Lider "S" w Rafinerii Gdańskiej stanął przed sądem
Do roku więzienia lub grzywna grozi szefowi komisji zakładowej "Solidarności" w Rafinerii Gdańskiej Andrzejowi C., oskarżonemu o narażenie zakładu na stratę ponad 2,7 mln zł.
Proces związkowca rozpoczął się w piątek przed Sądem Rejonowym w Gdańsku. Po raz pierwszy Andrzej C. zasiadł na ławie oskarżonych w listopadzie 2001 r. Wtedy sąd na prośbę lidera "S" w gdańskiej rafinerii zgodził się na postępowanie mediacyjne. To jednak nie przyniosło rezultatu.
Według prokuratury, Andrzej C. jest odpowiedzialny za spowodowanie w Rafinerii Gdańskiej ponad 2,7 mln zł strat. Szkody finansowe miały być rezultatem akcji protestacyjnej w zakładzie, zorganizowanej 30 czerwca 2000 r. przez działaczy "Solidarności".
Związkowcy blokowali wówczas przez osiem godzin trzy bramy rafinerii. Nie wpuszczano klientów po odbiór towaru. Z kwitkiem odjechały m.in. trzy samochody z Rosji.
"S" protestowała przeciwko planom zarządu firmy związanym z wyłączeniem ze struktur zakładu straży przemysłowej.
Według prokuratury, Andrzej C. nie wykorzystał wszystkich możliwości zażegnania konfliktu z zarządem firmy. W myśl ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych, związek miał m.in. obowiązek przeprowadzić referendum o zgodę na protest wśród załogi.
Andrzej C. nie przyznał się do zarzucanych mu czynów. Tłumaczył przed sądem, że nie kierował akcją protestacyjną. Jego zdaniem, choć referendum akceptujące protest odbyło się w 1997 r., to obowiązywało ono również trzy lata później podczas blokady bram Rafinerii Gdańskiej.
O proteście zdecydował wspólnie komitet protestacyjny, w którym nie było żadnego przewodniczącego. Ja byłem szeregowym członkiem tego komitetu. Nie podejmowałem żadnej decyzji kierowniczych w sprawie protestu - wyjaśniał oskarżony.
Andrzej C. dodał, że apelował do działaczy związkowych o zachowanie rozsądku. W dniu protestu lider "Solidarności" w firmie był - jak twierdził - tylko gościem na bramie. (miz)