Krystyna Łuczak-Surówka dla WP: traktowano mnie jak "Panią Nikt". Teraz sobie o mnie przypomniano
• MSWiA nie wyklucza przyznania renty żonie zmarłego w katastrofie smoleńskiej oficera BOR, Krystynie Łuczak-Surówce
• Naprawdę nie jestem w stanie odpowiedzieć Panu na pytanie dlaczego, po ponad 6 latach traktowania mnie jak Pani Nikt, która nie ma żadnych praw, nagle sobie o mnie przypomniano - komentuje dla WP Krystyna Łuczak-Surówka
• Życie mnie boleśnie nauczyło, że jestem sama i nie ma co liczyć na wsparcie od państwa polskiego - dodaje
Krystyna Łuczak-Surówka pomimo tego, że od katastrofy smoleńskiej minęło już ponad 6 lat, wciąż nie doczekała się przyznania renty po tragicznie zmarłym mężu, który był funkcjonariuszem BOR. Wielokrotnie podkreślała, że świadczenie jej się należy, gdyż mąż nie leciał do Smoleńska na wycieczkę, tylko pełnił wówczas obowiązki służbowe.
Wiele wskazuje na to, że MSWiA w najbliższym czasie ponownie pochyli się nad tą sprawą. Podczas rozmowy na antenie Radia ZET wiceminister Jarosław Zieliński przyznał, że resort chciałby pomóc Krystynie Łuczak-Surówce, której w kwietniu 2010 roku odmówiono renty, bo - jak wówczas uznano - była za młoda.
Wirtualna Polska zwróciła się do żony tragicznie zmarłego Jacka Surówki z prośbą o komentarz do wypowiedzi wiceministra Jarosława Zielińskiego. W odpowiedzi Krystyna Łuczak-Surówka napisała nam:
"Naprawdę nie jestem w stanie odpowiedzieć Panu na pytanie dlaczego po ponad 6 latach traktowania mnie jak Pani Nikt, która nie ma żadnych praw, nagle sobie o mnie przypomniano. Tak, mój mąż zginął na służbie 10.04.10. Tak uważałam i nadal uważam, że należy mi się w takiej sytuacji renta. W chwili śmierci męża miałam 2.200 zł pensji i 2.000 raty kredytu na dom, który wspólnie razem wzięliśmy. Zostałam ze wszystkim zupełnie sama. Uposażenia dostawały osoby w sytuacji życiowo nie tak trudnej jak moja, oczywiście od strony finansowej, bo strata ludzka tak samo nas dotknęła. Ja byłam żoną funkcjonariusza BOR i boli mnie bardzo, że praca mojego męża i jego śmierć na służbie zostały tak potraktowane. Przysięgał, że odda życie chroniąc innych i tak się stało. Ludzie władzy, których chronił uznali jednak, że to nieważne...To boli.
Pomimo upływu lat boli mnie również to, jak powtarzano mi cały czas, że "renta by była, gdybym miała dzieci". Proszę wybaczyć moją szczerość, ale uważam iż robiono to celowo. Wiedzieli, że w kwietniu 2010 straciłam i męża i ciążę, że rozsypał mi się świat, że pękło mi serce, że straciłam nadzieję na rodzinę. Zostawiono mnie samej sobie i jakoś trwam. Teraz czeka mnie ekshumacja męża i otwiera się moje rany. Tak łatwo to zrobić i w nich grzebać, ale szacunku okazać już nie...?
Patrzę na to, co się teraz dzieje i nadal mam to samo poczucie, że będzie jak 6 lat temu. Politycy powiedzą przed kamerami i do mikrofonów jak to oczywiście "chcą pomóc", a 5 minut później nawet nie będą pamiętali naszego nazwiska. Życie mnie boleśnie nauczyło, że jestem sama i nie ma co liczyć na wsparcie od państwa polskiego. Co najwyżej jestem szturchana, obrażana albo jak teraz, zmuszona by myśleć jak przeżyje powtórny pogrzeb męża.
Dla polityków i dla mediów jestem tylko nazwiskiem. Dla Państwa to tylko news na chwilę. Dla mnie to moje życie. I nie jest łatwo, proszę wierzyć. Nie interesuje mnie polityka, tylko kiedyś nasze, a teraz moje życie. Nikt z Państwa nie chciałby być na moim miejscu".