Lotniskowce przestarzałe niczym pancerniki? Jeszcze długo pozostaną niezastąpione, ale w USA już dyskutują o ich przyszłości
• W USA pojawiają się głosy, że lotniskowce mogą stać się wkrótce przestarzałe
• Przyczyną ma być dynamiczny rozwój systemów przeciwokrętowych
• Tymczasem Pentagon inwestuje w nowe lotniskowce grube miliardy
• W opinii eksperta ds. bezpieczeństwa Artura Bilskiego okręty tego typu mogą przestać być efektywne kosztowo
• Publicysta Defence24.pl Maksymilian Dura wskazuje jednak, że jeszcze długo pozostaną niezastąpione na polu walki
Przed 1939 rokiem admiralicje wszystkich mocarstw pokładały niezachwianą wiarę w potęgę pancerników. Stalowe giganty od niemal pół wieku królowały na morzach i oceanach. Mało kto przypuszczał, że nadchodzący wielki konflikt przyniesie zmierzch ich panowania. Najboleśniej przekonali się o tym Amerykanie, którym dotkliwą klęskę w Pearl Harbor zadały startujące z lotniskowców japońskie samoloty.
Pancerniki zostały zdetronizowane dzięki dynamicznemu rozwojowi techniki wojskowej, m.in. radarów i lotnictwa morskiego, a ich miejsce zajęły lotniskowce. Ale dziś pojawiają się głosy, że okrętom tym również może grozić rychłe odejście do lamusa z powodu ogromnego postępu, jaki dokonuje się w zakresie systemów przeciwokrętowych.
Drogie i nieopłacalne?
Głównym problemem jest to, że lotniskowce są horrendalnie drogie i pochłaniają ogromne ilości zasobów. Dlatego niewiele państw może sobie na nie pozwolić, a prym w tej dziedzinie wiodą Stany Zjednoczone, które posiadają aż 10 okrętów tego typu. Planują też kolejne, mające służyć co najmniej do 2065 roku. Łączny koszt ich budowy to, ostrożnie licząc, 130 miliardów dolarów. Utrzymanie jednostek w linii w najlepszym przypadku wyniesie drugie tyle. W sumie to równowartość kilkudziesięciu rocznych budżetów polskiego ministerstwa obrony.
- Patrząc na USA, które dysponują największą flotą lotniskowców, to te koszty cały czas rosną. Kiedyś okręt tego typu kosztował 2-3 miliardy dolarów, dziś jest to kilkanaście miliardów. Coraz więcej środków pochłania też konieczność ochrony tych jednostek. Dlatego obecnie planowane lotniskowce prawdopodobnie będą ostatnimi, które wejdą do służby - mówi w rozmowie Wirtualną Polską komandor por. rez. Artur Bilski, były oficer Naczelnego Dowództwa Sojuszniczych Sił NATO w Europie, organizator Safety Forum w Szczecinie, szef think tanku Nobilis Media.
Tymczasem - na co zwracają uwagę amerykańskie media - za cenę jednego lotniskowca typu Gerald R. Ford, które w przyszłości mają stanowić trzon uderzeniowy US Navy, Chiny mogą wyprodukować ponad 1200 pocisków balistycznych DF-21D, ochrzczonych mianem "zabójców lotniskowców" i dysponujących zasięgiem minimum 1600 kilometrów. Teoretycznie taki arsenał powinien starczyć z okładem, by zniszczyć całą flotyllę amerykańskich okrętów.
- Jeżeli te lotniskowce nie będą mogły od pierwszego dnia przeprowadzić misji uderzeniowej w strefie A2/AD (Anti-Access/Area Denial, obszar, do którego dostęp jest ograniczony z powodu militarnych działań przeciwnika - przyp. red.), to za co płacimy 13 miliardów dolarów? - pyta retorycznie Jerry Hendrix, ekspert Centrum Nowego Amerykańskiego Bezpieczeństwa (Center for a New American Security), w wywiadzie udzielonym magazynowi "The National Interest".
Jak wyjaśnia Bilski, najważniejszy na polu walki zawsze będzie koszt-efekt. - Nie wiadomo, czy ogromne nakłady poniesione na budowę lotniskowców będą się opłacać, jeżeli Chiny i inne kraje będą w stanie za wielokrotnie mniejsze pieniądze te okręty wyeliminować. Broń rakietowa rozwija się tak gwałtownie, że okręty tego typu staną się łatwym celem. Jak kiedyś pancerniki, które wydawało się, że będą pływać wiecznie - ocenia.
Nie takie bezbronne
Jednak zdaniem komandora rezerwy Maksymiliana Dury, publicysty portalu Defence24.pl, wyeliminowanie lotniskowca USA to obecnie nie jest wcale taka prosta sprawa. - Amerykanie wiedzą doskonale, jakie są zagrożenia, a ich lotniskowce otaczane są strefami bezpieczeństwa. Nigdy nie dopuściliby do tego, by cokolwiek zbliżyło się na odległość krytycznie zagrażającej ich okrętowi. W tej chwili, w przypadku działań wojennych i podniesienia gotowości bojowej, nie ma takiej możliwości, by ktokolwiek mógł je zaatakować - mówi Dura w rozmowie z WP.
Lotniskowce mają na pokładach samoloty wczesnego ostrzegania i kiedy wyślą je w powietrze, to w promieniu 400-600 kilometrów nie zbliży się do nich żaden wrogi samolot, bo zostanie natychmiast wyeliminowany. Również pociski przeciwokrętowe muszą dolecieć do danego obszaru i odszukać na nim cel, który musi zostać im wcześniej wskazany. Można to zrobić za pomocą satelity, jednak szkopuł w tym, że po dotarciu rakiety na miejsce, okrętu może już tam nie być.
Są jeszcze radary, które wykrywają wrogie pociski, a Amerykanie mają sposób, żeby się przed nimi bronić. Lotniskowiec nie działa bowiem sam, lecz w otoczeniu najnowocześniejszych okrętów z systemami przeciwrakietowymi. - Jedna uderzeniowa grupa lotniskowcowa to jest więcej samolotów bojowych i pocisków przeciwlotniczych niż my mamy w Polsce - podkreśla Dura.
Dylemat przyszłości
- Stany Zjednoczone mają globalne interesy i sieć baz na całym świecie, z którą nie może równać się żaden inny kraj. W związku z tym siłą rzeczy potrzebują lotniskowców do ochrony tych interesów - mówi Artur Bilski. - Wkrótce jednak Amerykanie będą musieli rozstrzygnąć dylemat, czym je zastąpić. Jaka to będzie platforma, czy to będą systemy bezzałogowe, jak wszyscy przewidują, to jest pytanie otwarte. Można sobie wyobrazić np. zdalnie sterowane okręty z zespołami dronów na pokładzie - dodaje.
Jednak zdaniem Maksymiliana Dury, nie stanie się to prędko, bo platformy bezzałogowe nie działają same, trzeba nimi sterować, a poza tym mają jedną podstawową wadę - można je łatwo zakłócić. Dlatego jeszcze przez długi czas uzbrojone bezpilotowce nie będą mogły operować samodzielnie.
W opinii publicysty Defence24.pl, jeżeli Amerykanie w dającej się przewidzieć przyszłości zrezygnują z lotniskowców, to wyłącznie ze względów finansowych, a nie czysto wojskowych. Na razie nie ma lepszego środka tzw. projekcji siły i nadzoru nad obszarami oddalonymi od macierzystych baz. - Proszę zauważyć, że Chińczycy i Hindusi też budują nowe lotniskowce. Nie robią tego bez powodu - wskazuje.
Niemniej Pentagon dąży do poszerzenia sobie pola manewru. - Amerykanie starają się częściowo zastępować lotniskowce. Np. bazy NATO-wskie rozwijane w Rumunii stworzono między innymi po to, by móc stamtąd działać w rejonie Bliskiego Wschodu. Typowe lotnisko nie generuje takich kosztów jak dzień operowania lotniskowca, który liczony jest w dziesiątkach milionów dolarów - podsumowuje Bilski.