Lekarz pogotowia zmarł podczas wizyty u pacjentki
Lekarz pogotowia ratunkowego w Ostródzie (warmińsko-mazurskie) zmarł podczas udzielania pomocy pacjentce. Lekarza bezskutecznie próbowali ratować pracujący z nim sanitariusze i ściągnięty drugi zespół karetki pogotowia.
11.12.2009 11:15
Lekarz specjalistycznej karetki pogotowia (tzw. erki) zmarł podczas wizyty wyjazdowej ostródzkiego pogotowia do pacjentki w odległym o kilkanaście kilometrów Miłomłynie. - Pacjentka zgłaszała duszności, więc mogło to oznaczać poważną chorobę, doktor pojechał do niej, zbadał ją, zaordynował leki. Niestety w trakcie sam poczuł się źle, poprosił nawet o otworzenie okna, ale nie pomogło. Stracił przytomność - powiedział zastępca dyrektora szpitala w Ostródzie Krzysztof Sawicki.
Oprócz lekarza w karetce typu "erka" było dwóch sanitariuszy. - Obaj natychmiast zaczęli reanimować doktora, a podejrzewając, że mają do czynienia z zawałem albo zatorem, wezwali też drugi zespół karetki z lekarzem i helikopter. Niestety, mimo godzinnej reanimacji, lekarz zmarł - dodał Sawicki.
Jak dyrektor szpitala w Ostródzie Sławomir Ogórek, pracownicy szpitala są poruszeni śmiercią lekarza, który wiele lat pracował w tym szpitalu - był chirurgiem oraz pracował w pogotowiu. - Dzień, w którym doszło do wypadku tj. wtorek, był normalnym dniem pracy tego lekarza, przyszedł ok. 7 rano na dyżur, na nic się nie skarżył, choć wiemy, że miewał kłopoty zdrowotne. Do wypadku doszło po 13 więc nie ma mowy o wielogodzinnej pracy, czy braku odpoczynku. To po prostu bardzo, bardzo nieszczęśliwy wypadek, scenariusz jak z horroru - przyznał Ogórek.
Lekarz pogotowia pracował w ostródzkim szpitalu na kontrakcie. Władze szpitala o wypadku nie poinformowały ani prokuratury, ani inspekcji pracy. - Traktujemy to w kategoriach bardzo nieszczęśliwego wypadku, wiemy, że w tym zdarzeniu nie brały udziału tzw. osoby trzecie, okoliczności śmierci doktora są jasne. Choć oczywiście, jeśli jakaś służba się do nas zwróci o dokumenty, to je udostępnimy - powiedział Sawicki.
- Wszystkim nam jest strasznie ciężko. To był doskonały lekarz, lubiany, przyjazny, wielu z nas pracowało z nim latami, jego żona także jest lekarzem i pracuje w szpitalu, więc jest nam naprawdę przykro i ciężko - podkreślił Sawicki.
Życiu pacjentki, do której wyjechał lekarz, nie zagraża żadne niebezpieczeństwo. Jak wynika z nieoficjalnych informacji, kobieta jest poruszona zdarzeniem, uważa, że lekarz poświęcił się dla niej, udzielając pomocy do ostatniej chwili.