PolskaŁadunek termobaryczny eksplodował na pokładzie tupolewa? Nowe ustalenia podkomisji smoleńskiej

Ładunek termobaryczny eksplodował na pokładzie tupolewa? Nowe ustalenia podkomisji smoleńskiej

Podkomisja smoleńska stwierdziła, że "bardzo wiele wydarzeń wskazuje na to, iż 10 kwietnia 2010 r. doszło do wybuchu na pokładzie rządowego tupolewa". Najbardziej prawdopodobną przyczyną eksplozji był ładunek termobaryczny.

Ładunek termobaryczny eksplodował na pokładzie tupolewa? Nowe ustalenia podkomisji smoleńskiej
Źródło zdjęć: © PAP | Paweł Supernak
Adam Przegaliński

10.04.2017 | aktual.: 10.04.2017 19:23

W wyniku przeprowadzonych eksperymentów możemy powiedzieć, że najbardziej prawdopodobną przyczyną eksplozji był ładunek termobaryczny inicjujący silną falę uderzeniową - wynika z filmu podkomisji smoleńskiej, który został zaprezentowany w 7. rocznicę katastrofy.

"Fala ta niszczyła napotkane przeszkody, rozrywała kadłub samolotu, wyrzucała na zewnątrz fotele i ciała ofiar oraz zrywała z nich ubrania" - twierdzi podkomisja. "Czy tak właśnie stało się w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 r. ?" - pada pytanie.

Później zostało pokazane ostatnie nagranie z prezydentem Lechem Kaczyńskim i jego małżonką wsiadającymi na pokład samolotu; nagranie to zostało opublikowane w weekend przez SKW. Potem wyświetlono listę z nazwiskami ofiar katastrofy w Smoleńsku.

"Możliwość eksplozji całkiem realna"

"Awarie zarejestrowane w ostatnich sekundach lotu, całkowita utrata zasilania przed pierwszym kontaktem z ziemią, rozlokowanie szczątków wraku, specyficzny charakter obrażeń ciał, badania areodynamiczne, siła, z jaką drzwi zostały wbite w podłoże. Te i wiele innych czynników kazały podkomisji potraktować możliwość wystąpienia eksplozji całkiem realnie" - poinformowano na konferencji.

W celu weryfikacji tej hipotezy podkomisja przeprowadziła szereg testów z wykorzystaniem różnych rodzajów materiałów wybuchowych.

Jak podano, w trakcie eksperymentów specjaliści testowali skutki eksplozji ładunku termobarycznego umieszczonego wewnątrz pasażerskiej części samolotu. Zbudowany został fragment kadłuba w skali 1:1 zgodny z planami konstrukcyjnymi. Wewnątrz umieszczono rząd oryginalnych foteli oraz modele twardych i miękkich tkanek ludzkich. Eksperyment poprzedzony został szeregiem badań i prób, a jego przebieg rejestrowały szybkie kamery nagrywające z prędkością 10- i 15-tys. klatek na sekundę.

"W jego wyniku znaleziono szereg analogii do katastrofy Tu-154M. W obu przypadkach wybuchu był głuchy dźwięk, a błysk i ogień były krótkotrwałe. Nie stwierdzono przy tym dymu, a osmalenie kadłuba było niewielkie. Fala wybuchu wepchnęła grodzie zarówno do przodu, jak i do tyłu naraz. Dużym częściom samolotu masowo towarzyszyły małe odłamki. Podłużnice i wręgi zostały podobnie rozerwane. Blacha została jednakowo pofalowana, a nity wyrwane i wystrzelone na zewnątrz" - poinformowano.

"Modele ciał ludzkich nie zostały spalone, choć mogły występować oparzenia, a sposób zniszczenia modeli części kostnych był analogiczny do ciał ofiar katastrofy. Również fotele nosiły bardzo podobne uszkodzenia" - zaznaczono.

Po eksperymencie pobrano 20 próbek do badań laboratoryjnych na obecność materiałów wybuchowych. Podkomisja podała, że na dziewiętnastu próbkach nie wykryto żadnych śladów materiałów wybuchowych. Natomiast na dwudziestej, najbliższej centrum wybuchu wykryto obecność ładunku inicjującego wybuch termobaryczny.

"To jest tylko ilustracja tego, co zrobiliśmy"

- To jest tylko ilustracja tego, co zrobiliśmy, badania są znacznie szersze i głębsze, będziemy je kontynuować aż do wyjaśnienia przyczyn katastrofy - powiedział po projekcji filmu przewodniczący powołanej przez MON podkomisji ds. ponownego zbadania katastrofy smoleńskiej dr Wacław Berczyński.

Berczyński dziękował także ministrowi obrony narodowej Antoniemu Macierewiczowi, prezesowi PiS Jarosławowi Kaczyńskiemu, wszystkim gościom poniedziałkowego posiedzenia oraz "rodzinom smoleńskim za poparcie i obecność". Członkowie komisji otrzymali również podziękowania od szefa MON.

Ślady działania wysokiej temperatury na czterech ciałach

Podkomisja podała, że przeprowadziła analizy dotyczące rozmieszczenia i stanu ciał ofiar katastrofy. Stwierdziła, że na wrakowisku znaleziono "co najmniej cztery ciała ofiar noszące ślady działania wysokiej temperatury, której w tych przypadkach nie można wytłumaczyć bliskością pożarów naziemnych". "Ciała te były wyrzucone o minimum kilkanaście metrów do przodu względem stref, w których miały miejsce pożary" - twierdzi podkomisja.

"Dwa ciała, które znaleziono pod częścią centropłata w sektorze pierwszym wrakowiska niosły ślady oparzeń drugiego i trzeciego stopnia. Kolejne ciało znalezione w sektorze drugim miało ranę ze zwęgleniem. Ostatnia z omawianych ofiar znaleziona w sektorze pierwszym miała poparzenia drugiego i trzeciego stopnia na ok. 30 proc. powierzchni ciała. Trzy z opisanych ofiar podróżowały w części pasażerskiej samolotu, zaś jedna była członkiem jego załogi" - podkreślono.

Poinformowano, że trwają analizy mające na celu ustalenie dokładnej liczby ciał noszących ślady wysokiej temperatury znalezionych poza strefą pożarów na ziemi. "Należy przyjąć, że ich ogólna liczba w miarę postępu badań może ulec zwiększeniu" - przeczytał lektor.

"Gdy Tu 154 M znalazł się na wysokości 100 m, nawigatorzy milczeli"

Por. Artur Wosztyl przekazał załodze Tu 154 M, że Rosjanie rozstawili reflektory APM 200 metrów od pasa lotniska, zgodnie z tym jak było to podczas lądowania pilotowanego przez niego Jaka 40; ppłk Paweł Plusnin podał natomiast załodze Tu 154 zupełnie inne dane - podała podkomisja smoleńska.

"Załoga Tu 154 M została poinformowana o rozstawieniu APM dosyć wcześnie przez swoich kolegów z Jaka40. Porucznik Artur Wosztyl przekazał, że Rosjanie rozstawili APM 200 metrów od pasa zgodnie z tym jak było to podczas lądowania Jaka, ale kapitanowi Protasiukowi, dowódcy Tu 154 M, Plusnin podał zupełnie inne dane: "reflektory w trybie dziennym, z lewej, z prawej, z początkiem pasa", co oznacza, że Polacy mieli zobaczyć je później niż się tego spodziewali. APM-y miały być na początku pasa" - podała podkomisja.

Jak poinformowano, około 10 minut przed podejściem Tu 154 M do pasa "Krasnokucki wydał jednoznaczny rozkaz: "Pasza, sprowadzamy do 100 metrów bez dyskusji, na drugi krąg i tyle". "Ta komenda spowodowała przejęcie dowodzenia przez Krasnokuckiego. Poskutkowała niepewnością w podejmowaniu decyzji przez Plusnina i Ryżenkę a w dalszej kolejności ich zaniechanie przez oczekiwanie na dalsze decyzje od dowódcy bazy lotniczej" - podała podkomisja.

Według podkomisji, Polacy spodziewali się, że na wysokości 100 m zostanie im podana komenda "co do tego co mają dalej robić i oczywiście, że będą dalej precyzyjnie prowadzeni zgodnie z zasadami sztuki nawigatorskiej". "Stało się jednak inaczej. Gdy Tu 154 M znalazł się na wysokości 100 m, nawigatorzy milczeli i żaden z nich, Ryżenko, Plusnin czy Krasnokucki, nie wydał wymaganej komendy odejścia na drugi krąg" - podała podkomisja.

"Konstrukcja Tu-154M została rozerwana"

"Nad początkiem głównego pola szczątków, w wyniku eksplozji w kadłubie, centropłacie oraz w skrzydłach, konstrukcja Tu-154M została rozerwana. Większe elementy konstrukcji zaczęły rotować się w lewą stronę. Część samolotu od centropłata do ogona upadła w pozycji odwróconej. Natomiast przód samolotu upadł kołami do dołu" - podała podkomisja.

Podkomisja poinformowała też, że przygotowano animację ostatnich sek. lotu, która uwzględniała kolejność rozpadu poszczególnych fragmentów samolotu. "Ukazała ona faktyczny obraz zdarzenia lotniczego. Pierwsze elementy lewego skrzydła zaczęły spadać na ziemię około 900 m przed początkiem pasa startowego. Wśród nich znajdowały się odłamki slotów, deflektora, klapy za skrzydłowej oraz konstrukcji konsoli odejmowanej części skrzydła, wynika poziomego, a także lewego podwozia" - przeczytał lektor.

Podkomisja podkreśliła, że członkowie podkomisji we współpracy z National Institute of Aviation Research, podjęli się próby wyjaśnienia sprawy drugich drzwi lewej burty. "Zostały one bowiem wbite w ziemię dłuższą krawędzią na głębokość aż jednego metra, odwrócone swoją wewnętrzną częścią do kierunku lotu" - zaznaczono.

"Wynikiem przeprowadzonych testów i wyliczeń zostało ustalone, że prędkość pionowa drzwi była 10-krotnie większa od prędkości pionowej samolotu przed uderzeniem w ziemię, i co za tym idzie drzwi musiały posiadać dodatkowe źródło energii, zwiększającej ich pęd" - ustaliła podkomisja.

Zwrócono uwagę, że badając kwestię wbicia w ziemię drzwi starano się uzyskać warunki podobne do tych, panujących w Smoleńsku. "Prowadząc szereg symulacji z miękką glebą i niską prędkością oraz twardą i wysoką, uzyskując warunki, panujące w Smoleńsku, specjaliści starali się odtworzyć rezultat wbicia drzwi na głębokość jednego metra, przy takich samych zniszczeniach, jakie występowały w Smoleńsku. Eksperci zajęli się badaniem charakterystyki gleby, analizą, czy drzwi były wstrzelone, czy wciśnięte w ziemię oraz porównaniem zniszczeń badanych drzwi, z drzwiami rządowego samolotu" - dodano.

Zobacz też wideo WP: obchody katastrofy w całej Polsce.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (762)