Lech Kaczyński ujawnia materiały SB na swój temat
Kandydat PiS na prezydenta Lech Kaczyński zaprezentował na konferencji prasowej materiały go dotyczące, znalezione przez IPN w siedmiu teczkach. Podkreślił, że nie jest to jego "teczka", bo - jak dodał - ta "zniknęła" w niejasnych okolicznościach. Zapowiedział również, że wystąpi o oddtajenienie nazwisk agentów, którzy na niego donosili.
To jest pewien mały odcinek działań systemu, który w Polsce funkcjonował przez 44 lata, który dzisiaj jeszcze zamierza się bronić - powiedział Kaczyński. Jest to oczywiście, w jakimś sensie, ubecka wizja świata. Ubecka wizja świata ma to do siebie, że zgoła prawdziwa nie jest - podkreślił Kaczyński.
Kaczyński wyjaśnił, że to co dostał z IPN jako "pokrzywdzony" nie jest jego teczką, a są to materiały, które Instytut znalazł w wielu teczkach. Z tego wynika, że moja teczka zniknęła - dodał. Wyraził przekonanie, że zaginięcie jego teczki jest związane z "niewyjaśnioną dotąd tzw. operacją inwigilacji prawicy". Chodzi o ujawnioną w 1997 roku przez Zbigniewa Siemiątkowskiego z SLD, ówczesnego koordynatora służb specjalnych, sprawę inwigilacji prawicy w latach 1993-96. Ale - przyznał - mogło być różnie, bo np. bardzo dużo teczek zniszczono w Gdańsku.
Jak powiedział, ma "jakiekolwiek pojęcie" na temat dwóch z siedmiu agentów, którzy na niego donosili, czyli "Radcy" i "Wali", a pozostali są dla niego całkowicie anonimowi. Zapowiedział, że zwróci się do IPN o odtajnienie nazwiska "Radcy". Dodał, że jeżeli okaże się, że jest to osoba publiczna, to na 100% przedstawi jej nazwisko. Jeżeli ten człowiek działa publicznie, to powinien przestać - podkreślił.
Kaczyński przyznał, że ma pewne domysły kto był "Radcą", "ale to jest zbyt ciężkie oskarżenie, żeby się nim dzielił". Zdaniem Kaczyńskiego, musiał to być człowiek "wysoko dosyć postawiony", ale nie w "Solidarności" jako całości, tylko w gdańskim regionie "S" - "musiał być bardzo blisko albo w środku regionalnego kierownictwa 'S'". Musiał być blisko mnie, często ze mną rozmawiać - ocenił. Agent "Radca" pisał na temat Kaczyńskiego najwięcej.
Natomiast agent "Wala" - zdaniem Kaczyńskiego - mógł być kobietą lub mężczyzną; jednym z prawników, z którymi współpracował gdy kierował regionalnym biurem interwencji, które udzielało bezpłatnie porad prawnych. Kaczyński uważa, że zorientowanie "Wali" na temat jego działalności było bardzo niewielkie.
Jest to oczywiście, w jakimś sensie, ubecka wizja świata. Ubecka wizja świata ma to do siebie, że zgoła prawdziwa nie jest - tak treść materiałów SB określił Kaczyński.
SB była głęboko omylna, mamy tam listę osób z mojego ścisłego otoczenia. Z pięciu czy sześciu osób wymienionych, jedna to rzeczywiście mój bliski przyjaciel, pozostałe albo ledwo znam albo, chyba w trzech przypadkach, w ogóle nie mam zielonego pojęcia kto to jest - zaznaczył. Inne nieprawdziwe informacje to - według niego - np. wyolbrzymianie pewnych konfliktów.
Agent "Radca" pisze, że jestem bardzo ambitny, bo chcę wejść do komisji statutowej, ponieważ napisałem część statutu związku. Muszę powiedzieć, że nawet jeżeli miałem wtedy pewne ambicje, to one na pewno nie łączyły się z komisją statutową, tylko raczej z wejściem do Komisji Krajowej po wyborach. Tak, że to są jakieś zupełnie absurdalne bzdury - relacjonował. Podał też inny przykład nieprawdziwych informacji: W ogólnej mojej charakterystyce, jedynym dokumencie, który dotyczy lat 70. jest napisane, że zmniejszyłem aktywność po rozmowie z pierwszym sekretarzem na wydziale, na którym pracowałem. Po rozmowie z pierwszym sekretarzem ja na wiele miesięcy bardzo ciężko zachorowałem i to była przyczyna, nie zmniejszenia, ale wyłączenia na kilka miesięcy mojej aktywności. Jak tylko się pozbierałem, to do tej aktywności wróciłem - dodał.
To jest pewien mały odcinek działań systemu, który w Polsce funkcjonował przez 44 lata, który dzisiaj jeszcze zamierza się bronić. Chciałem bardzo mocno podkreślić, że system ten i ludzie, którzy w nim aktywnie uczestniczyli nie dadzą się obronić - podsumował kandydat na prezydenta.
Materiały z IPN na temat Kaczyńskiego liczą około 440 stron. Rzecznik PiS Adam Bielan powiedział, że są to głównie dokumenty z 1981 r.; nie ma tam informacji z okresu po 1982 r. i z lat 70. Zapowiedział, że w tym tygodniu treść materiałów powinna znaleźć się w internecie. Kaczyński twierdzi, że czekał na te dokumenty niecałe dwa miesiące.