"Mafia farmaceutyczna" w Polsce? Brakuje leków ratujących życie
Od wielu miesięcy w Polsce brakuje lekarstw niezbędnych do poprawy zdrowia, a często nawet tych ratujących życie. Za całą sprawą stoi "mafia farmaceutyczna", która czerpie miliardowe zyski, a państwo jedynie bezradnie się przygląda. Oficjalne stanowisko brzmi - to cena, którą przyszło nam płacić za prawie darmowe leczenie.
Pani Maria Marzec, 63-latka, astmatyczka, z podejrzeniem POChP (przewlekła obturacyjna choroba płuc)
. Niegdyś aktywna działaczka "Solidarności", dziś na rencie zdrowotnej z powodu wspomnianej choroby płuc. Poza tym, nie ma powodów do zmartwień - szczęśliwie wychowała dzieci, jest zadowolona z życia małżeńskiego, chętnie opowiada o swojej młodości, gdy na Rynku w Krakowie buntowała się przeciwko władzy PRL. Mogłaby o tym mówić cały dzień i uśmiech nie zszedłby jej z twarzy, gdyby nie powód, dla którego się spotykamy.
- Od 20 lat leczę się na astmę, zawsze kupowałam najlepsze lekarstwa, by jakoś funkcjonować - mówiąc to pani Maria zmienia ton głosu. Zaczyna nam opowiadać o sytuacji, z którą niestety spotyka się coraz częściej. - To już kolejna apteka, z której odchodzę "z kwitkiem". Nie ma mojego Spiriva (lekarstwo na astmę - przyp.red.) - tłumaczy.
Niestety, pani Maria nie jest jedyną osobą, która w ostatnim czasie nie może doczekać się na swoje lekarstwa. Według informacji, do których dotarła Wirtualna Polska, problem jest o wiele szerszy i bardziej skomplikowany.
- Farmaceuci mają taki problem, że przychodzi pacjent, wtedy dzwonimy do hurtowni, producentów i tak zaczyna się odbijanie piłeczki i spychanie odpowiedzialności - mówi anonimowo Wirtualnej Polsce farmaceuta z kieleckiej apteki. Nie chce ujawniać swoich danych, bo uważa, że za sprawą deficytu lekarstw stoi zorganizowana grupa, a on wychylając się może narazić się na problemy.
- Producent mówi, że dostarczył, a hurtownia, że nie dostała. A lekarstw nigdzie nie ma - skarży się.
Farmaceuci, którzy zauważyli problem, mówią jednym głosem - "ludzie w hurtowni grają z nami w ping-ponga".
- Efekt jest taki, że następnego dnia do apteki wraca pacjent po lek, a ja go odsyłam dalej, bo nie mogę go (leku - przyp. red.) dostać. Sytuacja jest napięta, bo najczęściej chodzi o leki rozrzedzające krew, potrzebne "na już", jak Clexane czy Fragmin, czyli te ratujące życie - dodaje aptekarz z Krakowa.
Farmaceuci, lekarze i co najważniejsze "pacjenci" denerwują się, ponieważ sytuacja staje się coraz bardziej niebezpieczna.
- Obawiamy się, że w Polsce w końcu ktoś może umrzeć, jeśli nie dojdzie do kolejnej placówki. Odpowiedzialność za to ponosi apteka, czyli farmaceuta, który ma ustawowy obowiązek zaopatrywać miejscową ludność w leki. Groteską jest, gdy na infoliniach w hurtowni słyszymy, że cały czas starają się zapewnić jak najwyższą jakość usług. I że rozmowa jest nagrywana - tłumaczy krakowianin. - Właśnie to, że rozmowa jest rejestrowana powinno posłużyć jako dowód przeciwko nim. Przecież oni sprowadzają realne zagrożenie dla zdrowia i życia- dodaje.
O komentarz do tej dramatycznej sytuacji poprosiliśmy Głównego Inspektora Farmaceutycznego. Ten jednoznacznie mówi: "to mafia, a w grę wchodzą miliardy złotych".
- Od kilku lat jest tak, że leki w Polsce są znacznie tańsze od leków, które można kupić za granicą. I to może być przebitka dziesięciokrotna - mówi Wirtualnej Polsce Paweł Trzciński, rzecznik GIF. - Na początku firmy wywoziły leki z Polski, bo miały praktycznie nieograniczony dostęp. Można było zamówić w hurtowni i dostać. Jednak firmy produkujące zorientowały się, że zaczynają tracić rynek za granicą. Wprowadziły więc ograniczenia. Teraz, jako hurtownik, nie mogę kupić więcej, niż mam na receptach. A to spowodowało, że część firm zaczęła kombinować. Teraz nazywa się to odwróconym łańcuchem dystrybucji leków - dodaje Trzciński.
Po krótkiej namowie, opisuje nam, jak wygląda proceder, na którym mafia czerpie krocie.
- W normalnej sytuacji powinno wyglądać to tak, że producent sprzedaje lek do hurtowni. Dalej do apteki i do pacjenta. Natomiast obecna, patologiczna sytuacja, polega na odsprzedawaniu towaru przez apteki do hurtowni, często tej samej (z której pochodził towar - przyp. red.). Lekarstwa sprzedawane są za granicę po dużo wyższej cenie - tłumaczy rzecznik.
Cały mechanizm działa na zasadach legalnych lub półlegalnych, rzadko nielegalnych. Dlatego proceder trwa w najlepsze, a cierpią ci, którzy są naprawdę potrzebujący.
- Powstają fałszywe zakłady opieki zdrowotnej, gdzie fałszowane są dokumentacje księgowe. Zamiast leczyć, dochodzi do biznesowych połączeń, które nie powinny być legalne. Największy problem jest taki, że prokuratura, która badała ten proceder, nie doszukała się złamania prawa. Dwa lata śledztwa policji przy wsparciu GIF poszło na marne - mówi dalej Trzciński.
- Ten proceder to są miliardy złotych, nie miliony. To są miliardy. To są kręgi mafijne. I najgorsze jest to, że sposoby są bardzo łatwo dostępne. Bez wsparcia sądownictwa i prokuratury, nie poradzimy sobie z tym. Jedyne co możemy zrobić, to zamknąć taką aptekę - stwierdza rzecznik GIF.
Mimo walki i prób zmiany prawa, aptekarze i farmaceuci ponoszą kolejne porażki, a pacjent, który powinien być na pierwszy miejscu, czeka bezradnie na telefon: "zapraszam po lekarstwa".
- Dzisiaj po leki lub ich zamienniki byłam w trzech aptekach. Wszędzie usłyszałam to samo "nie ma w hurtowniach". To już trzeci miesiąc, kiedy muszę sięgać po specyfiki starszej generacji. Kiedyś po prostu leki te nie zadziałają i się uduszę - mówi na koniec pani Maria Marzec.
Mafia farmaceutyczna działa według prostego modelu biznesowego - wykupują hurtowo te lekarstwa, na których są najwyższe przeliczniki. Nie ma znaczenia dla nich, czy są to leki ratujące życie czy "tylko" poprawiające jego komfort. Następnie sprzedawane są za granicę, by dać miliardowe zyski zorganizowanym grupom przestępczym.
Mimo to, zainteresowani poprawą dostępności lekarstw w Polsce, mogą tylko wysyłać listy i prośby, jak Śląska Izba Aptekarska:
"W związku z docierającymi do Śląskiej Izby Aptekarskiej skargami pacjentów oraz farmaceutów w sprawie dotkliwego ograniczenia dostępności wielu leków, wysłaliśmy do ministra zdrowia obszerny apel w tej sprawie, w którym zwróciliśmy się o pilną naprawę obecnej sytuacji. Apel, oprócz analizy obecnej sytuacji, zawiera także propozycję zapisów nakładających dotkliwe kary finansowe na uczestników odwróconego łańcucha dostaw, które powinny być w szybkim trybie egzekwowane przez inspekcję farmaceutyczną, włącznie z utratą przez właścicieli uczestniczących w tym procederze wszystkich zezwoleń na prowadzone apteki".
Stanowisko wiceministra zdrowia, można było usłyszeć na jednej z ostatnich konferencji.
- Leki w Polsce są najtańsze w Europie. Ten sukces ma jednak też wady - tanie leki stały się intratnym elementem handlu w ramach wymiany towarowej w Europie. Notorycznie borykamy się z brakiem dostępności do określonych leków w Polsce - mówił wiceminister zdrowia Igor Radziewicz-Winnicki podczas konferencji "Ustawa refundacyjna - teraźniejszość i przyszłość".
- Stworzyliśmy koncepcję systemu nadzoru elektronicznego nad dystrybucją leków w Polsce, by mieć kontrolę przepływu leków, szczególnie tych, które są narażone na wywóz - dodał. - Mechanizm polega na tym, że GIF będzie każdorazowo wydawać zgodę na wywóz określonej partii leku. Stwierdzenie wywozu leków bez tej zgody będzie sankcjonowane wysokimi karami - tłumaczył.
Na razie to tylko koncepcja, a mafia farmaceutyczna, zarabiając kolejne miliardy złotych, wyrabia sobie legalną licencję na zabijanie.
Jak długo? Na to pytanie nikt nie zna odpowiedzi.
Robert Kulig, Wirtualna Polska