Makabra w Lublinie. Amstaffy rozszarpały suczkę na oczach właścicielki
Do przerażających scen doszło w Elizówce koło Lublina. Cztery amstaffy rzuciły się na maltańczyka i go zagryzły. Wszystko rozegrało się na oczach właścicielki rozszarpanej suczki.
Zdarzenie miało miejsce w poniedziałek około godz. 18.30 podczas spaceru. - W tym czasie cztery amstaffy sąsiadów prawdopodobnie uciekły z domu. Kiedy je zobaczyłam, wzięłam swojego psa na ręce. Amstaffy okrążyły blok, po czym podbiegły do nas. Jeden rzucał się na mnie, drugi próbował wyrwać mojego psa. Nie zdołałam ich powstrzymać - relacjonuje pani Elżbieta, do której należał maltańczyk.
Z jej relacji wynika, że w po chwili z okna mieszkania na pierwszym piętrze wyskoczył piąty amstaff, jednak nie dobiegł do pozostałych, bo skacząc złamał łapę. Agresywne psy powstrzymał dopiero mężczyzna, pod którego opieką miały się znajdować.
Na miejsce szybko przybył lekarz weterynarii oraz pogotowie ratunkowe. Niestety suczki nie udało się już uratować. Jej właścicielka doznała lekkich obrażeń.
Zobacz też: wędrówka dzikich słoni przez Chiny. Te nagrania obiegły cały świat
Weterynarz Gerard Górecki powiedział, że nigdy wcześniej nie spotkał się z czymś takim. – Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Maltańczyk był rozszarpany. Widok był przerażający. Psy były prawdopodobnie bez żadnego nadzoru. Dlatego doszło do tej tragicznej w skutkach sytuacji - ocenił.
Dodał, że amstaffy nie miały aktualnych szczepień. Ostatnio, przeciw wściekliźnie, zostały zaszczepione w 2017 roku. Piąty z psów nie był w ogóle szczepiony.
Lublin. Opiekun psów trafił w ręce policji. Był poszukiwany
Na miejsce przybyła też policja, która zatrzymała 33-letniego opiekuna psów. - Okazało się, że jest poszukiwany. Miał do odbycia karę pozbawienia wolności - ponad pół roku za jazdę samochodem w stanie nietrzeźwości. Trafił do aresztu. We wtorek został doprowadzony do zakładu karnego - powiedział mł. asp. Kamil Karbowniczek z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie.
Dodaje, że śledztwo w tej sprawie będzie prowadzone pod kątem nieumyślnego spowodowania lekkiego lub średniego uszczerbku na zdrowiu kobiety. Funkcjonariusze sprawdzą też czy hodowla była legalna. Psy zostaną też poddane 15 dniowej obserwacji weterynaryjnej. Na razie pozostają u właścicielki.
Pani Elżbieta ma nadzieję, że po tym zdarzeniu zwierzęta trafią w lepsze ręce. - Ten atak to nie jest ich wina. One były po prostu źle prowadzone. Po tym, co się stało, boimy się o swoje bezpieczeństwo. Zwłaszcza ci, którzy mają dzieci i psy - mówi.
Przeczytaj też:
Źródło: dziennikwschodni.pl