Mad Max po rosyjsku. Tak szarżują "kawalerzyści" Putina

Jeśli coś ma koła i jeździ, to z dużym prawdopodobieństwem zostanie wykorzystane przez rosyjską piechotę. Inwencja żołnierzy, pozbawionych transporterów opancerzonych, zdaje się nie mieć granic. Dlatego na froncie pojawiają się przerobione buggy i "opancerzone" motocykle.

Rosjanie używają motocykli i quadów, bo brakuje im BWP
Rosjanie używają motocykli i quadów, bo brakuje im BWP
Źródło zdjęć: © Ministerstwa Obrony Federacji Rosyjskiej

Zvezda, resortowy kanał Ministerstwa Obrony Federacji Rosyjskiej, pękał z dumy, donosząc o utworzeniu oddziałów szturmowych na motocyklach. Powstały, aby "żołnierze mogli się szybciej poruszać po otwartym terenie i przeprowadzać niespodziewane ataki na jednostki ukraińskie, szczególnie na płaskich, otwartych polach otaczających miasto Wuhłedar".

"Motocykle są tutaj niemal standardowym wyposażeniem" – głosiła Zvezda. A dzieje się tak dlatego, że "bardzo trudno jest trafić w tak mały i niezwykle zwrotny cel. Żołnierze wjeżdżają z dużą prędkością do ukraińskich okopów i natychmiast mogą rozpocząć walkę".

Propagandyści nie wytłumaczyli tylko jednego - dlaczego z wielu odcinków frontu niemal zniknęły bojowe wozy piechoty. Odpowiedź nie wyglądała dobrze. Tylko w przeciągu pierwszych dwóch lat wojny najeźdźcy stracili ok. 15 tys. pojazdów bojowych. Obecnie na stepach Ukrainy zniszczonych każdego miesiąca zostaje ok. 600 czołgów i transporterów opancerzonych. I to cała tajemnica powstania jednostek rosyjskich Mad Maxów.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

W zalewie urzędowej propagandy prawdą jest tylko to, że armia wykorzystywała motocykle "od zawsze", ale na pewno nie służyły one nigdy do "wjeżdżania z dużą prędkością do okopów". Cóż, nawet jeśli tylko propagandowo, to ktoś musiał być pierwszy. Trafiło na Rosjan.

Potrzeba matką wynalazku

Wszystkie konflikty weryfikują założenia konstruktorów i wymagania użytkowników. Dlatego w armiach często pojawiają się, wymyślane ad hoc, "modyfikacje polowe". Niektóre, te bardziej udane, wprowadzane są potem jako systemowe. Tak było choćby w przypadku montażu morskich systemów artyleryjskich na transporterach MT-LB czy baldachimów przeciwdronowych na wieżach czołgów.

Rosjanom brakowało wozów wsparcia i lufowych systemów przeciwlotniczych, które mogłyby zestrzeliwać bezzałogowce nad frontem, więc uzbroili transporter opancerzony. Podobnie zrobili zresztą Ukraińcy, którzy szukali rozwiązania dla mobilnych zespołów przeciwlotniczych – uzbroili półciężarówki i aeroklubowe samoloty szkolne.

Teraz jednak Rosjanie zaczęli tworzyć pojazdy rodem z serii Mad Max, ponieważ zaczyna brakować im środków transportowych, a te wysłane na front niezbyt nadają się do działań wojennych. Przed laty tak było z polskimi Honkerami wysłanymi do Iraku - nasi żołnierze okładali samochody kamizelkami z wkładami balistycznym.

Blacha i kamizelka

W lipcu na front trafiły chińskie lekkie pojazdy terenowe Desertcross 1000-3. W teorii miały zastąpić samochody terenowe używane na zapleczu frontu, które z kolei chciano wysłać na pierwszą linię. Było ich jednak tak niewiele, że Rosjanie zaczęli ostatecznie wysyłać pojazdy chińskie.

Z kota tygrysa zrobić trudno, więc eksperyment skończył się dla Rosjan tragicznie – pojazdy były masowo rozbijane, nim zdążyły zbliżyć się do ukraińskich linii, a niechronione załogi ginęły. Dlatego dość szybko w warsztatach polowych zaczęto je "dopancerzać". Polegało to na dospawaniu blach ze zniszczonych pojazdów. W wersji niskobudżetowej żołnierze sami okładali chińskie wehikuły kamizelkami.

- To tak mała maszyna, że wielu mogło ją zobaczyć, a nawet używać w kurortach w Egipcie. Są szeroko wykorzystywane również przez turystów w Karpatach. Ale Rosjanie używają ich właśnie do rzucania piechoty przez pola. Dzieje się to przy dużej prędkości. Ich zaletą jest to, że mogą pokonać pola minowe i nie wylecieć w powietrze – mówił w programie "Jedyny Nowyny" Dmytro Łychowa, oficer prasowy Grupy Operacyjnej Tawria.

Nie są to jedyne pojazdy, które modyfikują Rosjanie. Do jednostek, głównie na Zaporożu, trafiają w dużej ilości quady i motocykle, czasem z wózkiem bocznym, na którym montowane są karabiny maszynowe.

Rosjanie częściowo postarali się o ochronę dla ich załóg – zamiast pleksiglasowej osłony zaczęły pojawiać się stalowe płyty, za którymi może ukryć się kierowca. To jednak bardziej osłona psychologiczna niż faktyczna. Do powstrzymania tego sprzętu wystarczyła artyleria lub bezzałogowce.

To z kolei wymusiło na Rosjanach kolejną modyfikację. Na motocyklach zaczęto montować stelaże na siatki przeciwdronowe. Na razie filmy z działań wojennych nie potwierdzają skuteczności tego rozwiązania.

Ukraińcy wystawiają "mandaty"

Rosjanie uparcie twierdzą, że wyposażenie oddziałów szturmowych w motocykle, to nie kwestia braku pojazdów opancerzonych, a świadoma zmiana taktyki. Czego dowodem ma być wykorzystanie motocyklistów nie tylko pod wspomnianym już Wułhedarem, ale również pod Orichowym i Wołczańskiem.

"Nasi operatorzy dronów szturmowych nie docenili kreatywności wroga" - napisała na swoim profilu w mediach społecznościowych 79. Brygada Szturmowa. O tym, że wpis Ukraińców miał prześmiewczy charakter, świadczyła jego dalsza część: "Każdy jeździec został ukarany grzywną za przekroczenie prędkości na długo przed metą". Wpis uzupełniał film z rozbitymi motocyklami i zabitymi "kawalerzystami" Putna.

Choć więc Rosjanie robią dobrą minę do złej gry, ich "motocyklowa taktyka" absolutnie się nie sprawdza. Po prostu Ukraińcy nie muszą marnować już drogich kierowanych pocisków przeciwpancernych, a do powstrzymania wroga wystarczą im tanie drony i lekkie miny motylkowe, które aż nadto wystarczą do zatrzymania szarżującego motocyklisty. Nie pomagają nawet modyfikacje w postapokaliptycznym stylu.

Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie