Łukasz Warzecha: trzeba na nowo napisać polską historię
Trzeba na nowo napisać polską historię. Przecież bitwa pod Grunwaldem nie była w rzeczywistości żadnym wielkim czynem polskiego i litewskiego rycerstwa w starciu z wojskami niemieckimi i gośćmi zakonu z innych państw, ale międzynarodową orgietką homoseksualną. Odkrył to w swoim monologu Szymon Majewski, podążając tropem badań dr Elżbiety Janickiej - pisze Łukasz Warzecha w najnowszym felietonie dla WP.PL
Jest znany dowcip o Jasiu, któremu się wszystko z dupą kojarzyło. Dowcip dowcipem, ale okazuje się, że w oparciu o takie skojarzenia funkcjonuje dzisiaj cała gałąź "nauki" (cudzysłów jest tutaj konieczny, bo z prawdziwą nauką nie ma to wiele wspólnego). To wszystkie te wywody genderowo-seksualno-waginalne, które zadomowiły się już na uniwersytetach i udają, że są równie poważne co historia, matematyka czy prawdziwa "nie genderowa" polonistyka. Ta nowa gałąź działalności zarobkowej daje olbrzymie możliwości miernotom, które w żadnej normalnej dziedzinie by sobie nie poradziły. Metoda zawsze jest podobna: trzeba sobie samemu wytworzyć obszar badań dotąd nie istniejący i przekonać ludzi - przynajmniej tych, od których zależy przyznawanie pieniędzy, że jest on realny, ważny, a do tego bardzo postępowy. To ostatnie jest szczególnie istotne, bo w razie, gdyby ktoś uznał, że nie warto na te "badania" łożyć (a był już w Polsce taki przypadek na jednym z uniwersytetów), zawsze można na niego donieść do "Gazety
Wyborczej", że hamuje nowatorskie badania i na pewno jest z PiS-u. A jak nie z PiS-u, to przynajmniej jakimś faszystą. No, ewentualnie kryptofaszystą, tak dobrze ukrytym, że bezobjawowym.
I tak jak istnieją zawodowi antyfaszyści w rodzaju Rafała Pankowskiego, szefa Stowarzyszenia "Nigdy więcej", którzy muszą wciąż dowodzić, że straszliwie zagraża nam faszyzm, bo z czym by w przeciwnym razie walczyli, tak istnieją zawodowi tropiciele wątków homoseksualnych. Należy do nich właśnie dr Janicka - artystka, fotograf, pracownik naukowy PAN. To ona odkryła w "Kamieniach na szaniec" Aleksandra Kamińskiego - kultowej książce o harcerzach Szarych Szeregów, napisanej jeszcze w czasie okupacji niemieckiej - wątki homoseksualne (a przy okazji też antysemickie).
Można by się zdziwić: dlaczego sięgać po ramoty (z punktu widzenia oraczy postępu, bo nie z mojego) w rodzaju "Kamieni na szaniec" i tworzyć jakieś absurdalne konstrukcje myślowe, skoro literatury całkiem wprost gejowskiej jest pod dostatkiem? Odpowiedź jest prosta. Po pierwsze - ponieważ żadną sztuką nie jest stwierdzić, że powieść o homoseksualistach to powieść o homoseksualistach. Na takie wnioski trudno byłoby wyciągnąć kasę. Po drugie - co nawet ważniejsze - krzewiciele postępu nie są zainteresowani zajmowaniem się tym, co otwarcie i w oczywisty sposób gejowskie. Oni muszą wedrzeć się na terytorium wroga, czyli literackiej tradycji, w której nikt nigdy nie podejrzewał istnienia silnych uczuć męsko-męskich lub damsko-damskich. W ten sposób zabierze się ciemnogrodzkim kryptofaszystom ich ulubione dzieła i włączy je w zaprzęg postępu.
Człowiek niczego nie podejrzewał, a tu się nagle okaże, że Wołodyjowski z Ketlingiem byli parą, a małżeństwa pierwszego z Basią, a drugiego z Krzysią miały na celu jedynie zachowanie pozorów w skrajnie nietolerancyjnej rzeczywistości XVII wieku. Dodajmy do tego problemy Longinusa Podbipięty z własną seksualnością, sadystyczno-erotyczne fascynacje Kmicica, no i Skrzetuskiego - tak prawego i ostentacyjnie heteroseksualnego, że na pewno ukrywającego w ten sposób swoje gejowskie upodobania - i mamy rozmontowaną całą Trylogię.
Albo weźmy "Hamlet". Niby to sztuka o władzy i zemście, ale wnikliwy badacz w rodzaju dr Janickiej od razu się zorientuje, że motorem działania duńskiego księcia jest wcale nie uczucie do Ofelii, lecz niespełniona miłość do Laertesa. Nie mówiąc już o tym, że Gildenstern i Rozenkranc to całkiem oczywista i otwarta para gejowska.
W "Panu Tadeuszu" mamy zupełnie wyraźne zapętlenie wątków homoseksualno-pedofilskich z Zosią, Gerwazym i Protazym, Hrabią, a także dodatkowo wątek fałszywości Kościoła i kleru (ksiądz Robak vel Jacek Soplica) oraz antysemityzm (Jankiel, zamiast grać żydowską muzykę, gra nacjonalistycznego Mazurka Dąbrowskiego).
Należałoby także wreszcie obalić mitologię, narosłą wokół "Dziadów", zwłaszcza ich części III. Scena w więzieniu, rozgrywająca się pomiędzy osadzonymi tam kolegami spiskowcami, ma jasny podtekst homoseksualny. Absolutnie zadziwiające jest także, że żaden postępowy "naukowiec" nie wychwycił dotąd całkiem otwartej deklaracji homoseksualnej, zawartej w dramacie narodowego wieszcza, a dokładnie w scenie Balu części III, gdy Student wygłasza do Oficera kwestię: "Patrz, jak się Bajkow, Bajkow rucha!" Nie ma tu przecież wątpliwości, że Student, który jest gejem, zwraca uwagę swojego partnera na szczególne umiejętności seksualne Bajkowa. Można się domyślić, że poza sceną trzech panów utworzy wkrótce gejowski trójkąt.
Tak oczywistych historii jest całe mnóstwo: Sherlock Holmes i dr Watson (ten ostatni wprawdzie w powieści "Studium w szkarłacie" poznaje swoją przyszłą żonę, Mary Morstan, ale może to jedynie świadczyć o jego biseksualizmie), Alicja w Krainie Czarów i orgia przy herbatce z Marcowym Zającem, Kapelusznikiem i Susłem, Muminek i Ryjek (Tove Jansson była lesbijką, a więc po prostu musiała w swoich książkach umieścić homoseksualnych bohaterów), Don Kichote i Sanczo Pansa i tak dalej, i tak dalej. Pole do działania dla takich pań Janickich jest w zasadzie nieograniczone. Skoro bowiem komuś wszystko się z dupą kojarzy, a jeszcze za to kojarzenie może sobie całkiem wygodnie żyć, to czemu miałby się zatrzymać?
Przed niepokornymi "badaczami" w służbie postępu jeszcze jedno, najpoważniejsze wyzwanie: zdemaskowanie homoseksualnych relacji pomiędzy Jezusem a Jego uczniami, opisanych między wierszami w Ewangeliach. Że co? Że nie wypada, że to zbyt śmiałe? Zapewniam Państwa, że dla bojowników postępu żaden idiotyzm nie jest zbyt śmiały. Wszak jak powiedział "Krytyce Politycznej" wybitny literaturoznawca Michał Głowiński, komentując awanturę wokół "Kamieni na szaniec": "Sprawa homoseksualizmu "Zośki" i "Rudego" jest papierkiem lakmusowym, pozwalającym ujawnić czasami zwykłe kołtuństwo, a czasami jakieś straszne przesądy". A zatem - precz z przesądami! I ze zdrowym rozsądkiem też.
Łukasz Warzecha specjalnie dla WP.PL