Łukasz Warzecha: Zwierzę nie jest ważniejsze niż człowiek
Gdyby dzisiaj PO zaproponowała – idąc tropem decyzji prezydenta Warszawy – całkowity zakaz używania petard i sztucznych ogni ze względu na zwierzęta, z oficjalnymi pokazami włącznie, mogłaby zapewne liczyć na poparcie PiS. Nic dziwnego – lewicowość tych dwóch ugrupowań najlepiej widać w tematach ekologii i zwierząt właśnie.
Czy decyzja Rafała Trzaskowskiego, żeby w Sylwestra Warszawa nie urządzała pokazu ogni sztucznych, nie jest zwykłym okazjonalnym populizmem? Zobaczymy.
Jeśli nie, Trzaskowski musiałby zadeklarować, że miasto pod jego kierownictwem już nigdy nie tylko nie zorganizuje pokazu sztucznych ogni, ale też nie zgodzi się na niego, jeśli będzie miało coś do powiedzenia. W przeciwnym wypadku to najzwyklejsza hipokryzja.
Jerzy Owsiak też nie będzie mógł zrobić pokazu?
Pierwszym testem – jak już słusznie wskazywano – będzie doroczna impreza Jerzego Owsiaka, inaugurująca finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Już w styczniu, niedługo po Sylwestrze.
Przyjmijmy jednak przez moment, że Trzaskowski naprawdę bardzo się troszczy o zwierzęta. Wiele osób jego decyzji przyklaśnie, a jej przeciwników uzna za nieczułych dręczycieli zwierzątek. Tak to działa – gra na emocjach, zero racjonalności. I tak jest w przypadku niemal każdego innego zagadnienia, dotyczącego zwierząt – czy idzie o ubój rytualny, czy hodowle futerkowe, czy trzymanie zwierząt w klatkach, czy cyrk ze zwierzętami. To w każdym przypadku taki sam modus operandi lewicy.
Rezygnacja z fajerwerków, będących tradycyjnym sposobem świętowania nadejścia nowego roku, najbardziej przypomina restrykcje, jakie niektóre miasta wdrożyły wobec cyrków, w których występują zwierzęta. W obu przypadkach chodzi o coś, co sprawia ludziom przyjemność.
Cyrków ze zwierzętami chciała w ubiegłym roku zabronić na swoim terenie Warszawa, ale zakaz uchylił najpierw Wojewódzki Sąd Administracyjny, a potem podtrzymał to orzeczenie NSA.
Tymczasem PiS chce umieścić taki zapis w nowelizacji Ustawy o ochronie zwierząt. Nic dziwnego – między innymi w tym względzie partia Kaczyńskiego dowodzi, że serce ma zdecydowanie po lewej stronie. Za jakiś czas nasze dzieci mogą już nie znać pojęcia cyrkowego zwierzęcia.
Charakterystyczny jest w tej sprawie maksymalizm. Wszyscy się zapewne zgodzą, że jeśli dochodzi do dręczenia zwierząt, powinny wkroczyć odpowiednie służby. Ale na to przepisy już są i nie o to działaczom prozwierzęcym oraz niektórym włodarzom miast chodzi. Oni uważają, że cyrk ze zwierzętami jest z zasady zły i z zasady opiera się na udręce zwierząt, bo zwierzę nie jest od tego, żeby pokazywać widzom sztuczki i być do tego tresowane. Choćby było na tresurę podatne, odpowiednio traktowane i przy tym dobrze się bawiło.
Działacze działają, bo z tego żyją
Nie łudźmy się jednak: działacze na tym nie poprzestaną. To równia pochyła. Po cyrkach przyjdzie czas na fokaria, bo przecież foki powinny żyć w morzu, a nie ku uciesze dzieci i dorosłych bawić się piłką w basenie. Potem okaże się, że nie wolno trzymać w domu żółwia, rybek w akwarium czy papugi, a jeśli trzyma się psa, to nie wolno go tresować, bo go to stresuje.
Działacze nigdy nie ustaną w eskalacji swoich postulatów.
Po pierwsze dlatego, że z tego żyją. To typowe dla wszelkiego rodzaju aktywistów: zawodowi antyfaszyści nigdy nie przyznają, że faszyzmu nie ma, zawodowi ekolodzy – że przyroda jest należycie chroniona, zawodowi związkowcy – że pracownicy mają się dobrze, a zawodowi aktywiści prozwierzęcy – że zwierzęta mają się dobrze. Nie podcina się gałęzi, na której się siedzi.
Po drugie – i to jest ważniejsze – ponieważ podstawą ich działalności jest rozmywanie granicy pomiędzy zwierzętami a ludźmi. Kiedyś Tomasz Terlikowski wywołał wielkie zamieszanie i skandal, stwierdzając, że zwierzęta nie mogą mieć praw, ponieważ nie posiadają samoświadomości, z punktu widzenia zaś klasycznej antropologii prawa mogą przysługiwać jedynie tym, którzy są świadomi sami siebie. A więc jedynie ludziom.
Zrównywanie zwierząt z ludźmi widać w warstwie języka. Zamiast mówić o usypianiu zwierząt, mówi się o ich "eutanazji". Zamiast mówić, że zwierzę zdechło, mówi się, że "umarło". Mimo, że oba te określenia powinny być zarezerwowane dla ludzi.
Trzaskowski wyszedł z założenia, że dobre samopoczucie zwierząt jest ważniejsze niż dobre samopoczucie ludzi. Owszem, można powiedzieć, że bez fajerwerków można się obyć. Ale tak można uzasadnić niemal każde ograniczenie – bo obyć się można niemal bez wszystkiego. Bez trzymania w domu kanarka czy chomika także. Jeśli przyjmiemy ten sposób myślenia, powinniśmy właściwie wrócić do epoki kamienia łupanego, bo i bez prądu się obędziemy. Może na początku będzie trochę trudno.
Tymczasem sztuczne ognie na Sylwestra to tradycja w jakiś sposób ważna dla ludzi. Używa się ich na całym świecie. Teraz ta tradycja ma skapitulować przed dobrym samopoczuciem zwierząt. To zachwianie hierarchii ważności, w której w każdej sytuacji człowiek powinien stać na pierwszym miejscu.
Zachwianie zresztą niepotrzebne. Owszem, niektóre psy huku nie lubią, ale na innych nie robi on wrażenia. Są psy myśliwskie, które genetycznie mają zapisaną tolerancję dla hałasu – wszak ich życiową rolą jest uczestniczenie w polowaniach. Chyba że polowań aktywiści też skutecznie zabronią – walczą o to zaciekle. Dla innych psów są leki uspokajające. Wystarczy odwiedzić weterynarza. Robienie histerii wokół jednej – jednej jedynej! – nocy w roku to gruba przesada.
PiS równe Platformie
Ale, jako się rzekło, to tylko jeden z elementów układanki. Trwa już przecież kampania przeciwko hodowli zwierząt w klatkach. Większość sklepów, idąc za wymuszoną poprawnością polityczną, zrezygnowała ze sprzedaży jajek z chowu klatkowego. Konsekwencje są oczywiste: na półkach są jedynie jajka z chowu "ekologicznego", jakościowo nie lepsze, za to wyraźnie droższe. To samo stałoby się z wyrobami mięsnymi, gdyby zakazano hodowli klatkowej. W imię "dobrego samopoczucia" zwierząt ludzie mieliby dużo głębiej sięgać do portfeli. Ktoś na tym zarobi.
I tak trwa odwracanie hierarchii. Zrównywanie potrzeb i uprawnień człowieka i zwierzęcia. Dwa główne obozy polityczne w Polsce pod tym względem niemal niczym się nie różnią.