Lekarze protestują na Podkarpaciu
W kilkunastu miejscowościach Podkarpacia, w placówkach medycznych, w tym w szpitalach, w poniedziałek do pracy przyszli tylko lekarze dyżurujący oraz lekarze kontraktowi. Pozostali lekarze etatowi przebywają na urlopach, a placówki pracują jak w dni świąteczne.
W ten sposób lekarze rozpoczęli ostrzegawczą akcję protestacyjną przeciwko zbyt niskim zarobkom - poinformował przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy (OZZL) na Podkarpaciu, głównego organizatora protestu, Zdzisław Szramik.
Protest rozpoczął się o godz. 7 rano i potrwa do końca dnia pracy w normalnym systemie, czyli do godz. 14.30. W szpitalach odwołano zaplanowane zabiegi i operacje, a przeprowadzane będą jedynie te ratujące życie.
Domagamy się od pracodawców podwyższenia poborów o minimum 30 proc. To nie jest normalne, że lekarz specjalista zarabia 1400 - 1600 zł netto - podkreślił Szramik. Dodał, że jesteśmy jedynym krajem, gdzie tak mało pieniędzy przeznacza się na jednego pacjenta. W ciągu roku jest to kwota 980 zł, a w Słowacji 1700 zł, natomiast w Czechach - 2600 zł, czyli dwa i pół razy więcej.
Tymczasem dyrektor Wojewódzkiego Szpitala nr 2 w Rzeszowie, jednego z największych w regionie, Janusz Solarz powiedział, że podwyżka w wysokości żądanej przez lekarzy grozi destabilizacją pracy szpitala. Zaznaczył jednocześnie, że protest, choć jest odczuwalny, nie spowodował poważnych utrudnień dla pacjentów.
Oddziały szpitalne funkcjonują bez przeszkód, podobnie większość przyszpitalnych poradni, a tam gdzie lekarze wzięli urlopy, nie ma też kolejek pacjentów. Lekarzom udało się poprzekładać, w porozumieniu z pacjentami, terminy wizyt - powiedział Solarz.
Dyrektor Wojewódzkiego Szpitala w Przemyślu, Jacek Mendocha powiedział, że dyrekcja popiera żądania lekarzy. Jest to jeden ze sposobów zatrzymania lekarzy, nie tyle przed wyjazdem z kraju, ale przed przejściem do niepublicznych ZOZ-ów. Dodał jednak, że szpital w chwili obecnej nie jest przygotowany na realizację tych postulatów. Zaznaczył też, że płaca pracowników została już podniesiona o 7% i nie wyklucza dalszych podwyżek.
Przyznał jednocześnie, że poniedziałkowy protest zdezorganizował pracę jego placówki. Ze 140 zatrudnionych lekarzy do pracy przyszło 40, są to lekarze dyżurni i ordynatorzy. Zamknięte są przyszpitalne poradnie. Na szczęście nie ma wielu pacjentów - dodał.
Również w krośnieńskim szpitalu w poniedziałek nie ma zbyt wielu pacjentów. Nieczynne są tam poradnie, ale oddziały szpitale pracują, mimo okrojonej liczby personelu. Nie ma jednak zagrożenia dla życia pacjentów - zapewnił dyrektor szpitala w Krośnie, Grzegorz Pers. On także opowiada się za wzrostem płacy w służbie zdrowia. Jego zdaniem, płace te są "żenująco niskie", ale w chwili obecnej szpital nie ma środków na podniesienie wynagrodzeń.
Wśród placówek, w których trwa protest lekarzy jest Wojewódzki Szpital nr 2 w Rzeszowie, Specjalistyczny Zespół Gruźlicy i Chorób Płuc, Wojewódzki Szpital Podkarpacki w Krośnie, Wojewódzki Szpital w Przemyślu a także ZOZ-y w Nowej Dębie, Mielcu, Tarnobrzegu, Stalowej Woli, Jaśle, Lesku, Sanoku, Leżajsku, Brzozowie. Natomiast w Szpitalu Miejskim w Rzeszowie i Dębicy protest jest ograniczony, tzn. lekarze biorą w nim udział indywidualnie, a nie masowo. Do akcji dołączyły też przychodnie publiczne i pracownie diagnostyczne.
Zdaniem Szramika, w akcji bierze udział łącznie około tysiąca lekarzy etatowych. W razie niespełnienia postulatów, lekarze zapowiadają przeprowadzenie w całym regionie długotrwałego protestu, włącznie z ogłoszeniem strajku i "odejściem od łóżek pacjentów".