Taśmy Sienkiewicza i Belki
"Taśmy prawdy" ujrzały światło dzienne 14 czerwca. Tego dnia, w sobotę, na stronie internetowej tygodnika "Wprost" pojawiła się zapowiedź głównego tekstu poniedziałkowego wydania gazety.
Sensacyjny materiał zawierał fragmenty nagrań i stenogramów dwóch rozmów, które odbyły się w restauracji "Sowa & Przyjaciele". Bohaterami pierwszej byli minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz i prezes NBP Marek Belka oraz jego współpracownik Sławomir Cytrycki. Rozmowa, okraszona wulgaryzmami, dotyczyła m.in. tego, co zrobić, by PiS nie doszedł do władzy. Szef Banku Centralnego, co było stało się najbardziej bulwersującym opinię publiczną faktem, domagał się nowelizacji ustawy o NBP i dymisji ministra finansów Jacka Rostowskiego. Sugerował, że jeśli warunki zostaną spełnione, Bank Centralny będzie mógł skupować obligacje państwowe i w ten sposób pomóc w obsłudze deficytu budżetowego.
"Byłem zszokowany. Jak to możliwe, że nagrano rozmowę Marka Belki, byłego premiera, prezesa Narodowego Banku Polskiego, z Bartłomiejem Sienkiewiczem, ministrem spraw wewnętrznych, nieformalnym nadzorcą wszystkich polskich służb specjalnych?!" - pisze Piotr Nisztor.
Z relacji dziennikarza wynika, że o nagraniach dowiedział się pod koniec maja. "Siedzę w obitym skórą fotelu w jednej z warszawskich restauracji. Od ponad dwudziestu minut rozmawiam z dwójką dobrze mi znanych osób. (...)
- Co byś powiedział, gdyby okazało się, że od kilku lat nagrywane są najważniejsze osoby w państwie? - pyta mnie w pewnym momencie jedna z osób, z którą rozmawiam.
- Pewnie bym się nie zdziwił - odpowiadam bez wahania. W końcu regularnie na tzw. mieście krążą "sensacyjne informacje" o tym, że w takiej lub innej sytuacji nagrali Iksińskiego czy Igrekowskiego. Obwiniano za to służby, wywiadownie gospodarcze, szemranej reputacji biznesmenów czy kolegów z pracy...
- Jednak kilka minut później przekonuję się, że tym razem to nie kolejna "gorąca" plotka, ale real life. Brutalna historia, która najprawdopodobniej poważnie wstrząśnie rządem Donalda Tuska.
Dziennikarz zapewnił swoich rozmówców, że pozostaną anonimowi. W odpowiedzi, jedna z osób, przekazała mu niewielkiego czarnego pendrive’a o pojemności 5 GB.