ŚwiatKryzys euro? "Nie ma czegoś takiego"

Kryzys euro? "Nie ma czegoś takiego"

Nie ma kryzysu euro, jako waluty! Dla specjalistów to jest widoczne, ale dla szerszej publiczności niekoniecznie. Euro trzyma się bardzo dobrze, czego dowodem jest to, że nie słabnie, lecz nawet umacnia się w stosunku do głównej waluty świata, do dolara. W każdym razie trwa jak opoka wokół kursu 1,31 dolara za euro z niewielkimi odchyleniami. Już ten fakt powinien skłaniać do ostrożności we wróżeniu, czy w postulowaniu likwidacji tej waluty, która tak dobrze znosi burzę w świecie, który obsługuje - zauważa Waldemar Kuczyński w felietonie dla Wirtualnej Polski.

Waldemar Kuczyński

09.02.2012 | aktual.: 09.02.2012 13:12

Nie ma więc kryzysu euro, jest kryzys w strefie euro. Jedno i drugie to nie to samo. Kryzys w strefie polega na radykalnym załamaniu się finansowej wiarygodności kilku należących do niej państw, w tym tak ważnych, jak Włochy, czy Hiszpania, a także z zachwiania się wiarygodności Francji. To jest kryzys zaufania rynków finansowych do kilku państw strefy, ale nie towarzyszy temu upadek zaufania do wspólnej waluty.

Powstaje pytanie skąd ta dziwna dysproporcja? Odpowiedź jest prosta. Za każdą walutą stoi autorytet państwa, które ją emituje. Jeśli z jakiegoś powodu zaufanie do niego słabnie, waluta upada. Kiedy tworzono euro o jego wartości zaświadczała powaga tworzących go państw, w proporcji do ekonomicznej wiarygodności każdego z nich. Już wtedy było oczywiste, że główną podporą nowego pieniądza będzie gospodarka niemiecka; największa, najbardziej stabilna, najbardziej eksportowa. Euro o różnych rewersach miało w istocie najsilniejszy refleks marki. I nie wynikało to z politycznej ambicji Niemiec do dominacji, lecz z praw ekonomicznych i psychologicznych. One były sprawcą. Oczywiście, jak się ma taką siłę ekonomiczna to mogą powstać pokusy do skorzystania z niej politycznie.

Dzisiaj zaczyna się o takie coś posądzać Niemcy i Panią Kanclerz, bo dla nikogo nie ulega wątpliwości, że w ostatnich latach Niemcy stały się siłą decydującą w Unii Europejskiej i jeszcze bardziej w strefie euro. Duet Niemcy-Francja przypomina bardziej Flipa i Flapa ze starych filmów, niż alians dwu równych. To wysforowanie się na czoło naszego zachodniego sąsiada budzi niepokój, ale narzekania niczego nie zmienią.

Niemcy są dziś najważniejsze, zawsze takie w Unii były, ale dziś są nimi o wiele bardziej. Są niezastąpieni w tym, by wspólnota, cudowne dziecko Europejczyków, przeszła test wytrzymałości. Są najsilniejsi, bo wskutek wielu przyczyn grupa kluczowych państw strefy bardzo ekonomicznie osłabła i nie tylko nie wspiera konstrukcji, lecz sama wymaga podparcia. Przez Niemcy głównie. Niezwykły skok ich roli w ostatnich latach jest skutkiem słabości reszty. Jeśli ona zostanie przezwyciężona, jeśli główne gospodarki strefy staną twardo na nogach pozycja Niemiec się zmniejszy, choć zawsze będą głównym ekonomicznym filarem Unii.

I dziś stabilność euro w toku wielkiej zawieruchy wynika z tego, że rząd niemiecki i Pani Kanclerz wyraźnie mówią, że euro będzie bronione i że nie ma mowy o jego likwidacji. Jeśliby powstały wątpliwości, że może być inaczej wspólna waluta poleciałaby na łeb na szyję. Dzisiaj z mocy praw ekonomicznych euro jest w istocie przebraną we wspólnotowy strój marką niemiecką. Stanie się ono z powrotem bardziej wspólne, kiedy osłabłe państwa strefy odzyskają zdolność do samofinansowania się a kryzys zaufania minie.

* Waldemar Kuczyński specjalnie dla Wirtualnej Polski*
Tytuł pochodzi od redakcji

Czytaj także w serwisie finanse.wp.pl: Oni pchają nas w jeszcze większy kryzys

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (66)