Cały świat wysłał sygnał Putinowi. Czas na zmiany na froncie
Po tym, jak Berlin oficjalnie potwierdził przekazanie czołgów Leopard Ukrainie, a inne państwa zadeklarowały chęć przekazania swoich maszyn, zasadne stało się pytanie: w jakim stopniu zmieni to stan gry na wojnie. – Te 150-200 czołgów może na jednym odcinku rosyjski front przełamać i pozwolić na ofensywne działania. Jeśli Rosjanie ruszą na kilku kierunkach, potrzeba ukraińskiej armii trzy razy więcej – mówią Wirtualnej Polsce eksperci ds. wojskowości.
W środę tuż przed południem Niemcy zatwierdziły dostawę czołgów Leopard 2 na Ukrainę. Po tygodniach nacisków ze strony Kijowa, Warszawy oraz innych sojuszników Berlin zdecydował o dostarczeniu Ukrainie 14 maszyn z zapasów Bundeswehry, oraz zgodził się na to, by inne europejskie państwa wysłały czołgi niemieckiej produkcji ze swoich zasobów.
W środę prezydent USA Joe Biden poinformował o następnej transzy pomocy dla Ukrainy i oficjalnie ogłosił przekazanie 31 czołgów M1 Abrams. - Ukraina nie zaczęła tej wojny. Jeżeli rosyjskie oddziały wrócą do Rosji, tam, gdzie powinny być, to ta wojna zakończy się nawet dziś. Wszyscy tego chcemy. Nie pozwolimy, żeby jedno państwo kradło ziemię innemu - mówił Joe Biden.
Według "New York Times", sekretarz obrony Lloyd Austin przekonał się w końcu, że wysłanie amerykańskich czołgów jest konieczne, aby zachęcić Niemcy do dostarczania swoich czołgów Leopard 2. "Zapewnienie Berlinowi politycznej osłony, której szukały, aby wysłać własne czołgi, przeważyło nad niechęcią Departamentu Obrony" – podkreśla "NYT".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Ukraina będzie działać śmielej"
Zdaniem Bartłomieja Kucharskiego, eksperta ds. broni pancernej magazynu "Wojsko i Technika", dużo zależy od tego: jak szybko i ile dokładnie czołgów zostanie dostarczonych Ukrainie.
- Według medialnych doniesień będzie to ok. 150 maszyn, w tym ok. 100 Leopardów 2 w różnych wersjach. Ich przekazanie odbędzie się zapewne w ciągu kilku, kilkunastu tygodni. To duży skok polityczno-moralny dla ukraińskich władz, które zabiegały o to od dawna. Dzięki temu Ukraińcy będą poczynać sobie śmielej na froncie – mówi Wirtualnej Polsce Bartłomiej Kucharski.
Jego zdaniem, komplet przekazanych czołgów powinien zostać skierowany na jeden konkretny odcinek frontu.
- W ramach działań ofensywnych bądź do zatrzymania rosyjskiego natarcia. Z kolei, żeby front im się nie posypał i żeby "Rosjanie ich czapkami nie nakryli", to Ukraińcy muszą dostać ok. 500 czołgów. Muszą jednak uważać, żeby nie wyszło jak z niemieckimi Tygrysami i Panterami podczas II wojny światowej. Miały zdecydowanie przewyższać radzieckie maszyny, ale zostały użyte w zbyt małej liczbie i przedwcześnie, co skutkowało, że ich potencjał został zmarnowany – przypomina nasz rozmówca.
Według dr Macieja Milczanowskiego, eksperta ds. wojskowości z Uniwersytetu w Rzeszowie, Leopardy są czołgami o kilka klas lepszymi od czołgów T-72, które są używane przez ukraińską armię. Z kolei "Abramsy to już najwyższa półka".
- Od strony wojskowej, Ukraina powie, że tych czołgów jest za mało i chce jeszcze więcej. To zrozumiałe. Ich kraj walczy z rosyjskim agresorem. A linia frontu, której musi stale pilnować wynosi ok. 1200 kilometrów. Ale do przełamywania bądź budowania przewagi w wybranych odcinkach frontu, taka liczba czołgów jest bardzo konkretna. Jeśli dołożą do tego obronę przeciwlotniczą, wsparcie artylerii i lotnictwa, to ukraińska armia może przy wsparciu Leopardów i Abramsów przejść do ofensywnych działań – uważa dr Maciej Milczanowski.
"40-latki lepsze od T-72 na froncie"
Jak zauważa Bartłomiej Kucharski, ekspert ds. broni pancernej magazynu "Wojsko i Technika", dostawa zachodnich czołgów zmieni w dużym stopniu układ logistyczny w ukraińskiej armii.
- Kończą się części do czołgów T-72, których używają Ukraińcy. Brakuje też amunicji. Do Leopardów i Abramsów nie powinno jej zabraknąć, podobnie z częściami, które będą na bieżąco uzupełniane – albo dzięki produkcji, albo pobierane z zapasów – mówi Kucharski.
I jak podkreśla, mimo że niektóre z zachodnich czołgów mają po ok. 40 lat, pod względem siły ognia, ergonomii i podatności eksploatacyjnej będą ogromnym atutem po stronie ukraińskiej armii.
- Mają bardzo przyzwoite systemy kierowania ogniem. Ich armaty, dzięki zastosowaniu nowoczesnej amunicji, wciąż dają duże zagrożenie dla każdego rosyjskiego czołgu. W efekcie Ukraina zwiększy swój pancerny arsenał o kilkanaście procent. A biorąc pod uwagę techniczną przewagę nad rosyjskimi czołgami, potencjał wojskowy będzie jeszcze większy – mówi WP ekspert.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Obaj rozmówcy Wirtualnej Polski odnieśli się również do wcześniejszej wstrzemięźliwej postawy Niemiec, w sprawie przekazania Leopardów, która ostatecznie zakończyła się happy endem. A dodatkowo deklaracją ze strony USA o przekazaniu Abramsów.
- Berlin nie chciał, żeby tylko niemieckie czołgi jeździły po Ukrainie i walczyły z Rosjanami. Kreml bowiem będzie uwypuklał kontekst II wojny światowej i pokazywał, że Niemcy znów atakują Rosję, budując narrację wojny ojczyźnianej. Pojawienie się innych czołgów na froncie będzie ten przekaz rozmywał – ocenia dr Maciej Milczanowski.
Z kolei Bartłomiej Kucharski zwraca uwagę na dwa aspekty.
- Z jednej strony niemieckie działania są niewystarczające w stosunku do oczekiwań i wobec wojskowego potencjału. Skala realizacji zamówień w niemieckim przemyśle zbrojeniowym dla ukraińskiej armii też wydaje się być skromna. Ale niewłaściwa byłaby całkowita negatywna ocena Berlina, bowiem finalnie pomoc pancerna dla Ukrainy jest znacznie większa. Nie byłoby bowiem gwarancji, że USA przekażą Abramsy, gdyby Niemcy jako pierwsze nie przekazały Leopardów. A tak mamy już deklarację amerykańskiej administracji o przekazaniu czołgów. Berlin najwyraźniej chciał rozmyć odpowiedzialność na większą liczbę państw, w tym właśnie USA – mówi WP Bartłomiej Kucharski.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski