Kurczuk: słuszna decyzja o braku postępowania ws. Rywina
Minister sprawiedliwości Grzegorz Kurczuk nadal uważa, że jego decyzja o nie wszczynaniu postępowania ws. Lwa Rywina przed publikacją "Gazety Wyborczej" była słuszna. Minister uznał też, że ujawnienie sprawy w dzienniku wpłynęło na to, iż do prokuratury coraz częściej trafiają doniesienia o próbach przekupstwa czy płatnej protekcji.
16.05.2003 | aktual.: 16.05.2003 14:03
"Ma to tę zaletę, że - w moim przekonaniu - słabnie przyzwolenie społeczne, tolerancja, na niejasne propozycje ni to lobbingu, ni to protekcji, ni to pokątnych decyzji biznesowych" - powiedział Kurczuk przed komisją śledczą. Minister zadeklarował, że liczy, iż wpłynie to na oczyszczenie sytuacji na styku biznesu, mediów i polityki, a to - jego zdaniem - jest istotą całej sprawy Rywina.
Minister opowiadał, że wszystkie swoje argumenty o nie wszczynaniu postępowania przed publikacją "Gazety Wyborczej" przekazał premierowi w ich drugiej rozmowie na ten temat. Kurczuk miał powiedzieć Leszkowi Millerowi, że "lepiej poczekać niż wszczynać wojnę, utarczki, obchodzić przepis o podstawach prawnych wszczęcia postępowania i wynikającego z tego oskarżenia o działanie poza prawem". Miał też wyrazić obawy o wciągnięcie prokuratury w walkę o nowelizację ustawy o rtv.
"Jeśli coś mają rzeczywiście w 'Gazecie Wyborczej' - powiedziałem - lepiej niech wszystko od razu wyłożą na stół, a nie wyrywać im po trochu. Zawsze będzie można nam powiedzieć, że mamy do czynienia z niedopuszczalną nadgorliwością prokuratury" - relacjonował Kurczuk.
Premier miał mu odpowiedzieć, że wie, iż Michnik zbiera materiały do publikacji, ale on uważa historię za niewiarygodną. Jeśli uważasz - miał powiedzieć Miller do Kurczuka - tak jak mówisz, "to rób ze swoimi ludźmi, co uważasz za słuszne".
Kurczuk zapewniał komisję, że po notce we "Wprost" przez cały czas nie tracił zainteresowania sprawą Rywina, choć - zeznał - do dziś ma do niej szereg wątpliwości.
Minister zeznał, że po pierwszej rozmowie z Michnikiem upewnił się u szefa Rady Nadzorczej Agory Stanisława Sołtysińskiego w połowie listopada czy "Gazeta" opublikuje sprawę; w pierwszych dniach grudnia potwierdził mu to premier, a 14 lub 15 grudnia ponownie zadzwonił po upewnienie do szefa "Gazety Wyborczej".
Kurczuk podkreślił też w swoim oświadczeniu przed komisją, że nie uczestniczył w pracach nad nowelą o rtv i nic mu na ten temat nie wiadomo.
Według ministra w dyskusji, jaka się toczy wokół sprawy, ma miejsce niezrozumienie tego, co się nazywa obowiązkiem funkcjonariusza publicznego. Ma on - według Kurczuka - obowiązek powiadomienia organu powołanego do ścigania przestępstw tylko wówczas, kiedy jest "obiektywny fakt wskazujący, że miał miejsce czyn zabroniony pod groźbą kary"; kiedy funkcjonariusz ma dowody.
Obowiązek następuje - argumentował Kurczuk, odnosząc się też do swojego postępowania - z chwilą, "gdy w świadomości funkcjonariusza ukształtowało się przekonanie, że zostało popełnione przestępstwo".