Łódź: śmierć jeździła karetką
Po czterech miesiącach analizowania kart zleceń łódzkiego pogotowia ratunkowego, prokuratura przesłała do krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych dokumentację 70 przypadków zgonów, które wymagają wyjaśnienia. Wyselekcjonowane przypadki zgonów dotyczą wyłącznie jednego zespołu karetki w czasie dwóch lat jego pracy.
Prokuratura chce zapytać biegłych, czy w tych przypadkach podawano chorym właściwe leki i przeprowadzano akcje reanimacyjne w prawidłowy sposób, zgodnie z zasadami obowiązującymi w ratownictwie medycznym.
Wątpliwości prokuratury budzą nieskuteczne akcje reanimacyjne w połączeniu z podawaniem leków, które nie powinny mieć zastosowania w konkretnych przypadkach - poinformowała rzeczniczka prokuratury apelacyjnej w Łodzi, Jolanta Badziak.
W przeważającej części zmarłe osoby to samotne kobiety między 80. a 90. rokiem życia. Zgon następował zwykle podczas akcji reanimacyjnej lub transportu. 70 przypadków zgonów, budzących wątpliwości prokuratury, wyselekcjonowano z prawie 10 tys. kart wyjazdowych - powiedziała prokurator Badziak.
Dodała, że prokuratura dąży do uzyskania oceny, czy postępowanie medyczne, podjęte w poszczególnych przypadkach, było zgodne z zasadami sztuki lekarskiej, obowiązującej w ratownictwie medycznym, czy też były takie działania, które można ocenić, iż narażały pacjenta na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia, czy ciężkiego rozstroju zdrowia.
Wszystkie wątpliwe zgony miały miejsce podczas dyżuru jednego zespołu jednej karetki. Zespół ten był "rekordzistą", jeśli chodzi o zapotrzebowanie na pavulon, czyli lek zwiotczający mięśnie. Jednak mimo że zespół ten pobierał go najwięcej w łódzkim pogotowiu, nie ma po tym śladu w dokumentacji.
Prokuratura ma zamiar w ciągu najbliższych miesięcy poddać analizie pracę trzech innych zespołów karetek. (jask)