Leżał na izbie przyjęć ponad dobę. Nie żyje
47-letni bezdomny zmarł w szpitalu w Pszczynie. Wyziębionego mężczyznę przez 27 godzin trzymano na cienkim materacu w pomieszczeniu z otwartym oknem. Przedstawiciele szpitala "nie mają sobie nic do zarzucenia".
11.01.2018 22:57
Mężczyzna trafił do szpitala 8 stycznia. Jak wynika z dokumentacji medycznej, hospitalizowano go z powodu "toksycznych skutków nadużycia alkoholu i wychłodzenia organizmu". Bezdomny uskarżał się na bóle stóp i miał problemy z chodzeniem. Według ustaleń śledczych mężczyzna został umieszczony w jednym z pomieszczeń izby przyjęć. Tam, ubrany jedynie w dres, spędził 27 godzin przy otwartym oknie.
Chorego chciano przetransportować ze szpitala do noclegowni. Strażnicy miejscy, którzy mieli odwieźć go ze szpitala, odmówili, wskazując, że mężczyzna wymaga natychmiastowej pomocy. Personel szpitala chciał pozbyć się mężczyzny, dlatego wezwano policję. W tym czasie stan bezdomnego mocno się pogorszył - mężczyzna dostał ataku epilepsji.
- Dopiero po drugim ataku padaczki pacjent został przyjęty na oddział neurologii. Było to około godziny 10.40 - mówi Mariola Musiał, kierująca prokuraturą rejonową w Pszczynie.
Pomoc przyszła za późno
O 21.20 bezdomny już nie żył. W tej sytuacji należy zadać pytanie, czy lepsze warunki hospitalizacji i niezwłoczna pomoc mogły uratować 47-latka. Witold Jajszczok, rzecznik prasowy spółki Centrum Dializa, która dzierżawi od starostwa szpital w Pszczynie, twierdzi, że pacjent wielokrotnie przybywał do placówki tylko po to, "by się ogrzać", a jego stan nie wskazywał na zagrożenie życia. Zaznacza również, że mężczyzna nie zgadzał się na leczenie i dopiero w momencie gdy stracił przytomność, lekarze mogli zacząć go ratować.
- Twierdził, że chce się tylko wyspać. Potem z pacjentem nie było już kontaktu, więc nie musiał dawać zgody na leczenie. Wykonano toaletę i trafił na oddział. Podkreślam, że pierwotnie w ogóle nie wymagał opieki medycznej. Tylko nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności w trakcie pobytu u nas jego stan się pogorszył, bo był to człowiek żyjący w trudnych warunkach. Od strony medycznej nie mamy sobie nic do zarzucenia - relacjonuje Jajszczok.
Źródło: wyborcza.pl