Krwawy listopad. BBC: w atakach dżihadystów zginęło 5 tys. ludzi
Tylko w listopadzie tego roku w atakach różnych ugrupowań dżihadystycznych na terenie 14 państw zginęło 5 tys. ludzi - wynika z danych zebranych przez Centrum Badań nad Radykalizacją King's College w Londynie (ICSR) i BBC News, które opublikowano na stronie internetowej brytyjskiego serwisu. Za gros ofiar odpowiadają sunnicy ekstremiści z Państwa Islamskiego.
W ciągu minionego miesiąca doszło do ponad 600 ataków islamskich fanatyków na terenie 14 państwa w Afryce, na Bliskim Wschodzie i w Azji. W ich wyniku zginęło ponad 5 tys. osób, z czego 2 tys. to cywile (w statystykach uwzględniono także samych dżihadystów, ok. 900 zabitych). To, jak obliczyło BBC News, daje przerażającą średnią siedmiu ofiar na godzinę.
Cztery najbardziej niebezpieczne kraje
Z danych brytyjskiej stacji i londyńskiej uczelni wynika, że najbardziej krwawe ataki miały miejsce w czterech państwach: Iraku, Nigerii, Afganistanie, Syrii i Jemenie. Właśnie tam zginęła większość ofiar.
W Syrii od 2011 r. toczy się wojna domowa. Na terenie tego kraju działają także dżihadyści spod znaku Al-Kaidy i sunnicy ekstremiści z Państwa Islamskiego. Ta sama organizacja w czerwcu tego roku przeprowadziła ofensywę w Iraku, zajmując około 1/3 terytoriów tego państwa. Odpowiada też za pogromy mniejszości religijnych, jazydów i chrześcijan.
Czytaj również: Walka koalicji pod wodzą USA z Państwem Islamskim? "Skala działań to czysta kpina".
W Nigerii chaos sieją z kolei islamiści z Boko Haram. Grupa ta porwała wiosną tego roku około 300 uczennic w Chibok na północy kraju. Ponad 200 z nich jest nadal w rękach ekstremistów. Choć była to najgłośniejsza akcja Boko Haram, z pewnością nie najbrutalniejsza. Islamiści od pięciu lat prowadzą zbrojną walkę w Nigerii, domagając się utworzenia państwa wyznaniowego na części terytoriów, i nie przebierają w środkach. To Boko Haram oskarża się m.in. o ostatni, listopadowy atak na meczet w Kano, gdzie zginęło 120 ludzi.
Po 13 latach wojny Afganistan opuszczają w tym miesiącu wojska międzynarodowej koalicji. Teraz to rodzime siły wojskowe i policyjne będą musiały zadbać o bezpieczeństwo zagrożone zamachami m.in. talibskich rebeliantów. Nie będzie to łatwe zadanie. Pod koniec listopada w Kabulu niemal codziennie dochodziło do ataków. Z kolei w prowincji Paktia wybuchła bomba podczas meczu siatkówki. Zginęło kilkadziesiąt ludzi.
Czytaj również: Jaka będzie przyszłość Afganistanu? Prognozy ekspertów dla WP.PL.
Jemen to jedno z najbiedniejszych państw świata. Na domiar złego jest areną walk między siłami rządowymi, terrorystami z Al-Kaidy Półwyspu Arabskiego i szyickimi rebeliantami. I choć z tymi ostatnimi jemeńskie władze zawarły porozumienie pokojowe, taka opcja nie jest możliwa w przypadku Al-Kaidy.
Krwawi bojownicy
Badając listopadowe zamachy, Brytyjczycy wzięli pod lupę działania aż 16 różnych grup dżihadystycznych. Według opublikowanych danych, za gros śmiertelnych ataków (44 proc.) odpowiada Państwo Islamskie. Na kolejnych miejscach znalazło się nigeryjskie Boko Haram (przyczyniło się do 16 proc. zgonów) i działający w Afganistanie i Pakistanie taliban (14 proc.).
Autorzy badania przyznali jednocześnie, że z uwagi na wojnę domową w Syrii, mieli określone trudności w zbieraniu materiałów i przypisywaniu aktów terroru konkretnym ugrupowaniom.
- Cały świat myślał, że wiosna arabska doprowadzi do wolności i demokracji. Jednak mamy ugrupowania dżihadystyczne w tych częściach świata arabskiego, gdzie ich nie spodziewaliśmy się. Są one o wiele silniejsze niż kiedykolwiek były - powiedział Peter Neumann z ICSR.
Źródła: BBC News, WP.PL, PAP