Podatek liniowy staje się coraz powszechniejszy. Wprowadziły go już między innymi Rosja i kraje nadbałtyckie. Jan Kulczyk np. twierdzi, że większość najzamożniejszych przedsiębiorców, którzy przekraczają najwyższy próg, wcale nie płaci 40-proc. podatku dochodowego, znajdując furtki do przepisów. A ponieważ mówi to najbogatszy człowiek w Polsce, człowiek, którego osobisty majątek szacuje się na ok. 12,5 miliarda złotych, można więc powiedzieć, że wie, co mówi.
Niewątpliwie jednak zastosowanie jednolitej stawki podatkowej dla wszystkich płatników wiąże się z obniżeniem wpływów do budżetu. A na to Polska, przynajmniej w obecnej sytuacji, nie może sobie pozwolić. Takie było zdanie Grzegorza Kołodki i mniejsza o to, czy słuszne. Odszedł, bo premierowi spodobała się bardziej koncepcja Jerzego Hausnera.
Tymczasem Hausner widocznie przemyślał sprawę i postanowił iść śladami swojego poprzednika. Gdzie tu logika, gdzie konsekwencja, gdzie przemyślany program? Czy naprawdę w polityce chodzi tylko o to, żeby wywalić konkurenta ze stołka?
A przecież minister finansów to kluczowe stanowisko w każdym rządzie. Tu sam brak zmian personalnych jest zaletą. Tymczasem w obecnym gabinecie mamy już trzeciego finansistę. Ponadto Andrzej Raczko - nic nie ujmując jego fachowości - jest raczej figurantem w gabinecie Millera. Najważniejsze decyzje podejmuje Hausner, on też przygotowuje przyszłoroczny budżet.
Co na to minister Raczko? Siedzi i tuszuje fakt, że ma związane ręce. I posiedzi jeszcze trochę do następnej roszady.
Marcin Senderski