PublicystykaKryzys koreański testem bombowców US Air Force. "Zapóźnienie i niska gotowość"

Kryzys koreański testem bombowców US Air Force. "Zapóźnienie i niska gotowość"

Pomimo deklaracji Donalda Trumpa o pełnej gotowości amerykańskich sił do ataku na Koreę Północną mniej niż połowa bombowców strategicznych jest gotowych do przeprowadzenia takiej akcji - wynika z dostępnych danych US Air Force. Na wynik ten składa się kombinacja takich czynników, jak wiek samolotów, udział w kolejnych operacjach bojowych oraz redukcja funduszy przeznaczanych na lotnictwo strategiczne. Impas może przełamać dopiero wprowadzenie do służby samolotów B-21 Raider, co jednak nastąpi nie wcześniej niż za 8 lat.

Kryzys koreański testem bombowców US Air Force. "Zapóźnienie i niska gotowość"
Źródło zdjęć: © East News | Polaris Images

25.08.2017 | aktual.: 25.08.2017 15:43

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Korea Północna testuje amerykańskie siły strategiczne

Wraz ze wzrostem napięcia wokół Półwyspu Koreańskiego spowodowanego rozwijaniem przez Pjongjang technologii rakietowych i broni jądrowej powraca pytanie o gotowość amerykańskiego lotnictwa strategicznego do przeprowadzenia ewentualnej akcji zbrojnej przeciwko reżimowi Kim Dzong Una. Wprawdzie samoloty B-52H Stratofortess, B-1B Lancer i B-2A Spirit brały w ostatnich 20 latach udział w szeregu operacji nad Jugosławią, Afganistanem, Irakiem, Syrią czy Libią, jednak nie ma większych wątpliwości, że interwencja w Korei Północnej wymagałaby zaangażowania znacznie większych sił niż wspomniane konflikty zbrojne.

Dodatkowo w razie wybuchu wojny maszyny, po raz pierwszy od czasu ich wprowadzenia do służby, bezpośrednio stanęłyby w obliczu wroga zdolnego do zaatakowania terytorium USA z użyciem rakiet balistycznych oraz dysponującego bronią jądrową. Niewykluczone więc, że mogłyby zostać wykorzystane (B-52H i B-2A) zgodnie z ich zimnowojennym przeznaczeniem, a więc jako nosiciele broni jądrowej. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że Donald Trump zdążył już zapowiedzieć podczas sierpniowego spotkania z dziennikarzami na polu golfowym Trump National Golf Club w Bedminster w stanie New Jersey, że jeśli Korea Północna nie przestanie grozić USA, to spotka ją "ogień i gniew jakiego świat nigdy nie widział".

Obraz
© East News

Nie ulega więc wątpliwości, że amerykańskie lotnictwo strategiczne operując zarówno z baz kontynentalnych w Stanach Zjednoczonych, jak i z Guam czy Japonii miałoby do odegrania bardzo ważną rolę w razie wybuchu II Wojny Koreańskiej. Bombowce B-2 dysponują, prawdopodobnie jako jedyne, możliwością swobodnego operowania w północnokoreańskiej przestrzeni powietrznej i atakowania najważniejszych z celów z użyciem uzbrojenia precyzyjnego, w tym specjalnej bomby GBU-57 MOP o masie ponad 13,5 tony, przeznaczonej do niszczenia ciężko umocnionych celów - ukrytych głęboko pod ziemią centrów dowodzenia czy też miejsc składowania broni jądrowej. W razie potrzeby, gdyby uzbrojenie konwencjonalne nie mogło unieszkodliwić silnie wzmocnionych celów, samoloty są też przewidziane jako nosiciel specjalnej wersji bomby jądrowej B61 oznaczonej Mod. 11 o zdolnościach do głębokiego penetrowania gruntu.

B-52H są z kolei drugim w amerykańskich siłach zbrojnych, obok okrętów podwodnych i nawodnych US Navy, nosicielem rakiet manewrujących dalekiego zasięgu dwóch podstawowych typów: AGM-86 C/ALCM mogących razić cele na dystansie nawet 2500 km z użyciem głowicy konwencjonalnej lub termojądrowej i AGM-158A JASSM o obniżonej sygnaturze radarowej dysponującej zasięgiem 370 km. B-1B jest natomiast jedynym samolotem w siłach powietrznych USA, który może obecnie przenosić najnowsze rakiety manewrujące AGM-158B JASSM o zasięgu ok. 1000 km. Podobnie jak B-52H, Lancery mogą także przenosić zasobniki celownicze Lantirn i całą gamę uzbrojenia precyzyjnego, co czyni z nich bardzo skuteczną platformę w standardowych misjach bombowych i bezpośredniego wsparcia wojska. Ponaddźwiękowe bombowce mogą przenosić aż 34 tony uzbrojenia, a więc 3 razy więcej niż taktyczny myśliwiec wielozadaniowy F-15E. Zmodernizowane B-1B posiadają także radar AESA SABR-GS, który ma dać wiekowym bombowcom lepsze możliwości w dziedzinie ISR (rozpoznania, nadzoru i wywiadu) oraz celowania.

Niska gotowość wiekowej floty

Problemem pozostaje jednak liczba samolotów dostępnych do przeprowadzenia akcji bojowej w razie wystąpienia zagrożenia. Inaczej niż w czasach zimnej wojny US Air Force nie ma już pod rozkazami setek bombowców, a nieliczne maszyny pozostające w służbie są w większości niedostępne z powodu prowadzenia planowanych remontów i modernizacji umożliwiających ich dalszą służbę. Według najnowszych dostępnych danych sił powietrznych opublikowanych przez portal Air Force Times spośród 75 samolotów bombowych B-52H Stratofortress przeznaczonych do realizacji zarówno misji związanych z odstraszaniem jądrowym, jak i ataków konwencjonalnych, w stanie zdatnym do lotu są utrzymywane nie więcej niż 33 egzemplarze. Na 62 B-1B Lancer, które obecnie realizują już tylko misje z użyciem broni konwencjonalnej wystartować może zaledwie 25 samolotów. Trochę wyższe statystyki gotowości, bliskie 50 proc., notuje flota najmłodszych i dysponujących największymi możliwościami bojowymi bombowców strategicznych B-2A Spirit. Tych maszyn Amerykanie mają jednak zaledwie 20 sztuk.

Przy tym w razie wybuchu realnego konfliktu np. z Koreą Północną liczby te spadłyby jeszcze bardziej biorąc pod uwagę, że USA nie mogą sobie pozwolić na wysłanie do walki wszystkich posiadanych bombowców. Dotyczy to przede wszystkim realizujących równolegle zadania odstraszania jądrowego wobec innych potęg nuklearnych maszyn B-52H i B-2A. Samoloty B-52H, B-1B, ale też B-2A, co pokazał atak na bazy terrorystów w Libii ze stycznia 2017 roku, są także rotacyjnie angażowane w trwającą walkę z Państwem Islamskim. Bombowce biorą również udział w ćwiczeniach w różnych częściach świata, w tym przede wszystkim na wschodniej flance NATO, zagrożonej przez agresywną politykę Kremla. W związku z tym w ostatnich konfliktach zbrojnych - w Jugosławii, Afganistanie, Iraku czy Libii - Amerykanie nie posłali w tym samym czasie do walki więcej niż trzech swoich najcenniejszych maszyn bombowych B-2A. Czy w razie wojny z Koreą Północną mogłoby więc być inaczej?

W poszukiwaniu następcy B-52

Obecny kryzys wokół Korei pokazuje więc ogromne zapóźnienie amerykańskiej floty bombowej, w której do dziś podstawową siłą uderzeniową są B-52H wprowadzone do służby na początku lat 60. XX wieku. Do tej pory żaden z realizowanych programów następców tych długowiecznych maszyn nie zakończył się pełnym sukcesem.

Obraz
© East News

Projekt szybkiego bombowca XB-70 Valkyrie rozwijającego prędkość ponad Mach 3 został zamknięty w latach 60. XX wieku bez wdrożenia maszyny do służby, podobnie jak to było w latach 70. z B-1A. Dopiero Reagan reaktywował ten drugi program, który w zmodyfikowanej wersji i pod oznaczeniem B-1B zakończył się budową 100 samolotów. W związku z redukcją amerykańskiego arsenału jądrowego zostały one jednak pozbawione swojej podstawowej roli związanej ze strategicznym odstraszaniem, a liczbę maszyn pozostających w służbie zredukowano.

Program bombowca B-2, czyli stracona szansa

Najbardziej obiecującym samolotem-następcą B-52H jest bombowiec B-2, który powstał w wyniku rozpoczętego w 1979 roku programu Advanced Technology Bomber (ATB). Siły Powietrzne chciały pozyskać 132 egzemplarze tych niezwykłych jak na przełom lat 80. i 90. XX wieku samolotów, ale pod wpływem końca Zimnej Wojny i astronomicznych kosztów samolotu zamówienie zredukowano początkowo do 70 maszyn, a następnie zaledwie 21 egzemplarzy (w tym przebudowanych prototypów). A w związku z utratą jednej maszyny w wypadku podczas startu z bazy Andersen na wyspie Guam w 2008 roku, liczba samolotów, które posiada 509. Skrzydło Bombowe w Bazie Sił Powietrznych Whiteman w stanie Missouri, została zredukowana do 20 sztuk.

Jak dużym błędem było zredukowanie zamówienia na B-2 związane z przeświadczeniem, że maszyny tej klasy nie będą już Siłom Powietrznym właściwie potrzebne pokazuje w pełni obecny kryzys. W latach 90. XX wieku zakładano, że maszyny klasy B-2 będą używane wyłącznie w razie - mało prawdopodobnej - pełnoskalowej wojny jądrowej z Rosją. Nie przewidziano jednak, że dwie dekady później w posiadanie broni jądrowej wejdą kolejne kraje, w tym niebezpieczny reżim w Korei Północnej.

Obraz
© East News | AFP/US AIR FORCE

Na zdjęciu: Najnowocześniejszy bombowiec strategiczny świata B-2

Równocześnie B-2 okazały się również efektywnymi maszynami na konwencjonalnym polu walki, zdolnymi do przełamywania nowoczesnych systemów obrony przeciwlotniczej, którymi dysponuje np. Iran. Wprawdzie, inaczej niż jeszcze w czasie wojny w Wietnamie, w USA nikt już dzisiaj nie liczy ile samolotów należy wysłać nad celem by mieć pewność jego zniszczenia, a raczej ile celów podczas jednej misji może zneutralizować pojedyncza maszyna, to jednak redukcja zakupów nowej klasy maszyn bombowych zdecydowanie wpłynęła na możliwość US Air Force do projekcji siły w skali globalnej.

B-21 - nowa nadzieja

Problemy, które wystąpiły przy modernizacji floty bombowej podczas realizacji programu B-2 z całą pewnością będą oddziaływać na fazę rozwojową nowego bombowca B-21 Raider. A dopiero wprowadzenie tej maszyny do służby, co jednak nie nastąpi wcześniej niż w 2025 roku (osiągnięcie wstępnej gotowości bojowej jest planowane na 2030 rok), pozwoli poczuć się komfortowo dowódcom Air Force Global Strike Command i rozpocząć planowanie wycofywania B-52H.

W programie B-21 Pentagon ma już nie popełniać tych samych błędów, co przy budowie B-2. Nowy bombowiec strategiczny powstaje więc w oparciu o już istniejące technologie będące rozwinięciem rozwiązań technicznych używanych w B-2 (na co wskazuje np. prognozowany wygląd samolotu), myśliwcach 5. generacji, dronach oraz prawdopodobnie też w maszynach powstających w wyniku tzw. "czarnych projektów" - nieujawnianych opinii publicznej. Takie podejście ma pozwolić ograniczyć koszty oraz przyśpieszyć fazę badawczo-rozwojową.

B-21 ma wejść do służby w liczbie od 80 do 100 egzemplarzy, chodź Siły Powietrzne USA zaczęły już lobbować za pozyskaniem jeszcze większej liczby maszyn. Co najmniej dwa wewnętrzne studia opracowane przez US Air Force wskazywały na konieczność pozyskania nie mniej niż 145 samolotów. Ta ostatnia liczba nie zaskakuje zwłaszcza biorąc pod uwagę, że B-21 będzie samolotem mniejszym od obecnie posiadanych przez lotnictwo Stanów Zjednoczonych bombowców.

Dopiero więc wraz z wejściem do służby bombowców B-21 Raider i przeznaczonego dla nich uzbrojenia nowej generacji, czyli wykonanej w technologii stealth rakiety manewrującej Long Range Stand-Off (LRSO) i precyzyjnej bomby nuklearnej B61 Mod. 12 Siły Powietrzne USA będą mogły osiągnąć właściwy poziom nowoczesności i gotowości swojej floty bombowej, który pozwoli im realizować wszystkie zamierzone zadania przeciw różnorodnym wyzwaniom. Na chwilę obecną możliwości floty bombowej US Air Force należy jednak uznać za niewystarczające. W razie potencjalnego konfliktu z Koreą Północną- nie mówiąc już o silniejszych przeciwnikach - amerykańskie bombowce nie będą więc prawdopodobnie w stanie zlikwidować wszystkich zakładanych celów, w tym tych ukrytych pod ziemią i szczególnie wzmocnionych, które nie będą dostępne dla rakiet manewrujących - podczas pierwszego uderzenia. A to może być kluczowe dla powodzenia akcji bojowej przeciwko krajom dysponującym możliwościami do dokonania ataku odwetowego z użyciem rakiet balistycznych i broni masowego rażenia.

Andrzej Hładij, Defence24.pl

Źródło artykułu:Defence24
Donald TrumpKorea Północnabroń nuklearna
Komentarze (0)