"Łykanie pryncypała" i "akcja opona" - oficerowie BOR o wypadkach z udziałem Gowina i Dudy
Niemal rok od pękniętej opony w limuzynie Andrzeja Dudy "gumę złapał" rządowy samochód Jarosława Gowina. Zarówno prezydent i jak wicepremier publicznie bronili swoich kierowców. - Funkcjonariusz, za którym się wstawi ważny polityk może być nie do ruszenia - mówi Wirtualnej Polsce oficer BOR. "Oswajanie" ochranianych polityków odgrywa ważną rolę i ma w slangu swoją nazwę - "łykanie pryncypała".
30.01.2017 | aktual.: 30.01.2017 21:39
Do incydentu z udziałem Gowina doszło ponad tydzień temu, gdy minister nauki wracał z konkursu skoków narciarskich w Zakopanem. Według "Rzeczpospolitej", która pierwsza opisała sprawę, kierowca zatrzymał się dopiero w Krakowie, po przejechaniu ok. 100 km. Tam wicepremier przesiadł się do innego samochodu, którym dotarł do Warszawy.
Inaczej sytuację opisał sam wicepremier. Wyjaśnił, że jego kierowca natychmiast skontaktował się ze swoim przełożonym, który polecił mu pojechać do najbliższej stacji benzynowej. Gowin zapewniał też, że chroniący go funkcjonariusze BOR zachowali się profesjonalnie.
- W takiej sytuacji powinno się zmienić samochód. Choć między teorią, a praktyką często są różnice, bo w sumie na tych oponach da się jechać - mówi Wirtualnej Polsce oficer BOR.
O tym, że teoria nie zawsze idzie w parze z praktyką można było się przekonać w marcu 2016 roku, gdy doszło do wypadku samochodu wiozącego prezydenta. Przyczyniła się do niego zużyta opona, która w teorii powinna być wysłana do utylizacji, bo pochodziła z magazynu części wycofanych z eksploatacji.
- Gdy sprawa wyszła na jaw zaczęła się u nas "akcja opona". Zaczęli na gwałt kupować opony zimowe, choć zbliżała się wiosna. Wszczęli też postępowanie wewnętrzne, niektórzy byli przesłuchiwani, potem paru kolegów straciło pracę, jednak kierowca prezydenta nie został zawieszony - zaznacza w rozmowie z WP funkcjonariusz BOR.
Po wypadku Andrzej Duda publicznie wyraził "głębokie podziękowania i ukłony w kierunku oficera Biura Ochrony Rządu, który prowadził samochód".
- Po tym, jak wstawił się za nim prezydent wiedzieliśmy, że niezależnie od tego, czy zawinił jest raczej nie do ruszenia - dodaje borowiec.
Według innego kierowca nie zasłużył na to, by go zawieszać. - Była taka możliwość, ale to szef BOR decyduje, czy zostanie zastosowana. Kierowca prezydenta zachował się wzorowo. Uratował go przed poważnym wypadkiem fachowo wyprowadzając samochód z poślizgu - podkreśla.
W liczącej przeszło 2 tysiące osób formacji większość nowicjuszy (zwanych w slangu borowców "dziobakami") marzy o tym, by trafić do elitarnej grupy chroniącej polityków (według slangu "wygrać w castingu"). Ci, którzy osiągną ten cel, chcą ułożyć sobie z ochranianym VIP-em jak najlepsze relacje (czyli "łykać pryncypała").
- Od pryncypała dużo zależy. Jedni są nieufni i trudniej przełamać lody, co nie pomaga w codziennej pracy. Poza tym niektórzy funkcjonariusze liczą, że polityk może kiedyś pomóc w awansie - wyjaśnia borowiec.
- Zdarzają się politycy, którzy dają nam odczuć, że nie istniejemy. Traktują nas jak powietrze. Inni są całkiem w porządku. Przywitają się, czasem zapytają kurtuazyjnie, co słychać w rodzinie - dodaje drugi.
Inaczej widzi to były funkcjonariusz. – Nikt się z politykami nie spoufala, to mit. Brak profesjonalnego dystansu to błąd – ocenia w rozmowie z WP.
Jego zdaniem borowcy pełnią istotną rolę, choć są z reguły niedoceniani. - Nikt nie zna tak wielu tajemnic skrywanych przez polityków. Niejeden wywiad chciałby je znać – dodaje.