Kto naprawdę stoi za aferą podsłuchową? B. oficer ujawnia tajne informacje
Afera podsłuchowa to "kombinacja operacyjna" agentów CBA z Wrocławia związanych z koordynatorem służb specjalnych Mariuszem Kamińskim. - Prawdziwi sprawcy czują się bezkarni. Śledztwo zaledwie się o nich otarło. Służbami kierują ich koledzy - twierdzi były oficer służb specjalnych, badający aferę w latach 2014-15.
Nieznane dotąd nagrania z 2014 r. z warszawskiej restauracji Sowa & Przyjaciele od ponad tygodnia emituje TVP Info. Ich głównymi bohaterami są ks. Kazimierz Sowa (były szef religijnego kanału TVN, zaprzyjaźniony z politykami PO) i biznesmen Jerzy Mazgaj. Rozmawiają m.in. z Pawłem Grasiem, byłym szefem kancelarii Donalda Tuska, Włodzimierzem Karpińskim, ówczesnym ministrem skarbu, i gen. Marianem Janickim, byłym szefem BOR.
"Falenta był tylko pośrednim ogniwem"
- Wypuszczenie tych nagrań to zaplanowany ruch. W ten sposób ich dysponenci chcą pokazać, że mają haki na opozycję i nie powiedzieli ostatniego słowa. Nieprzypadkowo w tych podsłuchach pojawia się np. nazwisko Ryszarda Petru - mówi były oficer służb specjalnych w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
I dodaje: - Potwierdza się to, co podejrzewaliśmy - ogon machał psem. Falenta był tylko pośrednim ogniwem. To nie on zainspirował Łukasza N., to kelner podsunął mu pomysł w taki sposób, by Falenta myślał, że wszystkim kieruje. Kelnerzy przekazywali Falencie tylko część podsłuchów. Komplet dostali ci, którzy mają je do dzisiaj i przekazują zaufanym mediom.
To, że Falenta współpracował z wrocławskimi agentami CBA, wyszło na jaw w trakcie śledztwa i procesu. - Znali źródło, bo Łukasz N. od dawna był współpracownikiem służb. Pracował już dla CBŚ, zanim powstała restauracja Sowa & Przyjaciele - powiedział "GW" jeden z oficerów służb.
Według tajnych akt śledztwa podsłuchowego Łukasz N. zaczął współpracę z CBŚ w 2010 r. jako kelner w restauracji LemonGrass. Wiedziało o nim CBA. Początkowo nagrywał osoby ze świata przestępczego. Polityków zaczął rejestrować jesienią 2011 r.
"Pisał, że biznesmen 'chce się otworzyć'"
Łącznikiem między Wrocławiem a Kamińskim miał być - jak pisze "Wyborcza" - związany z PiS prawnik Martin Bożek. Jego nazwisko wypłynęło w śledztwie podsłuchowym, bo zostawił ślad w mailu. W kwietniu 2014 r. zachęcał swego przyjaciela Leszka Pietraszka, szefa ABW w Katowicach, do kontaktu z Falentą. Pisał, że biznesmen "chce się otworzyć" i że to "poukładany gość". Przesłuchiwany w tej sprawie w lipcu 2014 r. zaprzeczał, że zna Falentę. Powtórzył to w sądzie 14 października 2016 r.
Bożek zeznawał, że "nie miał wiedzy", iż Falenta "podsłuchuje najważniejsze osoby w państwie". Twierdził też, że nie pamięta, skąd przed wybuchem afery wiedział o podsłuchach. Jego zdaniem "mówiło się o tym na mieście".
W latach 2006-09 Bożek był podsekretarzem stanu w kancelarii premiera, członkiem komisji weryfikacyjnej ds. WSI Antoniego Macierewicza oraz szefem Zarządu Operacji Regionalnych CBA. Stąd miał znać agentów z Wrocławia. Po odejściu Kamińskiego z CBA w 2009 r. Bożek został jego asystentem poselskim. Dziś jest radnym PiS w Kozienicach i jednym z głównych prawników państwowego dystrybutora prądu ENEA.
To miała być zemsta
Afera podsłuchowa wybuchła w czerwcu 2014 r., kiedy tygodnik "Wprost" opublikował wtedy pierwsze nielegalne nagrania rozmów szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza i ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego. Kolejne taśmy ujawniły już media związane z PiS - TV Republika i tygodnik "Do Rzeczy".
Śledztwo prowadzone przez połączone siły Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Centralnego Biura Śledczego skupiło się na Marku Falencie, biznesmenie z branży węglowej, który miał zlecić kelnerom warszawskich restauracji Sowa & Przyjaciele i Amber Room zakładanie podsłuchów obsługiwanym gościom z kręgu polityki i wielkiego biznesu. Miała to być zemsta za nękanie przez służby i fiskusa firm Falenty.