Ludwik Dorn wicepremierem
Prezydent Aleksander Kwaśniewski powołał Ludwika Dorna, szefa MSWiA, na wicepremiera. O nominację wnioskował premier Kazimierz Marcinkiewicz. Dorn jest jedynym wicepremierem w nowym rządzie.
W briefingu po nominacji Ludwik Dorn był pytany o ocenę zachowania policji podczas Marszu Równości w Poznaniu. Powiedział: Nie mam zamiaru interweniować w sprawie zachowania policji. Dodał, że postępowała zgodnie z prawem i nie dopatrzył się uchybień w działaniu policjantów. Dziś politycy SLD zarzucili policji, że użyła środków niewspółmiernych do sytuacji. Dorn stwierdził, że organizatorzy nielegalnej manifestacji nie zachowywali się agresywnie, ale łamali prawo i dlatego policja zareagowała.
Marsz Równości zorganizowany został w sobotę w Poznaniu wbrew zakazowi władz miasta i województwa, policja zatrzymała tam kilkudziesięciu demonstrantów.
Dorn wypowiedział się także decyzji w sprawie ujawnienia akt dotyczących inwigilacji prawicy w latach 90. Wicepremier przyznał, że istnieje wola ich ujawnienia, a obecnie pojawiły się warunki, by to uczynić. Taka decyzja zostanie podjęta bardzo szybko - mówił. Ma to nastąpić po konsultacjach z ministrem sprawiedliwości, prokuratorem generalnym Zbigniewem Ziobro. Na pytanie o precyzyjniejszy termin odparł: Nie odpowiem, bo jeżeli rzecz się przesunie o dzień czy dwa, to mogą się pojawić komentarze, że istnieje jakaś rysa czy napięcia w rządzie.
UOP do 1996 r. podlegał MSW, dlatego część dokumentów sprawy mogłaby być odtajniona także przez szefa MSWiA.
Wcześniej Prokurator Krajowy Janusz Kaczmarek powiedział, że "nie widzi przeszkód", by odtajnić prokuratorską część akt sprawy inwigilacji prawicy przez Urząd Ochrony Państwa z pierwszej połowy lat 90. O przekroczenie w latach 1991-1997 uprawnień, m.in. przez stosowanie "technik operacyjnych" i "źródeł osobowych" wobec legalnych ugrupowań prawicowych, warszawska prokuratura ponownie oskarżyła płk. Jana L. z UOP. L. to jedyny oskarżony w głośnej sprawie inwigilacji prawicy (opozycyjnej wobec prezydenta Lecha Wałęsy i premier Hanny Suchockiej)
, w tym Jarosława i Lecha Kaczyńskich.
Ostatnio Sąd Okręgowy w Warszawie, który ma prowadzić proces L., zwrócił Prokuraturze Okręgowej w Warszawie sprawę, by odtajniła stawiany L. tajny zarzut (inaczej sąd przy ogłaszaniu wyroku nie mógłby jawnie ogłosić jego sentencji, a to jest bezwzględnym wymogiem prawa). 4 listopada prokuratura postawiła L. nowy, tym razem jawny zarzut - powiedział rzecznik prokuratury okręgowej Maciej Kujawski. Wiadomo zatem, że L. jest podejrzany o to, że od stycznia 1991 r. do wiosny 1997 r. jako kierownik zespołu inspekcyjno-operacyjnego gabinetu szefa UOP przekroczył swe obowiązki - za co grozi do 3 lat więzienia.
Kujawski zwrócił uwagę, że zgodnie z prawem każdy wytwórca tajnego dokumentu sam musi go odtajnić. Akta prokuratury w tej sprawie są niejawne - w tym sensie, w jakim niejawne są akta każdego śledztwa. Ich odtajnienie leży w gestii Prokuratury Okręgowej. W sprawie płk. L. część tajnych akt wytworzył UOP - którego prawnym następcą jest Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i to ona musiałaby je odtajnić.
Materiały sprawy znaleziono w lipcu 1997 r. w szafie płk. Jana L., szefa tajnego zespołu przy gabinecie szefa UOP. Sprawę ujawnił w sierpniu 1997 r., na krótko przed wyborami parlamentarnymi, Zbigniew Siemiątkowski z SLD, koordynator służb specjalnych w rządzie Włodzimierza Cimoszewicza.
Tajne śledztwo w sprawie inwigilacji wszczęto w październiku 1997 r. na podstawie doniesienia ówczesnego szefa UOP Andrzeja Kapkowskiego. Początkowo prokuratura badała, czy w 1993 r. - gdy premierem była Suchocka - UOP prowadził bezprawne działania przeciw prawicowej opozycji. Potem śledztwo rozszerzono na działania UOP przeciw partiom politycznym (w tym PPS) w latach 1993-96, gdy rządziła koalicja SLD-PSL.
W listopadzie 1999 r. ówczesna minister sprawiedliwości Hanna Suchocka zapowiedziała kroki w celu odtajnienia całości akt umorzonego (wówczas - prawomocnie) śledztwa. Zgodnie z jej zapowiedzią, prokuratura miała odtajnić swoje akta, a UOP - swoje. Całość miałaby trafić do marszałka Sejmu. Ostatecznie okazało się, że z ujawnieniem akt trzeba czekać na prawomocne zakończenie całej sprawy inwigilacji.
W 2003 r. prokuratura wysłała do sądu akt oskarżenia wobec Jana L. Wątek ewentualnej odpowiedzialności jego przełożonych został wyłączony i umorzony w grudniu 2002 r.