Próba otrucia Abramowicza. "To sygnał, oczywiste ostrzeżenie"
O czym może świadczyć próba otrucia Romana Abramowicza? Jedna z hipotez mówi o tym, że cała akcja mogła zostać zorganizowana specjalnie, by ten zdobył zaufanie władz w Kijowie. Z kolei inna teoria wskazuje, że łagodne objawy, których doświadczył oligarcha, mają mu jedynie dać sygnał, że "nigdzie nie jest bezpieczny". Dziennikarze jednej z gazet dotarli do ukraińskich informatorów, którzy opowiedzieli o bliskich okolicznościach całego zdarzenia. Pojawia się też znaczący wątek Polski.
"Dziennik Gazeta Prawna" dotarł do szczegółów okoliczności, w jakich najprawdopodobniej doszło do próby otrucia Romana Abramowicza. Gazeta powołuję się na swoją rozmowę z anonimowymi - w tym również ukraińskimi - źródłami.
Przypomnijmy, że znany rosyjski oligarcha zaczął wykazywać pierwsze objawy kontaktu z trującą substancją 3 marca br., w czasie lotu z polskiej Jasionki do stolicy Turcji - Ankary. Jak pisze DGP, jego stan zdrowia miał stopniowo się pogarszać. Najpierw Abramowicz skarżył się na łzawienie i ból oczu, potem zaczął tracić wzrok. Pojawiły się też problemy skórne.
Po lądowaniu natychmiast trafił do szpitala w Ankarze. Po podaniu mu leków, lekarze pobrali od niego próbki. "Wynik na obecność substancji chemicznej był pozytywny. Ustalono jednak, że była ona dość słaba" - miało przekazać dziennikarzom DGP źródło. Nike udało się jednak konkretnie zidentyfikować podanego środka.
"Zinterpretowaliśmy to jako sygnał dla Abramowicza, oczywiste ostrzeżenie" - miał powiedzieć rozmówca gazety. Z kolei według samego Abramowicza, był to atak, za którym stali rosyjscy politycy, będąc częścią establishmentu Putina, popierający wojnę w Ukrainie i niezainteresowani toczącymi się w Turcji negocjacjami - tzw. frakcja twardogłowych.
Jak próbowano otruć Abramowicza? "Jest na krótkiej smyczy"
Późniejsze badania Abramowicza we Lwowie potwierdziły wynik z tureckiej placówki. Oligarcha miał kontakt z bronią chemiczną o niskim stężeniu. "Tak, aby nie zrobić mu krzywdy, ale żeby zrozumiał, że jest na krótkiej smyczy" - przekonuje źródło DGP z Ukrainy. Ponadto ukraiński informator zaznacza, że Abramowicz lata temu - jeszcze w swoim paszporcie ZSRR - miał wpisaną narodowość ukraińską.
"Nie można wykluczyć wariantu, że wybierze wolność. Pokazano mu więc, że nigdzie nie może czuć się bezpieczny" - czytamy. Przypomnijmy też, że doniesienia o otruciu Abramowicza zbiegły się w czasie z informacjami o objawach zatrucia, pojawiających się u ukraińskich przedstawicieli, którzy brali udział w negocjacjach. O sprawie pisał wówczas amerykański dziennik "The Wall Street Journal".
Według cytowanego informatora, Abramowicz nie miał styczności z trucizną podaną w jedzeniu i piciu. Według ukraińskiego rozmówcy, środek najpewniej rozpylono w miejscu, gdzie nocował. Ukraińscy negocjatorzy nie przebywali tam długo, dlatego też mogli wykazywać mniej poważne objawy zatrucia.
Inny rozmówca DGP miał zwrócić z kolei uwagę na zbieżność dat próby podtrucia Abramowicza i przedstawicieli ukraińskich oraz tajemniczych okoliczności śmierci agenta ukraińskiego wywiadu wojskowego, Denisa Kiriejewa. Wcześniej krążyły pogłoski, że funkcjonariusz miał dopuścić się zdrady i z tego powodu zostać zgładzony. Chwilę później jednak pojawiło się oficjalne oświadczenie Kijowa w tej sprawie. Kiriejew miał zginąć w trakcie operacji specjalnej 5 marca br., po powrocie z Białorusi. Ostatecznie władze w Kijowie nie ujawniły jej szczegółów.
"Czytelny jest trop rosyjski"
"Ukraińców raczej wykluczam. Nie mają doświadczenia z bronią chemiczną" - ocenia z kolei źródło DGP w "zachodniej dyplomacji". "O wiele bardziej czytelny i logiczny jest trop rosyjski" - dodaje.
Rozmówca podkreśla, że należy powtórzyć badania u wszystkich osób, które miały kontakt z Abramowiczem mimo tego, że od zatrucia minął prawie miesiąc. Podaje przykład otrutego w 2018 r. Aleksandra Litwinienki, którego stan po wizycie w w szpitalu się poprawił, a dopiero potem uległ pogorszeniu.
Podtrucie Abramowicza ukartowane? Ma chodzić o zdobycie przychylności władz Ukrainy
W końcu trzecia opisywana przez gazetę teoria zakłada, że wyjątkowo łagodna postać podtrucia Abramowicza wskazuje na to, że cała akcja mogła zostać ukartowana, by pozwolić mu "wkraść się w łaski" Ukrainy - tak, by osłabić czujność jej władzy.
"Nasi ukraińscy rozmówcy rekomendują obserwowanie wszystkich zaangażowanych w rozmowy osób ze strony polskiej i tureckiej, choć od ataku minął już niemal miesiąc" - napisano.
Przypomnijmy, że 25 marca informowano, iż rosyjski miliarder 24 marca br. miał przyjechać do Polski - tak wynikało z nieoficjalnych ustaleń dziennikarza Superwizjera TVN. Spekulowano wówczas o jego możliwym spotkaniu z prezydentem USA Joe Bidenem, choć rozmówcy DGP zaznaczają, że nie nie było takich planów.
Źrodło: Dziennik Gazeta Prawna, TVN, "The Wall Street Journal", PAP
Przeczytaj także: