"Lista Wildsteina" zagraża polskiemu wywiadowi
Lista, którą Bronisław Wildstein wyniósł z
IPN, zawiera nazwiska oficerów polskiego wywiadu wojskowego -
alarmuje "Trybuna". Według gazety minister obrony narodowej
dowiedział się o tym w piątek około południa. Hiobową wieść
potwierdził mu szef Wojskowych Służb Informacyjnych gen. Marek
Dukaczewski. Obaj natychmiast udali się do premiera. Marek Belka w
trybie pilnym zwołał Kolegium do spraw Służb Specjalnych.
"Trybuna" wyjaśnia dlaczego doszło do alarmu w tajnych służbach. Otóż każde z nazwisk na liście jest poprzedzone kilkoma cyframi. Z tych cyfr należy wybrać kilka określonych. Następnie, posługując się alfabetycznym wykazem nazwisk, należy wybrać jakiś zbiór nazwisk - na przykład na literę "S". Jeśli zadamy komputerowi zadanie, by w ramach tego zbioru wyszukał nazwiska poprzedzone wybranymi wcześniej cyframi, to on to wykona. Gdy więc dajmy na to oficer kontrwywiadu wojskowego Rosji albo ludzie al-Zarkawiego wybiorą z "listy Wildsteina" nazwisko znanego im polskiego oficera, to komputer pokaże im inne nazwiska związane z tym oficerem tym samym kodem cyfrowym. I to jest koniec tajemnicy.
Obce służby śledzące się przecież nawzajem, znające już określone nazwiska, potrafią za pomocą swoich komputerów i własnych programów komputerowych ustalić, gdzie kto był, gdzie jest i w jakim charakterze - pisze "Trybuna".
Gazeta alarmuje, że zagrożone jest bezpieczeństwo polskich oficerów, w tym i tych pracujących aktualnie "pod przykryciem", na niejawnych etatach. Pragnący zachować anonimowość oficer Wojskowych Służb Informacyjnych (WSI)
potwierdził "Trybunie", że w tajnych służbach panuje stan najwyższego zagrożenia. Zawieszane są operacje, ludzie wycofywani. Robi się wszystko, co możliwe, by zminimalizować skutki nieszczęścia. (PAP)