Lektura obowiązkowa ministra Macierewicza
"Nie ma zapewne ważniejszej książki dla naszej wiedzy o celach i metodach działania służb sowieckich i rosyjskich jak praca Anatolija Golicyna" - pisał o publikacji radzieckiego szpiega minister Antoni Macierewicz. Pełno w niej spisków, radzieckich agentów, podwójnych szpiegów i oskarżeń pod adresem dawnych dysydentów, że byli tylko narzędziem w rękach KGB. Książka, która stała się biblią dla wszystkich wyznawców spiskowej teorii dziejów, miała się stać podstawą kształcenia polskich służb specjalnych. Warto ją przeczytać, by poznać sposób myślenia obecnego ministra obrony narodowej.
"Jej studiowanie pomoże lepiej rozumieć zagrożenia, jakie stoją przed Polską, a które służba kontrwywiadu ma obowiązek zwalczać" - tak Antoni Macierewicz zachęcał do jej lektury, gdy był szefem kontrwywiadu wojskowego.
O istnieniu Biblioteki Kontrwywiadu Wojskowego Służba Kontrwywiadu Wojskowego RP dowiedziała się dopiero pod koniec 2007 r., gdy Antoniego Macierewicza na stanowisku szefa SKW zastąpił płk Grzegorz Garstka.
Do SKW dotarła wtedy dziwna faktura za tłumaczenie książki z angielskiego. Tak nowe kierownictwo kontrwywiadu wpadło na trop publikacji Anatolija Golicyna "Nowe kłamstwa w miejsce starych", którą odnaleźli zapakowaną w paczki w magazynach SKW. Agenci SKW ustalili, że wydrukowano jej 1300 egzemplarzy, co kosztowało budżet państwa 70 tys. zł.
- Zastanawialiśmy się, po co to było kontrwywiadowi? - wspomina funkcjonariusz SKW. - Przecież działalność wydawnicza nie mieści się w zakresie działalności służby wywiadowczej.
Okazało się, że książka została wydrukowana na polecenie ówczesnego szefa Antoniego Macierewicza. SKW wcześniej uzyskała zgodę amerykańskiego wydawcy GSG&Associates Publisher na tłumaczenie, drukowanie i rozpowszechnianie. Książka miała być bezpłatną pomocą naukową dla studentów, dziennikarzy, naukowców, ale przede wszystkim - oficerów kontrwywiadu wojskowego. Dla tych ostatnich - jako obowiązkowy i najlepszy podręcznik do szkolenia, dzięki któremu poznawać mieli metody działania radzieckich służb specjalnych.
Tylko że pomysł nigdy nie został zrealizowany, bo upadł rząd Jarosława Kaczyńskiego. Ostatniego dnia pracy Antoni Macierewicz zdążył tylko napisać jeszcze przedmowę do pierwszego polskiego wydania, podkreślając w niej, że jest to najlepsza książka o rosyjskiej dezinformacji.
"Jej studiowanie pomoże lepiej rozumieć zagrożenia jakie stoją przed Polską, a które służba kontrwywiadu ma obowiązek zwalczać" - pisał o pracy Golicyna odchodzący szef SKW.
Golicyn paraliżuje CIA
Anatolij Golicyn to major KGB, który w 1961 r. uciekł na Zachód, prosząc o azyl w ambasadzie USA w Helsinkach. Zanim został publicystą, przez wiele lat przekazywał Amerykanom informacje o działalności radzieckich służb specjalnych.
Najcenniejsze wiadomości dotyczyły agentów KGB w krajach Zachodu. To właśnie on zdekonspirował najsłynniejszego radzieckiego szpiega w brytyjskich służbach specjalnych - Kima Philby. Ale kariera Golicyna załamała się w latach 70.
Oskarżył wtedy premiera Wielkiej Brytanii Harolda Wilsona, że jest radzieckim agentem wpływu, zaś premier Izraela Goldę Meir, że steruje nią KGB. Ani jedno, ani drugie nie było prawdą.
W podobny sposób rzucił oskarżenia na Jurija Nosenkę, oficera KGB, który uciekł na Zachód i rozpoczął współpracę z CIA. Golicyn utrzymywał, że jest podwójnym agentem wysłanym z Moskwy w celu dezinformowania tajnych służby Zachodu. Zanim się wszystko wyjaśniło, Nosenko spędził kilka lat w więzieniu.
Brytyjskiemu wywiadowi przekazał natomiast informację o katastrofie w Gibraltarze, podczas której zginął premier polskiego rządu na uchodźstwie generał Władysław Sikorski. Miała to być robota agentów Stalina.
- Informacje uzyskane od Golicyna były mocno przeceniane - uważa Piotr Niemczyk, były zastępca dyrektora zarządu wywiadu UOP i ekspert sejmowej komisji służb specjalnych. - Ani ranga, ani wiek, ani placówka, którą zajmował, nie dawały podstaw, by miał on tak głęboką i szczegółową wiedzę na temat tajnych akcji prowadzonych przez ZSRR.
Największym osiągnięciem Golicyna było to, że udało mu się przekonać kierownictwo CIA o istnieniu totalnego spisku, polegającego na manipulowaniu informacjami przez KGB. Według tej teorii, każdy przewerbowany przez Amerykanów szpieg z ZSRR był w rzeczywistości dezinformatorem, wysyłanym na Zachód przez Moskwę w celu zdestabilizowania sytuacji.
- Oczywiście, jedynym uczciwym był sam Golicyn, który posiadał klucz do pełnej wiedzy - mówi Antoni Podolski, twórca Rządowego Centrum Bezpieczeństwa i były wiceminister spraw wewnętrznych.
Podolski dodaje, że były major KGB wylansował tezę o strategicznej grze pozorów. Wszystko, co Zachód traktował jako istotne wydarzenia geopolityczne, miało być tylko kamuflażem, by go zmylić. Jako przykład takiej zmyłki Golicyn podawał zerwanie stosunków ZSRR z Chinami i Albanią, które miało być tylko zasłoną dymną. Nie było to prawdą.
- W końcu, gdy Amerykanie zorientowali się, że jego rewelacje przyniosły jedynie paraliż działań operacyjnych CIA wobec ZSRR i zniszczyły kariery wielu zasłużonych operatorów, uznano Golicyna za wariata i hochsztaplera - dodaje Podolski
Prowadzone przeciwko niemu śledztwo dowiodło, że radziecki agent fantazjował i upiększał swoje wiadomości, by wciąż być atrakcyjnym źródłem dla tajnych służb. Swoimi analizami wpisał się w zapotrzebowanie największego tropiciela zdrady w szeregach CIA - ówczesnego szefa kontrwywiadu Jamesa Jesusa Angeltona.
Golicyn i fałszywa opozycja
Książka "Nowe kłamstwa w miejsce starych" po raz pierwszy ukazała się w 1984 r. w niewielkim nakładzie, w mało znanym wydawnictwie amerykańskim Dodd Mead and Co.
Po prawie ćwierć wieku od swojej ucieczki ze Związku Radzieckiego były major KGB próbuje w niej analizować cele i metody działania radzieckich służb. Czy te analizy po takim czasie mogą być wiarygodne?
Wśród amerykańskich szpiegów Golicyn traktowany był od dawna jak baron Munchhausen, dlatego jego książka nie wzbudziła wielkiego zainteresowania ani czytelników, ani służb. Za to miłośnicy spiskowych teorii uznali ją od razu za dzieło klasyczne, a autora za wizjonera.
"Ta książka to efekt niemal dwudziestu lat mojego życia" - pisał. "Prezentuje moje przekonanie, że przez cały ten okres Zachód nie rozumiał natury zmian w świecie komunistycznym i że został zwiedziony i wymanewrowany przez komunistyczną przebiegłość".
Piotr Niemczyk mówi, że publikacja Golicyna to zlepek informacji i analiz powszechnie znanych i oczywistych plus spiskowe teorie, których nie da się zweryfikować.
Jego zdaniem książka przede wszystkim służy dyskredytowaniu ruchów dysydenckich w całym bloku wschodnim. Dla Golicyna najbardziej podejrzani są ci, którzy domagają się demokracji, przestrzegania praw człowieka, kontestują komunizm. Dlatego bierze pod lupę Aleksandra Dubczeka - lidera praskiej wiosny 1968 r., "Solidarność" i Lecha Wałęsę, a w szczególności laureata Pokojowej Nagrody Nobla Andrieja Sacharowa, który w Związku Radzieckim został pozbawiony wszelkich tytułów naukowych, stanowisk i zamknięty w areszcie domowym. Według Golicyna wszyscy oni byli sterowani przez KGB.
"Nie ma najmniejszych wątpliwości, iż ruch dysydencki jako całość jest fałszywym ruchem opozycyjnym, kontrolowanym przez KGB" - pisał Golicyn. Jego zdaniem kontrolowani przez KGB ludzie zostali wykreowani na opozycję, by stworzyć niekomunistyczną partię, która w wypadku krachu systemu będzie gwarantowała komunistom przetrwanie. Ten plan, według Golicyna, miał być zgodnie realizowany przez uczestników antykomunistycznego powstania w Pradze w 1968 r. i w Polsce w 1980 r.
"Początki ruchu Solidarności" - czytamy w książce byłego majora KGB - "w stoczni noszącej imię Lenina, śpiewanie Międzynarodówki, używanie przez członków Solidarności sloganu: 'Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!' oraz stała obecność portretu Lenina, wszystkie te rzeczy pasują do faktu ukrytego kierowania organizacją przez Partię".
Golicyn nie ma wątpliwości, że to PZPR najbardziej wspierała w 1981 r. działalność Solidarności, bo wśród liderów tego związku było wielu członków KC PZPR. (Dla radzieckiego szpiega liderką Solidarności jest m.in. Zofia Grzyb z KC PZPR, zaliczana wówczas do najbardziej betonowych komunistów).
- Książka Golicyna - mówi Piotr Niemczyk - jest odpowiedzią na dwie podobne publikacje: "Akwarium" Wiktora Suworowa i "Montaż" Władimira Wołkowa. Pierwsza jest o zagrożeniu GRU, druga - dezinformacją.
- Gdyby uważnie wczytać się w argumenty Golicyna to można dojść do wniosku, że najbardziej uderza ona w ówczesną politykę prezydenta USA Ronalda Reagana, który wspierał i finansował opozycję we Wschodnim Bloku - dodaje Niemczyk. - Po co ich finansować, skoro to rosyjska agentura?
Macierewicz pod wrażeniem idei
Czy Macierewicz w to wszystko wierzy? Chyba tak, skoro zdecydował się na wydanie kontrowersyjnej książki przez SKW i chciał z niej uczynić podręcznik dla służb specjalnych?
"Nadal jestem pod wrażeniem większości idei autora" - pisał w liście do wydawnictwa GSG&Partners w Ameryce, prosząc o zgodę na przedruk. Informował wtedy wydawcę, że został właśnie szefem służby wywiadowczej w Polsce, która została powołana w miejsce Wojskowych Służb Informacyjnych, zdominowanych przez kilkuset oficerów szkolonych w Związku Sowieckim.
"Obecnie - pisał - ku zbawieniu całej Wspólnoty Euro-Atlantyckiej i na rzecz wzmocnienia NATO, pozbyliśmy się ich. (...) Jeśli chodzi o SKW, muszę się przyznać, iż nasz sposób myślenia jest bliski myślom Golicyna. Prace Golicyna są wręcz niezbędne dla nas, jako nowej służby demokratycznego świata, przede wszystkim w celach edukacyjnych i szkoleniowych".
Wydane przez SKW dzieło wpisuje się w sposób myślenia Antoniego Macierewicza, który od lat powtarza, że to nie Polacy, ale tajne służby sterowały polskimi przemianami z Moskwy. Dzięki Golicynowi obecny szef MON mógł udowodnić tezę, że w 1989 r. komunistów w Polsce obaliła opozycja wykreowana przez KGB, nie po to, żeby odebrać im władzę, ale żeby ich chronić. A nawet gorzej. Bo według Golicyna fałszywa, wykreowana przez KGB opozycja antykomunistyczna zdyskredytowała prawdziwą opozycję antykomunistyczną, do której należał Macierewicz.
"Nie ma zapewne ważniejszej książki dla naszej wiedzy o celach i metodach działania służb sowieckich i rosyjskich jak praca Anatolija Golicyna" - pisał w 2007 r. Macierewicz.
Golicyn a katastrofa smoleńska
Od czasu pierwszego polskiego wydania autor "Nowych kłamstw w miejsce starych" obrasta legendą. Szczególnie na prawicowych portalach. Jego dzieło robi furorę w sieci, bo tezami Golicyna można wytłumaczyć niemal wszystko - od wysłania Donalda Tuska do Brukseli, po katastrofę smoleńską.
Powoływali się na niego prawicowi blogerzy, udowadniając tezę, że katastrofa smoleńska to tylko element długotrwałej strategii Moskwy; "Nasz Dziennik", przekonując, że utworzenie demokratycznych rządów w krajach bloku komunistycznego to tylko propagandowy kamuflaż dla operacji utrwalania i poszerzania "systemu sowieckiego" w świecie i Antoni Macierewicz, który przekonywał, że były major KGB przewidział pierestrojkę, Okrągły Stół, a nawet powstanie rządu Tadeusza Mazowieckiego.
Do niedawna cały nakład książki leżał w magazynach SKW, bo nikt nie wiedział, co z nim zrobić. Pomysł Macierewicza włączenia jej do programu szkoleń służb specjalnych był obiektem kpin i żartów funkcjonariuszy. Ale żarty skończyły się, gdy ministrem obrony narodowej został Antoni Macierewicz.
Zadzwoniłem do SKW zapytać, co się teraz dzieje z pracą radzieckiego szpiega i czy nowe kierownictwo zamierza ją w jakiś sposób wykorzystać. Z sekretariatu SKW odesłano mnie do Ministerstwa Obrony Narodowej. A odpowiedzi stamtąd już się nie doczekałem.