Ławrow grozi "konfrontacją". Ekspert tłumaczy, dlaczego nie powinniśmy się bać
Aby powstrzymać pomoc dla Ukrainy, rosyjska propaganda rozpoczęła operację informacyjno-psychologiczną przeciwko Polsce. - Będą nas straszyć. Możliwe, że w najbliższych dniach jeszcze wielokrotnie usłyszymy o możliwej konfrontacji i ryzyku prewencyjnego ataku na Polskę - uważa Michał Marek, badacz dezinformacji.
Jego zdaniem częścią tej operacji jest ostatnia wypowiedź szefa rosyjskiego MSZ Siergieja Ławrowa, że "wysłanie sił pokojowych na Ukrainę może doprowadzić do bezpośredniej konfrontacji między Rosją a sojuszem wojskowym NATO". W podobnym tonie o "konfrontacji" wypowiadał rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow.
W państwowej rosyjskiej telewizji 1 Kanał publicyści już stają nad mapami i rozprawiają o ewentualnej reakcji wojskowej na misję pokojową NATO. "Niech Polacy przekroczą granicę choćby o 10 metrów, a dostaną Kalibrami (przyp. red. - rosyjska rakieta manewrująca), a artyleria i czołgi sprawią, że ich wojsko będzie uciekać do Warszawy" - odgrażał się w jeden z "wojennych publicystów".
- Jednym z najważniejszych celów rosyjskiej propagandy na kierunku zachodnim stało się zastraszenie polskiego społeczeństwa. Robią to, aby wywołać nastroje antyukraińskie, przeciwdziałać pomysłowi misji pokojowej NATO i zablokować pomoc, jaką z Polski otrzymuje Ukraina. Takie przekazy mają zasiać zwątpienie wśród społeczeństw państw zachodnich - mówi WP Michał Marek z Centrum Badań nad Współczesnym Środowiskiem Bezpieczeństwa, autor monografii "Operacja Ukraina" i badacz dezinformacji.
Straszą, grożą, sieją dezinformację
Jako przykład działań dezinformacyjnych przywołuje fake newsa z 22 marca, promowanego na platformie Telegram, o tym, że w rosyjskiej ambasadzie w Warszawie palone są dokumenty. Świadczyć to miało o zbliżającym się ataku Rosji na Polskę. Ilustrowało go zdjęcie dymu rzekomo unoszącego się nad ambasadą. W Polsce mieliśmy to odczytać jako oznakę trwających przygotowań do ewakuacji rosyjskich dyplomatów, co ma poprzedzać rosyjską ofensywę.
- Musimy mieć świadomość, że jest to działanie celowe i nie dać się ogarnąć panice. Rosja nie jest gotowa do prowadzenia wojny z NATO, o czym świadczy jej sytuacja wojskowa na Ukrainie. Mimo to Rosja nie porzuci prób destabilizowania sytuacji społeczno-polityczną i gospodarczej w Polsce - tłumaczy rozmówca WP.
Z tego powodu próbuje podważyć nasze zaufanie do NATO. - W swoich przekazach rosyjski aparat propagandowy rozwija wątek, iż w przypadku wojny Sojusz nie udzieli Polsce wsparcia, gdyż tylko my będziemy odpowiedzialni za eskalację nowego konfliktu - dodaje Michał Marek.
- Taka sytuacja wymaga zdecydowanej reakcji USA i NATO, która przejawi się poprzez zademonstrowanie gotowości do obrony Polski, wzmocnienia obecności sił Sojuszu w Polsce - komentuje ekspert.
Michał Marek podkreśla, że w mniejszym stopniu celem podobnych działań stała się Rumunia, z której terytorium również płynie pomoc dla Ukrainy. Rumuni są straszeni atakiem nuklearnym.
Zmiana nastrojów Rosjan wobec wojny. Nowe zjawisko w nekrologach
Wojenna publicystyka w rosyjskiej telewizji oprócz wywoływania obaw w Polsce ma jeszcze jeden cel. - Oglądają to widzowie w Rosji, którzy są teraz przekonywani, że Rosja jest jak oblężona przez NATO twierdza. Ma to osłabić nastroje antyrządowe i antywojenne, wywołać konsolidację Rosjan wokół celu, jakim jest obrona kraju - mówi Michał Marek.
Przypomnijmy, że Kreml walczą także ze zwątpieniem w Rosji. Wobec niepewnego wyniku wojny Rosjanie wyprzedają nieruchomości na Krymie.
Zmiana pojawiła się też w doniesieniach o śmierci rosyjskich żołnierzy. W nekrologach zamieszczanych w rosyjskojęzycznych mediach społecznościowych już nie giną w "operacji specjalnej" w Ukrainie, ale "w walce o wolność Rosji" oraz "o czyste niebo nad Moskwą".
To duża zmiana w informowaniu o zabitych. Według eksperta władze w Rosji nie będą już dokładać dużych starań do tuszowania informacji o stratach, gdyż w dłuższej perspektywie będzie to mało efektywne. Możliwe, że zechcą w ten sposób wywołać gniew społeczeństwa, chęć zemsty i ukierunkować te uczucia na kontynuację wojny w Ukrainie.