Łukaszenka chce pokoju? "Absolutne kłamstwo, żenujące"
Alaksandr Łukaszenka znów prowokuje. W słowach skierowanych do Polaków mówi o wspólnym przezwyciężaniu problemów w regionie. - Sam w ostatnich latach robił wszystko, by stworzyć to zagrożenie i by negatywne skutki dotknęły wszystkich sąsiadów - ocenia w rozmowie z WP Paweł Łatuszka, białoruski opozycjonista.
Alaksandr Łukaszenka, gratulując Polakom 105. rocznicy święta niepodległości, wyraził przekonanie, że najlepszą gwarancją bezpieczeństwa dla Polski jest "przyjazne sąsiedztwo, położenie kresu nieuzasadnionej militaryzacji kraju i wyścigu zbrojeń".
- Tylko razem, krok po kroku, możemy przyczynić się do przezwyciężenia konfrontacji w naszym regionie - przekonywał. I nie ma najmniejszych wątpliwości, że to kolejna zaczepka ze strony białoruskiego dyktatora.
Przypomnijmy - Łukaszenka od dawna oskarża Polskę o zbrojenie się w celu napadnięcia na Białoruś. Dyktator wyraża także dużą niechęć wobec Polski, gdyż rząd Mateusza Morawieckiego nie uznał wyborów z 2020 roku i udzielił schronienia uciekającym z Białorusi opozycjonistom. Taką politykę wobec uciekinierów z Białorusi Polska prowadzi od lat.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Brawurowy atak z powietrza. Piloci Su-25 podjęli duże ryzyko
- Naszą wspólną przeszłością jest wielowiekowe wspólne dziedzictwo chrześcijańskie i kulturowe, szerokie i przyjacielskie kontakty między mieszkańcami obu krajów. A przyszłość możemy budować tylko zwracając szczególną uwagę na wydarzenia historyczne i wzmacniając więzi na zasadach partnerstwa i zaufania - przekazał Łukaszenka przez swoją służbę prasową.
Jakby nie zważał na własne słowa i deklaracje z wielu miesięcy. I oczywiście nie jest to działanie przypadkowe. Dyktator ma w tym swój interes.
"Zagrywka na rynek wewnętrzny"
- To zagrywka na rynek wewnętrzny - ocenia słowa Łukaszenki Paweł Łatuszka, białoruski opozycjonista i były ambasador Białorusi w Polsce. W rozmowie z Wirtualną Polską podkreśla, że tym samym Łukaszenka chce zademonstrować Białorusinom, a dokładnie tej części społeczeństwa, która go popiera, że jest za zgodą, pokojem i współpracą. Co - jak podkreśla Łatuszka - jest "absolutnym kłamstwem i jest żenujące".
W ocenie rozmówcy Wirtualnej Polski "Łukaszenka w ostatnich latach robił wszystko, by stworzyć zagrożenie i żeby negatywne skutki tych działań dotknęły praktycznie wszystkich sąsiadów Białorusi w Unii Europejskiej, ale i Ukrainę".
- Myślę, że MSZ Łukaszenki przekonał go, że warto skorzystać z wyników wyborów w Polsce i ewentualnych zmian politycznych - zaznacza.
Przypomnijmy, że Łukaszenka przekonywał, że Białorusini "szanują wybór", jakiego dokonali w ostatnim czasie Polacy. Jego zdaniem wynik wyborów pokazał "chęć zaprzestania bezsensownego poszukiwania wewnętrznych sprzeczności i zewnętrznych zagrożeń".
- Mam nadzieję, że Warszawa wysłucha głosu swoich obywateli wzywających do życia w pokoju i zgodzie z przedstawicielami wszystkich narodów i religii oraz rozważy przyjazną rękę współpracy wyciągniętą przez Białoruś - tak o wyborach wypowiadał się Łukaszenka.
"Problemem jest sam Łukaszenka"
Dlaczego takie ruchy ze strony Łukaszenki zostały poczynione? - Mocny sygnał Łukaszence dali Chińczycy, kiedy nie zaprosili go na Forum Pasa i Szlaku - dodaje Łatuszka. Dla niego był to sygnał, że wypada z grona jakichkolwiek istotnych partnerów Chin.
Opozycjonista zaznacza, że należy pamiętać, że problemem jest sam białoruski dyktator. - On stoi na przeszkodzie w normalizacji stosunków. Tylu ludzi zostało zabitych lub jest represjonowanych. Do tego zlikwidowano niezależne media, organizacje pozarządowe, w sumie tysiące instytucji. Ponad 100 tys. Białorusinów zostało deportowanych z kraju. Przeszkodą jest więc on sam i jego reżim - podkreśla.
Najlepsza reakcja? Brak reakcji
Czy powinna nastąpić jakakolwiek reakcja na te słowa Łukaszenki? W ocenie Łatuszki absolutnie nie. - To decyzja strony polskiej, ale w mojej ocenie nie powinna mieć miejsce żadna reakcja - zaznacza. Według niego, milczenie jest wystarczającą odpowiedzią.
I podkreśla, że wszystko ostatecznie jest po stronie Łukaszenki. - Powinien wyzwolić wszystkich więźniów, zaprzestać masowych represji. Powinny odbyć się wybory demokratyczne, pod obserwacją struktur międzynarodowych - mówi. I dopiero wtedy jakiekolwiek relacje miałyby uzasadnienie.
Nienawistne wypowiedzi Łukaszenki o Polakach
Przypomnijmy, że w ostatnim czasie z ust białoruskiego dyktatora padało wiele nienawistnych słów wobec Polski i Polaków. Choćby w trakcie swojej ostatniej wizyty w obwodzie mińskim, kiedy zabrał głos w sprawie migracji. W typowy dla siebie sposób wypowiedział kontrowersyjne i pełne propagandy słowa.
- Nawet nie codziennie, ale kilka razy dziennie wyrzucają zwłoki. Rzecznikowi prasowemu powiedziałem: nie ma potrzeby niczego ukrywać. Pokażcie, co oni robią - miał obwieścić Alaksandr Łukaszenka o traktowaniu migrantów na polskiej granicy. - Mamy ten materiał filmowy - dodał przywódca. Nie pokazał go jednak. Bo takie słowa to oczywiście tylko kolejny element propagandy reżimu i wojny informacyjnej.
Wyraził przekonanie, że Polacy "mówią jedno, a robią drugie, co jest dla nich normą", a także użył określeń "łajdacy" i "krzyżowcy".
"Zaostrzenie przez Kreml i Łukaszenkę antypolskiej retoryki stanowi kolejną eskalację wojny psychologicznej i operacji dezinformacyjnej mającej na celu zwiększenie napięcia wewnętrznego" - w ten sposób zmianę narracji tłumaczy w analizie Ośrodka Studiów Wschodnich Piotr Żochowski, główny specjalista zespołu Białorusi, Ukrainy i Mołdawii.
"Sugerowanie, iż Polska liczy się z konfliktem zbrojnym z Białorusią, a wręcz że chce go sprowokować, koncentrując wojska w pobliżu wschodniej granicy, jest próbą podważenia polskiej polityki obronnej i przedstawienia jej jako awanturnictwa politycznego" - pisze Żochowski.
Żaneta Gotowalska-Wróblewska, dziennikarka Wirtualnej Polski
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski