List gończy za Bonkowskim. Mamy obszerny komentarz byłego senatora
Rozmawialiśmy z Waldemarem Bonkowskim, ściganym listem gończym do odbycia kary za znęcanie się nad psem. Były senator PiS twierdzi, że się nie ukrywa, a policja nie przysłała mu żadnego wezwania i do niego nie dzwoniła. Mundurowi podejrzewają jednak, że uciekł przed nimi za granicę.
01.07.2024 15:21
- Jestem na leczniczych wczasach, na leczniczym pobycie. Jestem zdumiony tym listem gończym, bo policja ma informację, że 5 lipca stawię się na rozprawę, na którą mam wezwanie do Gdańska (wtedy sąd rozpatrzy jego wniosek o odbywanie kary w systemie dozoru elektronicznego - przyp. red.) - mówi były senator w rozmowie z Wirtualna Polską.
Przyznaje, że wie, że po publikacji listu gończego, może zostać w każdej chwili zatrzymany, ale nie ma zamiaru sam inicjować kontaktu z policją (z naszych nieoficjalnych rozmów z funkcjonariuszami wynika, że nie odbiera telefonów od mundurowych). Sugeruje, że w jego sprawie musiały być naciski polityczne.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Przecież ja się nie ukrywam, żadnego wezwania nie dostałem, a pod moją nieobecność brat zagląda raz czy dwa razy w tygodniu do skrzynki i nie ma żadnego wezwania, nie ma niczego - mówi Waldemar Bonkowski.
Ponieważ w liście gończym znalazła się informacja, że nosi obecnie brodę, zapytaliśmy go również, czy zapuścił ją ostatnio, by ukrywać się przed organami ścigania.
- Czy ja muszę być kompletnym idiotą?! - oburza się. - Ja, facet, który za miesiąc będzie miał 65 lat, z ustabilizowaną sytuacją w Polsce, miałbym dla trzech miesięcy się ukrywać? To musiałby być absurd, panie. Gdybym miał dwadzieścia parę lat i kilkanaście lat wyroku, to może bym kombinował, żeby zwiać za granicę i zmienić nazwisko. Ja nie mam powodu, żeby się ukrywać. Tu jest moje życie, ja kocham swoją ojczyznę. Absurd.
O swoim miejscu pobytu nie chce jednak mówić.
- Oczywiście, że panu nie powiem, bo od razu policja przyjdzie po mnie – nie ma wątpliwości.
- Ale jest pan w Polsce? – dopytujemy.
- Nie odpowiem panu. Nie zaprzeczę, nie odpowiem - ucina Waldemar Bonkowski.
A po chwili dodaje: - Przedstawia się mnie, że ja się teraz ukrywam, a ja się w ogóle nie ukrywam. Gdyby dali mi wezwanie na policję, to bym się zgłosił.
- A jak policja do pana zadzwoni, to pan odbierze?
- Nie dzwoniła. Ale generalnie nie odbieram, bo dzwonią różne media, dziennikarze, hejterzy. Ja po prostu wyłączam telefon. Ale że pan do mnie napisał smsa, to wiedziałem, kto dzwoni i oddzwoniłem. A tak to nie odbieram.
Któż jak nie ja?
Rozmawialiśmy również z były politykiem na temat sprawy, za którą ma wyrok. Utrzymuje, że padł ofiarą politycznej nagonki "obozu zdrady narodowej pod władzą namiestnika niemieckiego", mimo że śledztwo i wyrok pierwszej instancji dotyczą okresu, w którym rządził PiS. Uważa, że spełnia wszelkie możliwe kryteria, by odbyć karę z dozorem elektronicznym. Zwłaszcza, że szybko zapłacił zasądzoną nawiązkę na organizacje prozwierzęce.
- Nie jestem pospolitym bandytą. Jestem człowiekiem poważnym, ustabilizowanym. Któż jak nie ja powinien mieć dozór elektroniczny? - pyta retorycznie były działacz PiS. - A tu się po prostu taką nagonkę zrobiło, żeby koniecznie w świetle jupiterów pokazać, jak byłego senatora w kajdankach prowadzą.
Przedstawił nam również swoją interpretację przepisów, na podstawie których został skazany.
- Po prostu nieumyślnie przyczyniłem się do śmierci psa. Tam nie było żadnego znęcania się, bo sąd tego nie stwierdził - twierdzi Bonkowski. - Tylko uznali (sędziowie – przyp. red.), że niewłaściwy był transport, a niewłaściwy transport trzeba traktować jako znęcanie się, bo przepisy o ochronie zwierząt nie mają takiej definicji "nieumyślne". Człowieka można zabić nieumyślnie i można mieć (wyrok) w zawieszeniu, można być wypuszczonym. A w przypadku zwierzęcia nie ma pojęcia "nieumyślne".
Były senator, choć sam stanowił prawo, tak naprawdę pomieszał prawnicze kwalifikacje. Gdyby w tym przypadku jego ofiarą był przywiązany do samochodu człowiek, a nie pies, najpewniej, w najlepszym przypadku, sąd skazałby go za zabójstwo z zamiarem ewentualnym i też trafiłby do więzienia.
Wiele wskazuje jednak na to, że Bonkowski do Senatu już nie wróci i nie będzie już tworzył przepisów.
- Mam prawie 65 lat. Mam emeryturę, jak dożyję. Już mnie w ogóle polityka nie interesuje - zapewnia.
Wyjechał za granicę?
Waldemar Bonkowski przez większość życia zajmował się stolarstwem i rolnictwem w okolicach Starogardu Gdańskiego oraz Kościerzyny. Dwa razy był radnym sejmiku województwa pomorskiego. W wielu przypadkach dał się poznać jako skrajny prawicowiec, wrogo nastawiony m.in. do PO oraz środowiska LGBT.
Jedyny raz senatorem został w 2015 r. z okręgu obejmującego głębokie Pomorze, m.in. znaczną część Kaszub. Jednak Prawo i Sprawiedliwość najpierw zawiesiło go w 2018 r., a rok później wyrzuciło ze swoich szeregów za publikowanie w sieci antysemickich treści. W 2019 r. Bonkowski próbował ponownie zdobyć senacki mandat z własnego komitetu, ale bez rezultatu. Z mediów jednak nie zniknął.
W 2021 r. powrócił na czołówki gazet po tym, jak przywiązał i ciągnął za samochodem swojego psa. Zwierzę nie przeżyło. Były polityk zakopał go w swoim ogrodzie.
Ponieważ ktoś zarejestrował zdarzenie telefonem i zgłosił na policję, sprawa trafiła do sądu. 19 kwietnia 2024 r. Bonkowski po apelacji został prawomocnie skazany przez Sąd Okręgowy w Gdańsku na trzy miesiące bezwzględnego pozbawienia wolności oraz prace społeczne. Wbrew temu, co mówił niedawno mediom, sąd uznał, że znęcał się nad psem ze szczególnym okrucieństwem. Na odbycie kary się nie stawił.
List gończy za byłym senatorem Komenda Powiatowa Policji w Kościerzynie otrzymała 25 czerwca. Od tego czasu próbuje ustalić jego miejsce pobytu.
- Weryfikowane są wszystkie pozyskiwane informacje i sprawdzane są możliwe miejsca pobytu poszukiwanego - podkreśla Piotr Kwidziński z kościerskiej policji. - Ze zgromadzonego do tej pory materiału wynika, że poszukiwany mężczyzna prawdopodobnie ukrywa się przed organami ścigania poza granicami kraju.
Mikołaj Podolski, dziennikarz Wirtualnej Polski