Kurier ujawnia kulisy swojej pracy. "Cały czas w biegu. Jak szczur po kanale"
Większe paczki wrzucają na posesję, mniejsze wciskają do skrzynek. Wszytko pod presją czasu: trzeba dostarczyć, a nie jeździć z jedną paczką tydzień. - Paczki się pcha, gdzie tylko się da - opowiada Michał, kurier w jednej z dużych firm. Grudzień to dla nich najgorszy miesiąc. Pracy jest dwa razy więcej, a czasu tyle samo.
Michał zazwyczaj rozwozi 50 paczek dziennie. Żeby wyrobić się w 8 godzin musi dostarczać jedną paczkę co 10 minut. W grudniu może ich mieć nawet 100. To jedna paczka co 5 minut. - Cały czas w biegu. Jak szczur po kanale - wyznaje młody kurier.
"Jak ja bym miał robić dokładnie, to by głowy brakło"
Paczki trzeba doręczyć, a nie jeździć z nimi. Dlatego zdarza się, że odbiorca znajduje paczkę na swojej posesji, pod drzwiami, na balkonie albo u sąsiada. Książki i inne drobne przesyłki lądują w skrzynkach na listy. - Kiedyś miałem dywaniki do samochodu. Czegoś takiego się nie da uszkodzić, to wrzuciłem na dach garażu - opowiada Michał. - Chociaż wtedy klient powiedział, że bierze odpowiedzialność - tłumaczy.
Jeżeli jednak doręczyć się nie uda, to wozi przesyłkę przez kolejne dni i dokłada sobie obowiązków. I tak jedna paczka może jeździć nawet tydzień. Dlatego kurierzy najczęściej próbują zostawiać przesyłki u sąsiadów. - Trochę to jednak ryzyko. Bo jak w paczce jest telefon, a sąsiad nie odda? - zastanawia się Michał - Ale jak ja bym miał robić wszystko dokładnie, to by głowy brakło - stwierdza.
Klient: będę w domu o 17. Kurier: ja też
Obowiązki kuriera kończą się przekazaniu paczki, ale zaczynają dużo wcześniej. Ma na głowie cały proces. Najpierw musi zaplanować sobie trasę, sprawdzić kilkadziesiąt adresów, potem dzwonić do niektórych klientów, ustalać godzinę odbioru. Zostaje jeszcze jazda dostawczym samochodem po zakorkowanych ulicach i ciasnych parkingach. - Codziennie się ryzykuje utratę prawa jazdy - mówi Michał. Zbiera punkty, bo zdarzy się nie zapiąć pasów czy nie włączyć świateł.
Odbiorcy dzwonią w międzyczasie. - Najlepszy tekst to jest taki: w domu będę o 17. Wtedy odpowiadam, że ja też. I co zrobisz? - śmieje się Michał. - Najgorzej jest, gdy mam paczkę za pobraniem i w domu nikogo nie ma. Wtedy trzeba ich ścigać, a słyszę, że on na wakacjach, wyjechał.
Jeden będzie na rękach nosił, drugi kopnie
Zanim przesyłka trafi do klienta, przechodzi przez ręce wielu osób: magazyniera w miejscu wysyłki, potem kilku kierowców, kolejnego magazyniera, a na końcu kuriera. - Jeden będzie paczkę nosił na rękach jak swój telefon, a drugi weźmie i kopnie jak piłkę - ciągnie opowieść Michał. Większość jednak o paczki nie dba, a na samym końcu trudno już dociec, kto za zniszczenie odpowiada.
- Karmy dla zwierząt miałem porozrywane. Może zahaczyło o coś. Miałem karton wina, to widać, że potłuczone, bo cały mokry był od spodu - wymienia ostatnie uszkodzone paczki. Są i kurierzy, którzy czasem czymś rzucą. Mogą puścić nerwy. Chociaż częściej dzieje się to na magazynach.
Czasem trzeba wnieść kuchenkę na drugie piętro
Gdy ciężką przesyłkę zamawia osoba, która może pomóc ją wnieść, to problemu nie ma. Gorzej jednak, gdy drzwi otwiera kto inny. - Jak jest facet, to pomoże, a jak jest babcia czy kobieta w ciąży, to trzeba wnieść. Nie zostawi się nie dole - mówi i rozkłada bezradnie ręce.
Raz wnosił ważące kilkadziesiąt kilogramów obciążniki na siłownię, bo mąż był w pracy, a ciężarna żona w mieszkaniu. Innym razem targał na drugie piętro kuchenkę gazową. Takie sytuacje zdarzają się często.
- Tyle, ile paczek mam normalnie, to już jest problem, żeby się z nimi wyrobić. Każdy chce, żeby było jak najszybciej dostarczone - podsumowuje Michał. A za pasem grudzień. Najbardziej pracowity miesiąc dla kurierów.