Krowy odebrane rolnikowi-bestii poszły do rzeźni. Smutne kulisy akcji ratowania zwierząt

Powiatowy lekarz weterynarii ze Szczytna ujawnia ciemną stronę głośnych akcji ratowania zwierząt. 22 krowy odebrane okrutnemu rolnikowi zostały przekazane obrońcom zwierząt. Już dwa dni później zwierzęta trafiły do rzeźni.

Krowy odebrane rolnikowi-bestii poszły do rzeźni. Smutne kulisy akcji ratowania zwierząt
Źródło zdjęć: © East News | Wojciech Strozyk/REPORTER
Tomasz Molga

09.07.2019 | aktual.: 09.07.2019 18:13

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

"Niech się cieszą, że im żreć dałem" - mawiał rolnik ze wsi w powiecie szczycieńskim. Liczące 22 krowy stado głodowało. Bydło stało uwiązane w brudnej oborze. Na posadzce leżał obornik i stratowane cielęta. Ten horror udało się zakończyć dzięki interwencji powiatowych inspektorów weterynarii.

- Jaki to ma sens? Trzy instytucje są angażowane przez 4 lata, aby uzyskać sądowy nakaz odebrania zwierząt i skazanie rolnika za znęcanie się nad zwierzętami. Krowy są odbierane i trafiają do pogotowia dla zwierząt. Już 2 dni później zostają zabite w rzeźni - mówi Wirtualnej Polsce dr Jerzy Ryszard Piekarz, Powiatowy Inspektor Weterynarii w Szczytnie.

Zamiast krowiego azylu, rzeźnia

Śmierć zwierząt wyszła na jaw, kiedy zadowolone z efektów interwencji inspektorki postanowiły sprawdzić, co dzieje się uratowanymi krowami. Po kilku miesiącach od przekazania krów pracownikom "Pogotowia dla zwierząt" w Trzciance sprawdziły numery krowich kolczyków. Przeżyły szok. System rejestracyjny wskazał, że 17 krów zostało zabitych już trzeciego dnia od "akcji ratunkowej". Trzy kolejne krowy przerobiono na hamburgery w ciągu tygodnia.

Wydarzenia miały miejsce w 2016 roku. Jak dodają inspektorzy, smutny finał podobnych akcji powtarza się regularnie. To ciemna strona głośnych akcji ratowania zwierząt. Okazuje się, że głodzone krowy, niezadbane świnie wpadają z deszczu pod rynnę. Nowy opiekun, który od obrońców praw zwierząt dostaje inwentarz za darmo, ani myśli tworzyć szczęśliwą zagrodę. Trochę podkarmi, poprawi kondycję i najbliższym transportem wysyła do rzeźni, inkasując pieniądze.

To wypacza sens reagowania na cierpienie

- Mam teraz dwa postępowania związane z odebraniem zwierząt gospodarczych. Nie wiem, czy przekazanie ich organizacjom społecznym ma sens. Finał w rzeźni wypacza seans reagowania na cierpienie zwierząt - oburza się dr Piekarz.

Dodaje, że w sprawie "skandalu " z zabitymi krowami powiadomił sąd w Szczytnie. Napisał do Najwyższej Izby Kontroli. Wiadomo też, że dzielnicowy ze Szczytna pojechał na rozmowę do obrońców praw zwierząt. Ci zaś oświadczyli, że przekazanie zwierząt nowemu opiekunowi i ubicie w rzeźni odbyło się zgodnie z prawem.

Kontrowersyjna akcja ratunkowa obciąża sumienia pracowników "Pogotowia dla zwierząt" w Trzciance (woj. wielkopolskie). - My nie ratowaliśmy tych krów. To nie była nasza interwencja. Po wyroku sądu zlecono nam ich przekazanie od hodowcy do wskazanego nowego właściciela. Może on swobodnie decydować o dalszym ich losie, bo takie niestety mamy prawo. Pierwsze słyszę, że te krowy trafiły do rzeźni, ale nowy właściciel ma prawo nimi dysponować - mówi WP Grzegorz Bielawski, z Pogotowia dla Zwierząt w Trzciance.

Wyjaśnia, że bardzo trudno jest znaleźć rolnika, który przygarnie krowę czy świnię na dożywotnie utrzymanie. To praca i koszty liczone w tysiącach złotych miesięcznie. - Aktualnie coraz częściej odmawiamy wykonywania wyroków dotyczących przepadku zwierząt gospodarskich. Bo kiedy nowy opiekun zdecyduje o przekazaniu zwierzęcia do rzeźni, my jesteśmy w tej sytuacji bezradni i atakowani przez hejterów - dodaje Bielawski.

Inna sprawa, że nad "Pogotowiem dla zwierząt" gromadzą się czarne chmury. Starosta z Trzcianki złożył wniosek o rozwiązanie stowarzyszenia. Uzasadnia to wieloma skargami na bezzasadne interwencje w obronie dobra zwierząt.

Jak opisywał "Głos Wielkopolski" aktywiści mieli manipulować nagraniami wideo ze swoich interwencji. Zatrzymywali rasowe psy, przetrzymywali je i nie chcieli wydać właścicielom, pomimo korzystnych dla nich decyzji. Aby wykazać słuszność interwencji, mieli poddawać badaniom inne zwierzęta niż te odebrane podczas interwencji.

Rok temu sąd potwierdził niektóre z zarzutów i wydał wyrok nakazujący rozwiązanie "Pogotowia". Grzegorz Bielawski poinformował, że w wyniku odwołania sprawa trafiła do ponownego rozpatrzenia.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Komentarze (309)