Studenci spędzeni na "pokaz" podkomisji smoleńskiej i gonitwa za jej szefem
Konferencja podkomisji smoleńskiej miała się zacząć o godz. 12, ale ją przesunięto o trzy godziny. Na widowni zasiedli studenci Akademii Sztuki Wojennej, członkowie rodzin smoleńskich i prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński. Wszystko zakończyło się gonitwą za przewodniczącym podkomisji.
10.04.2017 | aktual.: 10.04.2017 18:05
Klub WAT obstawili funkcjonariusze Żandarmerii Wojskowej i Biura Ochrony Rządu. Członkowie Podkomisji przyjechali około godziny 13:30. Na ponad godzinę przed początkiem konferencji żołnierze w historycznych strojach przećwiczyli "na ramię broń", "do nogi broń". - Kiedy ma przyjechać minister Antoni Macierewicz? - Tuż przed - odpowiadała osoba z obsługi.
Dopytuję o inne rzeczy. - Proszę pana, mnie ta podkomisja nie interesuje - odpowiadał rozmówca. Ludzie dbający o techniczną i logistyczną stronę konferencji nie byli zaaferowani konferencją i z lekka się nawet uśmiechali. Nie widać było entuzjazmu wobec tego, w czym uczestniczą. A raczej dystans.
Na pół godziny przed planowanym początkiem zaczęli się schodzić ludzie, którzy mogli już siadać nie w sektorze dla mediów, ale na przedzie widowni. Co to za ludzie? Część to wojskowi w mundurach, ale i zupełnie nieznane twarze w cywilu. - Ja nie wiem, kim są ci wszyscy ludzie, ale sala będzie pełna - słyszę od jednej z osób z obsługi konferencji.
Co robił na uczelni Bartłomiej Misiewicz?
Część to wykładowcy Akademii Sztuki Wojennej. Na konferencję została oddelegowana grupa ok. 20 studentów Akademii Sztuki Wojennej. - Czyli po prostu musicie tutaj być? - No tak… - Zamiast zajęć? "Tak". Przyszli też niektórzy politycy Prawa i Sprawiedliwości i współpracownicy Antoniego Macierewicza.
Aby na sali mogły się zmieścić wszystkie osoby zaproszone, sektor w ostatnich rzędach przewidziany dla dziennikarzy się skurczył. Zajęli go - zapewne odruchowo - studenci.
Byli też członkowie rodzin smoleńskich, ale te miały spotkanie dzień wcześniej wieczorem i przekazano im informacje, które paść miały i na konferencji. Ale przyszedł też na przykład Andrzej Gwiazda z żoną. I Ryszard Walczak - budowniczy "smoleńskiej dolinki" pod Warszawą, gdzie odsłaniane są kolejne popiersia ofiar 10 kwietnia 2010 r.
Z rozmów WP wynika, że na uczelnię jeszcze przed konferencją, ale tego samego dnia, przyjechał Bartłomiej Misiewicz, jeden z najbardziej zaufanych ludzi szefa MON. Jest on pracownikiem MON, ale nie ma funkcji rzecznika ministra ani szefa jego gabinetu politycznego. - Bartłomiej Misiewicz był tu około południa. Doglądał wszystkiego - mówi jedna z rozmówczyń.
"Film z narratorem i wniosek: to była bomba hiperbaryczna"
Co ciekawe, gdy konferencja opóźniała się o kolejne minuty, to jej szef dr Wacław Berczyński mówił, że czekamy na panią premier. Ale Beata Szydło nie przybyła. - Nie planujemy - odpowiadała osoba z rządu na pytanie o obecność pani premier. Ale przybył prezes Jarosław Kaczyński - tytułowany przez Berczyńskiego "panem premierem", i szef MON ze swoimi zastępcami.
Jak wyglądała konferencja? To było w każdej transmisji. Wacław Berczyński słusznie na jej koniec powiedział, że był to w istocie "pokaz". Film z narratorem i wniosek: to byłą bomba hiperbaryczna, która niemal nie pozostawia żadnych śladów. A poza tym, kontrolerzy lotów sprowadzali Tu-154M na śmierć. Stąd dziwne pytanie na koniec "pokazu": - Czy tak było 10 kwietnia 2010 r.?
Pogoń za Wacławem Berczyńskim i kluczowe pytanie
Po "pokazie" zaplanowano spotkania z rodzinami smoleńskimi w bufecie. Dziennikarzy zaproszono na czat na stronach Niezalezna.pl. Godzinę ostatecznie ustalono na 22:30. Dr Berczyński wyszedł na chwile do dziennikarzy, ale po paru minutach wrócił do bufetu, w czym pomógł mu jego zastępca - dr Kazimierz Nowaczyk.
Całe wydarzenie zwieńczyła pogoń za Wacławem Berczyńskim, który szukając między blokami i na parkingach któregoś ze współpracowników bądź zagubionego gościa przyciągnął grupę dziennikarzy. Trudno było jednak od szefa Podkomisji wydusić jakieś konkretne odpowiedzi. - Jakie hipotezy badaliście oprócz wybuchu bomby? - Wiele. - Proszę wymienić kilka.
Ale tu już była cisza. I gonitwa w drugą stronę.