Kwaśniewski: na miejscu Tuska, to bym się zastanowił
Koabitacja jest obowiązkiem mądrych
polityków, jest zapisana w konstytucji, jest możliwa; każda mądra
rada jest tutaj do rzeczy, a każda głupia rada powinna być
odrzucona - powiedział w radiu RMF FM
Aleksander Kwaśniewski. Gdybym ja był Tuskiem, to bym się zastanowił, jaki był finał
działalności premiera Millera - dodał jednak b. prezydent.
08.12.2007 | aktual.: 08.12.2007 15:50
Odniósł się w ten sposób do informacji z "Dziennika", który napisał, że premier Donald Tusk szuka wsparcia u b. szefa rządu Leszka Millera. W czwartek - pisze gazeta - obaj spotkali się w wielkiej tajemnicy. Według "Dz", Miller radził Tuskowi, jak powinien ułożyć sobie napięte relacje z prezydentem Lechem Kaczyńskim.
Zdaniem gazety, doradcą w tej kwestii jest kompetentnym - "szorstka przyjaźń" Millera z Aleksandrem Kwaśniewskim stała się już symbolem ostrych sporów na linii rząd - prezydent. Rozmowa odbyła się w cztery oczy i trwała około godziny. Choć spotkanie było oficjalne, odbywało się w gabinecie premiera, otoczone jest jednak tajemnicą. O spotkaniu nie mieli pojęcia współpracownicy Tuska - czytamy w "Dzienniku".
Gdybym ja był Tuskiem, to bym się zastanowił jaki był finał działalności premiera Millera. A po drugie, z tego co wiem, premier Tusk chce być prezydentem. Więc niech się zastanowi się. Za trzy lata może się znaleźć w nowej sytuacji, wtedy wszystko co pan premier powie, może być użyte przeciwko niemu - powiedział Kwaśniewski w RMF FM.
"Donald Tusk szuka wsparcia u Leszka Millera" - dowiedziałem się o tym z dzisiejszej prasy. Przeczytałem też, że spotkanie było "tajne", choć odbywało się w gabinecie premiera. Rzeczywiście wszedłem tam głęboką nocą przebrany za kominiarza z życzeniami świątecznymi w torbie" - napisał Miller w sobotnim wpisie na swoim blogu w portalu onet.pl.
Jak dodał, "kurtuazyjna rozmowa obecnego i byłego premiera urosła do rangi sensacji, co tylko świadczy o skali spustoszeń, jakie dokonały się w polskiej polityce". "Poza tym, jakiego wsparcia może szukać u mnie szef rządu? Jeśli już to chyba odwrotnie" - stwierdził Miller.
Odnosząc się do słów Millera w "Dz", że każdy polski prezydent ma tendencje do tego, "żeby się rozpychać", Kwaśniewski zauważył, że prezydent "ma bardzo precyzyjnie określone swoje prerogatywy, które są o tyle trudne w egzekwowaniu, bo nie dysponuje aparatem" (rządzenia).
Rząd ma tysiące ludzi, ma ministerstwa. Prezydent jest właściwie samotnie, jednoosobowo odpowiedzialny za wszystkie sprawy. Więc on się nie tyle rozpycha, prezydent musi wypełniać swoje obowiązki. Nie może reprezentować państwa polskiego (...) nie mając informacji ze strony rządu - powiedział Kwaśniewski.
Pytany, jaką dobrą radę dałby L. Kaczyńskiemu, żeby ta koabitacja się udała b. prezydent uznał, że obaj z Donaldem Tuskiem powinni stworzyć "system przekazywania informacji na tyle bliski i praktyczny, żeby to działało". I po drugie, żeby któregoś dnia poszli na kolację i jasno sobie powiedzieli, czy kandydują w wyborach prezydenckich, czy nie - dodał.
Jego zdaniem, jeśli powiedzą sobie, że kandydują, będzie to oznaczać, że rok 2010 mamy stracony i że wtedy rozpoczyna się kampania.
Natomiast do roku 2010 mamy rok 2008 i 2009, które są do wykorzystania. Myślę, że taka dżentelmeńska umowa dwóch polityków, znana publiczności, znana opinii, miałaby sens - ocenił.
Koabitacja będzie niewątpliwie trudna, dlatego, że merytorycznie ewidentnie mamy do czynienia z innymi poglądami - uważa jednak b. prezydent.
Jeżeli dziś słyszę, że minister Radosław Sikorski, czy premier Tusk mówią, że Polska nic nie ma przeciwko gazociągowi bałtyckiemu - a to był jeden z głównych elementów polityki prezydenta Kaczyńskiego oraz premierów Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego wcześniej - to są takie zwroty, które wymagają istotnej konsultacji na szczytach władzy. Dlatego że bez tego będzie kakofonia. Będziemy mówili dwoma głosami, które będzie można łatwo wykorzystać przeciwko nam - podkreślił Kwaśniewski.