Masz news, zdjęcie lub filmik? Daj znać przez dziejesie.wp.pl
Źródło: Newsweek/naTemat