Kryzys w Cieśninie Kerczeńskiej. O co chodzi?
W niedzielę rosyjska Federalna Służba Bezpieczeństwa zaatakowała trzy ukraińskie statki próbujące przedostać się przez cieśninę Kerczeńską. Tym samym doprowadziła do kryzysu, który może ponownie zaognić uśpioną wojnę Ukrainy z Rosją.
26.11.2018 | aktual.: 26.11.2018 11:42
W niedzielę konflikt rosyjsko-ukraiński wszedł w nową fazę. Po raz pierwszy rosyjskie siły otwarcie, pod własną banderą otworzyło ogień w kierunku ukraińskich jednostek. Wydarzenia przybrały błyskawiczny obrót. Rosja zamknęła cieśninę kerczeńską łączącą Morze Czarne z Morzem Azowskim, a ukraiński prezydent zapropnował wprowadzenie stanu wojennego.
#
Moment pierwszego starcia został zarejestrowany na kamerach. Rosyjski statek "Don" należący do FSB staranował ukraiński holownik.
Dwa inne okręty należące do ukraińskiej marynarki, będące w drodze z Odessy do Mariupola, zostały ostrzelane przez Rosjan. Sześciu Ukraińców zostało rannych, a wszystkie trzy jednostki, wraz z całą 23-osobową załogą zostały zajęte przez Rosjan i odprowadzone do portu w Kerczu na Krymie. Do incydentu doszło po tym, jak Rosja zablokowała cieśninę, "ze względów bezpieczeństwa", podając jako powód "niebezpieczne manewry" ukraińskich jednostek i przekroczenie przez nich "rosyjskich wód terytorialnych" (wokół Krymu). Według Rosji, Ukraińcy nie uzgodnili przepływu okrętów i lekceważyli polecenia rosyjskich władz. Ale Kijów podaje, że plany jednostek były komunikowane z wyprzedzeniem. Poza tym, rosyjsko-ukraińska umowa regulująca zasady współpracy na Morzu Azowskim mówi o tym, że niekomercyjne statki pod banderą obu krajów mogą swobodnie poruszać się po wodach morza i cieśniny. Co ciekawe, we wrześniu dwa inne ukraińskie kutry pokonały tę samą trasę z Odessy do Mariupola i nie napotkały na rosyjski opór.
W poniedziałek rosyjskie władze podały, że otworzyły cieśninę dla statków komercyjnych.
Ukraina zareagowała natychmiastowo. Jeszcze tuż przed północą zwołana została Rada Obrony i Bezpieczeństwa Narodowego, prezydent Petro Poroszenko wniósł o ustanowienie stanu wojennego na 60 dni, a ukraiński parlament w poniedziałek zapewne zatwierdzi jego wniosek. W poniedziałek w trybie pilnym zbierze się też Rada Bezpieczeństwa ONZ.
Przeczytaj również: Ukraina: Rosja przejęła nasze okręty. Gorąco u wybrzeży Krymu
#
Konfrontacja w Cieśninie Kerczeńskiej to zwieńczenie prowadzonej od miesięcy rosyjskiej polityki nękania ukraińskich statków i ograniczenia Ukrainie dostępu do Morza Azowskiego. Odkąd w maju Rosja otworzyła przebiegający przez cieśninę most łączący rosyjski Tamań z Krymem, ponad 150 razy zatrzymywała ukraińskie statki. W efekcie oznaczało to miękką blokadę Morza Azowskiego, dzielonego przez Rosję i Ukrainę. Ale co kryje się za nowym rozdziałem rosyjskiej agresji?
Możliwości jest wiele. W sferze militarnej, Rosjanie potwierdzili swoją dominację na Morzu Azowskim, czyniąc ten akwen w praktyce własnym morzem wewnętrznym. Ma to znaczenie dla sytuacji w Mariupolu, kontrolowanym przez Ukrainę azowskim porcie położonym tuż obok linii frontu. Jeśli Rosja zrobi z morza swoje wewnętrzne jezioro i odetnie od mórz ukraińskie porty takie jak Mariupol i Berdiańsk, będzie to oznaczać gospodarczą ruinę dla regionu.
Ale jak powiedział WP zachodni dyplomata na Ukrainie, ruch Kremla był prawdopodobnie motywowany głównie przez sytuację wewnętrzną. Od czasu kiedy rosyjskie władze podniosły wiek emerytalny, popularność prezydenta zaczęła mocno spadać. Według niezależnego Centrum Lewady, poziom poparcia dla Putina jest obecnie poniżej poziomu sprzed aneksją Krymy. Imperialny pokaz siły może być więc próbą odwrócenia uwagi i pokonania negatywnego trendu. Efekt byłby tym bardziej wyraźny, gdyby Ukraina zdecydowała się na forsowną reakcję i eskalowała konflikt.
Równie ważny jest kontekst międzynarodowy. Agresywny manerw Kremla mógł być obliczony na destabilizację na Ukrainie, pochłoniętej kampanią wyborczą przed marcowymi wyborami prezydenckimi. Taki ruch miałby obnażyć słabość i bezsilność ukraińskiego państwa, a przede wszystkim prezydenta Poroszenki, który nie cieszy się dużym zaufaniem wyborców.
To również - a może przede wszystkim - kolejne rosyjskie wyzwanie rzucone światu zachodniemu. Co znamienne, do incydentu doszło dokładnie miesiąc po tym, jak Parlament Europejski przyjął rezolucję potępiającą rosyjskie działania, oskarżając Rosję o "próbę przekształcenia Morza Azowskiego w rosyjskie jezioro wewnętrzne". Sytuacja stanowi poważny test dla administracji Donalda Trumpa, który jak dotąd nie odniósł się do sprawy. Głos zabrał jedynie specjalny wysłannik Waszyngtonu ds. ukraińskich negocjacji Kurt Volker.
"Rosja taranuje ukraiński statek pokojowo płynący do ukraińskiego portu. Rosja zatrzymuje okręty i załogę i jeszcze oskarża Ukrainę o prowokację???" - napisał na Twitterze.
Co się stanie?
Możliwości Ukrainy na odpowiedź na rosyjską agresję są bardzo ograniczone. Według ukraińskiego wywiadu, rosyjska marynarka wojenna posiada 56 okrętów na Morzu Azowskim. Ma więc przewagę na tym obszarze, tym bardziej że wraz z dwoma okrętami wojennymi i holownikiem, Kijów stracił dużą część swojej marynarki. Jakakolwiek odpowiedź militarna może skończyć się dla niej źle - szczególnie jeśli intencją Rosji jest eskalacja konfliktu. W Kijowie mają tego świadomość, dlatego odpowiedź jest w dużej mierze symboliczna. Postawienie ukraińskiej armii w stan pełnej gotowości bojowej oraz wprowadzenie stanu wojennego jest zagraniem mającym głównie wzmocnić pozycję prezydenta i podkreślić powagę państwa szczególnie w kontekście przedwyborczym. Ostatecznie może się okazać, że rosyjska agresja zamiast osłabić, wzmocni Poroszenkę.
- Oczywiste jest, że konieczna jest jakaś reakcja, ale nie może być nadmierna, bo w ten sposób można wpaść w pułapkę Kremla. Jeśli chodzi o Ukrainę, Poroszenko musi sprawić wrażenie, że coś robi, nawet jeśli w rzeczywistości nie robi nic, mając ku temu solidne powody - mówi WP dyplomata.
Niektórzy komentatorzy w rosyjskim manewrze widzą próbę sprowokowania eskalacji wojny na Ukrainie i pretekstu dla większej inwazji - np. na Mariupol, stojący na przeszkodzie połączenia Krymu z Donbasem. To możliwe, ale raczej mało prawdopodobne. Jakakolwiek większa ofensywa - szczególnie na kilkusettysięczny Mariupol - wiązałaby się dla Rosji z ogromnymi kosztami i konieczności zaangażowania naprawdę dużych sił. Ukraińskie pozycje są mocno okopane, ukraińskie wojsko lepiej uzbrojone i - m.in. dzięki sprzętowi z USA - lepiej przygotowane do odparcia takiej inwazji.
Otwartą kwestią pozostaje reakcja społeczności międzynarodowej. Jeszcze w niedzielę działania Rosjan potępiły Unia Europejska i NATO, wzywając Moskwę do otwarcia Cieśniny Kerczeńskiej dla ruchu międzynarodowego. Swoje oświadczenia wydała też Polska. To jednak nie wyczerpuje możliwości działania. Jeśli sytuacja pozostanie napięta, niewykluczone jest nałożenie dodatkowych sankcji. Stany Zjednoczone dotychczas były na tym polu bardziej aktywne niż Unia Europejska. Ale w swojej październikowej rezolucji Parlament Europejski mówi, że jeśli Rosja nie zaprzestanie prób czynienia z Morza Azowskiego swojego "wewnętrznego jeziora", będzie wnioskował o ustanowienie nowych sankcji. Nawet jeśli nowych restrykcji nie będzie, incydent z pewnością oddala perspektywę zdjęcia z Rosji unijnych sankcji.
Zobacz także: "Ratowałbyś Kaczyńskiego gdyby zasłabł? ". Odpowiedź była szybka
**