"Langenort" może wyjść w morze
Załoga statku "Langenort" wpłaciła w
czwartek depozyt na rzecz 12 tys. zł kary, jaką nałożył na
jednostkę kapitan portu we Władysławowie za wpłynięcie do portu
bez jego zgody.
Jak powiedział kapitan portu we Władysławowie, Kazimierz Undro, oznacza to, że statek będzie mógł swobodnie wypływać z portu.
Holenderskie feministki zabrały ze sobą na pokład statku polskie wolontariuszki. Gdy czekały przy bramie do zamkniętej części portu, gdzie obecnie cumuje statek, pikietować zaczęli działacze związani z Młodzieżą Wszechpolską. Był wśród nich poseł Ligi Polskich Rodzin Robert Strąk. Krzyczeli: "Krew na rękach holenderskich" i "Mordercy". W kierunku holenderskich feministek posypały się jajka.
"Nie będziemy patrzeć bezczynnie na to, co tutaj się dzieje. Będziemy protestowali do skutku" - powiedział Strąk. Według niego, przez telefon komórkowy, który podają holenderskie feministki, można zamówić środki wczesnoporonne, które dostarczane są do domów. Zdaniem Strąka, w taki sposób łamane jest prawo.
Szefowa Fundacji "Kobiety na falach" Rebecca Gomperts poinformowała, że jeszcze nie potrafi powiedzieć, kiedy jednostka wypłynie poza polskie wody terytorialne. Jak nieoficjalnie dowiedziała się PAP, "Langenort" będzie się starał wyjść z portu w czwartek po południu.
Holenderska jednostka zacumowała ponownie w zamkniętej części portu ze względu na bezpieczeństwo. Na pokład wpuszczane są osoby, które wcześniej zapisały się na listę na bramie przy wejściu do portu. Feministki przygotowują tę listę, a potem na jej podstawie ochroniarze wpuszczają ludzi do portu. Bramy pilnuje również Straż Graniczna.