Krzysztof Boruc dla WP.PL: wkrótce rosyjskie dywizje mogą być niedaleko Przemyśla
Jeśli reakcja Zachodu nie będzie zdecydowana, apetytu Putina nie zaspokoi zajęcie wschodniej i południowej Ukrainy, co realizuje w tej chwili. Za miesiąc rosyjskie dywizje mogą być niedaleko Przemyśla - mówi WP.PL Krzysztof Boruc, analityk wojskowy z Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas.
W opinii analityka wojskowego operacja realizowana przez "prorosyjskich separatystów" na Ukrainie ma na celu opanowanie terenów aż do umownej linii z Północy na Południe przebiegającej przez stolicę kraju. Następnym etapem będzie zajęcie ukraińskiego wybrzeża - Odessy i otaczającego ją okręgu, w co może zostać zaangażowana rosyjska 5 Armia stacjonująca w Naddniestrzu. - To nie są żadni prorosyjscy separatyści, bo tacy ujawniliby się w pierwszych latach niepodległości Ukrainy na początku lat 90., ani lokalne siły samoobrony - to wszystko terminologia ukuta przez rosyjską propagandę. To komandosi, nieregularne, dywersyjne jednostki rosyjskie, które są tam po to, by skutecznie zdobyć dany teren, a następnie przekazać go jednostkom regularnego wojska rosyjskiego, które go zabezpieczą lub spacyfikują - mówi.
Boruc wskazuje, że tymi oddziałami kieruje sztab generalny rosyjskich sił zbrojnych, który z kolei otrzymuje polecenia wprost od Władimira Putina. - Dalej będą przejmowane lokalne urzędy, komisariaty, jednostki wojskowe, co daje świetny wgląd w tajne dokumenty rządu ukraińskiego, a także szeroko rozumiana infrastruktura logistyczna: stacje rozrządowe na kolei, lotniska, samoloty transportowe - wymienia. Mając dostęp do takiego zaplecza, wzorem Hitlera, który ominął Linię Maginota, Rosja uniknie zaangażowania na ukraińskiej granicy, gdzie w wypadku wojny zostałyby rozmieszczone ukraińskie jednostki.
Zwraca uwagę, że przez całą prezydenturę Wiktora Janukowycza Rosja mogła bez przeszkód przygotowywać tę operację. - Ukraińskie siły zbrojne, wywiad, kontrwywiad i milicja są bardzo mocno zinfiltrowane przez wywiad rosyjski. Za Janukowycza podpisano umowę, że ukraiński kontrwywiad nie będzie prowadził żadnych działań przeciwko służbom specjalnym Rosji, a prezydent wśród osobistych doradców miał wysokich oficerów wywiadu rosyjskiego. Rosja jest więc doskonale przygotowana nie tylko do zajęcia terytorium, ale także struktur państwa ukraińskiego - zwraca uwagę. Dodaje, że władze Ukrainy mają bardzo utrudnione działanie, bo działają tylko w oparciu o informacje, jakie dostarczą im wywiady innych państw, bo na swoich służbach nie mogą polegać.
W opinii rozmówcy WP.PL tworzenie przez władze Ukrainy lokalnych oddziałów specjalnych złożonych z cywilów nie zda egzaminu. - Takich formacji o charakterze pospolitego ruszenia, Volkssturm, użyli Niemcy w ostatniej fazie II wojny światowej i to się nie sprawdziło. Ukraina nigdy nie miała sił zbrojnych typu milicyjnego, tak jak Izrael, państwo wielkości województwa zachodniopomorskiego, które może postawić pod broń 4 mln ludzi i mieć siły zbrojne wielkości armii chińskiej. Władze ukraińskie nie są w stanie tego zorganizować - stwierdza. Dodaje, że działania partyzanckie, akty sabotażu i dywersji, mogą natomiast mieć miejsce po ewentualnym zajęciu Ukrainy przez Rosjan.
"Ukraińska armia praktycznie nie istnieje"
Zapytany o to, jaki jest rzeczywisty potencjał ukraińskiej armii, stwierdza, że jest ona silna i liczna wyłącznie na papierze. - Jej siła bojowa jest żadna. Jak się okazało, nasze szacunki sprzed jeszcze paru tygodni, skrajnie nie przystają do rzeczywistości. Można zaryzykować twierdzenie, że to wojsko praktycznie nie istnieje - mówi. Dodaje, że rosyjska armia potrzebuje 10 dni na przemarsz przez całą Ukrainę od Wschodu do Zachodu. - Ukraina stawiłaby niewielki opór, raczej punktowy - mówi.
Odnosząc się do nagrania, które ukazało się w internecie i miało przedstawiać śmigłowiec zestrzelony podczas operacji w Kramatorsku, co w rzeczywistości miało miejsce w Syrii, mówi, że możemy spodziewać się jeszcze wielu takich fałszywek. - Rosjanie są mistrzami dezinformacji, to ich specjalność od wieków, udoskonalona za caratu i przez lata komunizmu. Wszelkie informacje, które docierają z Rosji, trzeba przesiewać przez bardzo gęste sito - konkluduje.
Ostrzega, że jeśli działania Putina nie spotkają się ze zdecydowana odpowiedzią Zachodu, wschodnia i południowa Ukraina nie zaspokoi apetytu rosyjskiego prezydenta. - Za miesiąc rosyjskie dywizje mogą być niedaleko Przemyśla. Jego łupem może paść też Łotwa i Estonia - uważa Krzysztof Boruc.
Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska