Kto chce doprowadzić rząd Tuska do całkowitej kompromitacji?
Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i prokuratura badają kilka wątków afery podsłuchowej próbując znaleźć kto stoi za organizacją podsłuchów najważniejszych ludzi w państwie. Jednym z nich jest udział wschodnich służb specjalnych - dowiedział się portal tvn24.pl.
"Sfrustrowany major Biura Ochrony Rządu podejrzewany o powiązania z Rosjanami plus restauracja znajdująca się pod ich operacyjną kontrolą. Do tego dziennikarz specjalizujący się w przeciekach z rozmaitych służb i tygodnik dramatycznie walczący o przetrwanie, z naczelnym próbującym uciec od gangsterskiej przeszłości. W tle polityczne motywy PSL i Bronisława Komorowskiego. To właśnie ta mieszanka doprowadziła do wybuchu i ujawnienia nagrań kompromitujących ekipę Donalda Tuska" - twierdzi w najnowszym wydaniu tygodnik "wSieci".
Choć prokuratura i ABW nie chcą ujawniać żadnych szczegółów to nie zaprzeczają, iż wątek "wschodni" jest szczegółowo analizowany podobnie jak hipotezy mówiące o współdziałających ze sobą trzech pracownikach z trzech elitarnych restauracji, którzy mieli nagrywać swoich biznesowych klientów po to, by informacje na ich temat odsprzedawać ich konkurencji. Analizowana jest również hipoteza, że nagrania mieliby zlecić biznesmeni, którym nie po drodze z rządem, a także ta, że zamieszani mogą być odsunięci funkcjonariusze polskich służb i politycy pragnący doprowadzić do upadku obecnego rządu.
Co o swoim informatorze i ewentualnych autorach nagrań mówi "Wprost"? "Wiemy, kto jest źródłem. Personalnie" - napisał na Twitterze Michał Majewski. Ujawnił m.in w jaki sposób dziennikarze kontaktują się ze swoim informatorem - przez internet. Nagrań nie dostarcza im na żadnym nośniku (płyta, pendrive itp.), ale zamieszcza w tzw. "chmurze".
Naczelny "Wprost" Sylwester Latkowski w zasadzie nieodniósł się na blogu do zarzutów formułowanych pod adresem tygodnika. Napisał jedynie: "Jeśli ktoś nagrywa kluczowych polityków w państwie przy obiedzie to alarm dla polskich służb. Widzimy ich bezradność. Nie wiedziały o podsłuchach, nie potrafiły przed nimi uchronić. Taśmy zostały nagrane wiele miesięcy temu, nie wiadomo, ile ich jest. Co się z nimi działo? Czy ktoś je mógł wykorzystywać? Szantażować za ich pomocą polityków? Prezesów spółek? Czy użytek mogły z nich robić obce państwa?" - napisał. Pytania te jednak pozostały bez odpowiedzi.