Kurczuk: nie groziłem "Dziennikowi Wschodniemu"
Nie zgadzam się i protestuję przeciwko
używaniu słowa "groźby" - oświadczył dziennikarzom w
Lublinie były minister sprawiedliwości Grzegorz Kurczuk, odnosząc
się do publikacji na temat przebiegu jego wizyty w redakcji
"Dziennika Wschodniego".
Według "Rzeczpospolitej" po publikacji "Dziennika Wschodniego" pt. "Karząca ręka SLD" szef Sojuszu w Lubelskiem Grzegorz Kurczuk przyszedł do redaktora naczelnego lubelskiego dziennika i zarzucił gazecie kłamstwo. Zagroził też, że zakaże kilku tysiącom członków SLD w regionie kupować "Dziennik Wschodni".
Kurczuk nie zaprzecza
Na łamach "Rz" Kurczuk nie zaprzecza, że taka rozmowa miała miejsce, ani że mógł mówić o nakłanianiu przyjaciół do niezamieszczania reklam w "DzW". Cała sprawę określa jednak jako "wyjątkowo ordynarną prowokację"
Redaktor naczelny "DzW" nagrał rozmowy z Kurczukiem i powiadomił ABW i prokuraturę. Prokuratura Okręgowa w Lublinie wszczęła czynności sprawdzające, czy nie mogło dojść do popełnienia przestępstwa utrudnienia i tłumienia krytyki prasowej.
Proszę mi nie mówić o żadnych groźbach. Wyraźnie, nawet w tym co zostało opublikowane w zapisie odtworzonej rozmowy, są też i słowa, że ja takich rzeczy nie zrobię - powiedział Kurczuk na specjalnie zwołanej konferencji prasowej.
Przyjaciele z biznesu
W zapisie rozmowy Mielcarka z Kurczukiem, opublikowanej we wtorek w "DzW", Kurczuk mówi m.in.: "dokładajcie nawet i SLD, ale na litość boską nie kłamcie. Bo jeśli tak, to, proszę tego nie odczytać jako szantaż... ja naprawdę nie muszę czytać pańskich gazet, ale powiem też moim przyjaciołom z biznesu, żeby się u was nie ogłaszali. Niech pójdą do konkurencji (...) ja tego na razie nie zrobię, ale no wie pan w jakiej ja jestem determinacji".
Kurczuk oświadczył na konferencji prasowej, że jego rozmowa z redaktorem naczelnym miała na celu obronę przed nierzetelnymi - jego zdaniem - publikacjami na temat SLD. Przypomniał, że chodziło o informację, w której lubelska gazeta napisała o odwoływaniu ze stanowisk byłych działaczy SLD, którzy przeszli do SdPl.
Nie potrafili podać ani jednego przykładu, a w innym tekście użyli określenia, że wokół mnie są ludzie gotowi na wszystko. Doszło do bardzo poważnego nadużycia prawa - powiedział Kurczuk.
Na polityczne zamówienie
Zdaniem Kurczuka Mielcarek nagrywając po kryjomu rozmowy z nim działał na polityczne zamówienie. Jego zdaniem obie publikacje "wpisują się w pewną modę na dokładanie lewicy". Nieprzypadkowo czynią to dwie gazety pozostające w rękach tego samego wydawcy, który nie kryje swoich sympatii politycznych - powiedział Kurczuk. Mam prawo nie kupować nieobiektywnej gazety i ostrzec przed nią innych - zaznaczył.
Kurczuk miał pretensje do Mielcarka, że łączy jego nazwisko z anonimowymi groźbami, jakie miała otrzymywać autorka publikacji o SLD w "DzW" Katarzyna Pasieczna.
We wtorkowej gazecie, w komentarzu dotyczącym sprawy Kurczuka, Mielcarek napisał, że Pasieczna otrzymywała "anonimowe listy i telefony pełne inwektyw i gróźb. Można było wnioskować, że ktoś ją obserwuje i wie o każdym jej ruchu". Mielcarek zaznaczył, że nie ma żadnych podstaw, aby łączyć to, co usłyszał od Kurczuka, z groźbami wobec Pasiecznej, ale że działo się to w tym samym czasie. Nie ma podstaw, ale jednak napisał - skomentował to Kurczuk na konferencji prasowej.
Wpływowy polityk
Mielcarek powiedział, że przyjął słowa Kurczuka o zablokowaniu reklam i wezwaniu do nieczytania "Dziennika Wschodniego" jako groźby. Potraktowałem groźby Kurczuka serio. To przecież bardzo wpływowy polityk< - podkreślił.
Dodał, że doniesienie do ABW, które złożył 14 października, dotyczyło zarówno rozmów z Kurczukiem, jak też anonimów kierowanych do Pasiecznej. Powtórzył, że nie łączy tych anonimów z Kurczukiem. Po zgłoszeniu sprawy ABW anonimowe listy i telefony się skończyły - powiedział.
Anonimowe groźby
Podczas jednej z rozmów z Kurczukiem Mielcarek radził się byłego ministra sprawiedliwości, jak ma postąpić w sprawie anonimowych gróźb kierowanych wobec Pasiecznej. Kurczuk zalecił mu zgłoszenie sprawy do prokuratury i przy Mielcarku zadzwonił do szefa Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie. Potem oddał słuchawkę Mielcarkowi.
Fakt rozmowy z prokuratorem apelacyjnym potwierdzili we wtorek zarówno Mielcarek, jak i Kurczuk. Może to być postawa dla lubelskiej prokuratury do złożenia wniosku o przekazania tej sprawy innej jednostce prokuratorskiej, spoza lubelskiej apelacji.
Zobacz także:
Przyszedł Kurczuk do "Dziennika"