Krystian Markiewicz: te listy to dowód, że KRS nie ma
Kancelaria Sejmu opublikowała w piątek listy poparcia dla kandydatów na członków-sędziów Krajowej Rady Sądownictwa. Od wielu miesięcy domagała się tego opozycja i środowiska sędziowskie. Czy fakt ten cokolwiek zmieni? Odpowiedzi na to pytanie udziela WP szef Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia", sędzia Krystian Markiewicz.
Wirtualna Polska: Po wielu miesiącach zdecydowano się wreszcie na publikację tzw. list poparcia do KRS. Po zaledwie pobieżnej analizie widać, że dzieją się tam rzeczy dziwne. Na przykład z list poparcia sędziego Macieja Nawackiego nie usunięto nazwisk sędziów, którzy poparcie dla jego kandydatury wycofali. Tymczasem z list sędziego Leszka Mazura je usunięto...
Krystian Markiewicz, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia": - Tak, i to jest dowód na to, że nie mamy Krajowej Rady Sądownictwa. Ustawa przewidywała głosowanie w bloku, blokowy wybór. Tymczasem okazuje się, że sędzia Nawacki nie zebrał wystarczającej listy podpisów, gdyż wiemy, że kilka osób swoje poparcie wycofało. Jeśli on ich nie miał, to jego wybór nie był możliwy. A to oznacza, że głosowanie łączne, nad wszystkimi kandydatami, nie było ważne.
Na wielu listach poparcia pojawia się to samo nazwisko: byłego wiceministra sprawiedliwości, sędziego Łukasza Piebiaka...
- Myślę, że podpis Piebiaka był swego rodzaju glejtem od herszta - jak był podobno nazywany. Nie zaskakuje mnie więc, że ten podpis znajduje się na wielu listach. Warto też zwrócić uwagę, że na niektórych listach, jak na przykład sędziego Dariusza Drajewicza, jest dużo podpisów sędziów delegowanych do Ministerstwa Sprawiedliwości. Wiemy, że w tych dniach, kiedy kończył się termin zbierania podpisów na listach poparcia do KRS, część sędziów delegowanych do resortu ukrywała się, by nie być postawionym przed wyborem: podpisz się na liście, albo nie podpisuj się, ale wiesz dobrze, co może za chwilę cię spotkać.
Jednym z powodów, dla których utajniono listy - jak tłumaczono - była chęć uchronienia sędziów, którzy złożyli na nich podpisy, przed hejtem...
- Myślę, że to był tylko pretekst do tego, by tych list nie publikować. Kilkanaście osób, które poparły kandydatów do KRS, zgłosiło się do nas, opublikowaliśmy ich dane na stronie i żadna z nich nie spotkała się z hejtem. Ale jest inny problem. Sądzę, że wiele osób po opublikowaniu tej listy będzie musiało zmierzyć się z tym, że ich kariera nabrała astronomicznego przyspieszenia po tym, gdy poparli kogoś, kto jest teraz w KRS. No, ale trzeba też będzie się zastanowić, jak oceniamy, jako opinia publiczna, taką sprawę, że ktoś popiera najpierw kogoś do KRS, a następnie ten człowiek w KRS nie wyłącza się z głosowania nad taką osobą w konkursie sędziowskim. Czyli można powiedzieć działa taki system: "najpierw ja zrobię coś dla ciebie, a potem ty mi się odwdzięczysz".
Dużo jest takich przypadków?
- Wiemy już, że takie przypadki będą niemal przy każdym członku KRS. Od publikacji list minęło niewiele czasu, ale widzimy już, że taka sytuacja ma między innymi miejsce w przypadku sędziego Marka Jaskulskiego. Jest kilka osób, które przeszły niedawno konkurs sędziowski, a on z głosowania się nie wyłączył.
Zobacz także: Zamieszanie wokół list do KRS. Oświadczenie sędzi ws. poparcia kandydatury Macieja Nawackiego
Dlaczego teraz zdecydowano się na publikację listy?
- Sądzę, że o publikacji tych list w tym momencie zdecydowały jakieś czynniki polityczne. Być może PiS było na rękę odwrócić uwagę opinii publicznej od innych wydarzeń? Ale jesteśmy wdzięczni sędziemu Pawłowi Juszczyszynowi, że tak nieustępliwie dążył do ujawnienia tych list. Być może bez jego działań, za które zapłacił zawieszeniem przez Izbę Dyscyplinarną, byśmy do ujawnienia tych list nie doszli...
A może to próba wybicia oręża w sprawie, która ma za chwilę zawisnąć przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej? Opublikowaliśmy listy, wszystko jest w porządku, nie ma podstaw do tego, by podważać powołanie sędziów-członków KRS.
- A być może jest to pocałunek śmierci dla Macieja Nawackiego i całej KRS, która się skompromitowała? Bo przecież proszę zwrócić uwagę, te podpisy ujawniają jednak, że ta KRS nie została właściwie wybrana. A kilka dni wcześniej Maciej Nawacki wyświadczył niedźwiedzią przysługę wszystkim tym, którzy go wybrali, zachowując się w sposób, który wzburzył opinię publiczną.
Reforma wymiaru sprawiedliwości, kwestia wyboru członków KRS, nie zajmuje opinii publicznej aż tak bardzo, jakby się to wydawało. Można nawet stwierdzić, że jest jej dość obojętna. Skąd więc wniosek, że zachowanie sędziego Nawackiego mogło skłonić PiS do ujawnienia list poparcia?
- Oczywiście, to są spekulacje. Ale jest to pewien obraz, który mógł dotrzeć bardziej do opinii społecznej, pokazując butę i arogancję tej nowej oligarchii, którą stworzył Ziobro w sądach, niż mówienie o niezależności i niezawisłości, o łamaniu zasad i konstytucji.
A może to jest tak, że władza obawia się, że za chwilę zabraknie sędziów? Po tym jak weszła w życie tzw. ustawa walentynkowa, część sędziów rezygnuje.
- To są jednak w większości rezygnacje z pełnionych funkcji, nie z wykonywania zawodu. Więc nie możemy chyba mówić o tym, że za chwilę zabraknie sędziów. Chyba że mówimy o tym, iż za chwilę setka sędziów albo kilkuset sędziów będzie miało postępowania przed Izbą Dyscyplinarną SN na podstawie nowej ustawy i będą zawieszeni tak, jak sędzia Juszczyszyn.
KRS poda się do dymisji?
- Oni nigdy nie podadzą się sami do dymisji. To nie są osoby, które podejrzewam o zdolność do takich kroków.
Czyli to, że ta lista została opublikowana, niczego nie zmieni?
- Myślę, że zmieni. Działania prawne, takie jak kilka spraw o ustalenie, że dany sędzia nie jest członkiem KRS przed sądami polskimi, powinny skończyć się orzeczeniem, że KRS nie ma.
Ale mamy tzw. ustawę walentynkową.
- Tego akurat ustawa walentynkowa nie zabrania. Sąd może orzec, czy np. Maciej Nawacki został zgodnie z prawem wybrany do KRS, czy też nie.
Na razie nie zabrania...
- Czekamy na nowelizację (śmiech).
Dziękuję za rozmowę.