Królewiec się wyłamuje? Władze zmieniają ton oficjalnego przekazu o zagrożeniu NATO
Władze Królewca odcięły się do propagandowej narracji rosyjskich oficjeli, iż trzeba tworzyć dodatkowe jednostki obrony terytorialnej - na wypadek ataku sił NATO. Takie jednostki mają powstać w obwodzie pskowskim, którego władze obawiają się "ataku z Estonii i Łotwy".
Zaczęło się od tego, że Michaił Wiedernikow, gubernator obwodu pskowskiego powołując się na rzekome zagrożenie ze strony wojsk NATO, stacjonujących w Estonii i Łotwie zadeklarował utworzenie spośród mieszkańców oddziałów obrony terytorialnej.
- Teraz naszym zadaniem jest zrobić wszystko, aby obwód pskowski był gotowy na każdy rozwój wydarzeń. W tej części maksymalnie wykorzystujemy doświadczenia regionu Biełgorod - ogłosił gubernator Wiedernikow na swoim kanale serwisu Telegram. Nagranie z jego wypowiedzią było przeplatane obrazami niedawnych walk z obwodu biełgorodzkiego. Działali tam partyzanci z Legionu "Wolność Rosji" oraz Rosyjskiego Korpusu Ochotniczego.
Obwód pskowski w Rosji graniczy z Estonią, Łotwą i Białorusią. Według gubernatora w każdej gminie mają tam powstać ochotnicze oddziały wspomagające obronę i bezpieczeństwo regionu. Zapowiedź spotkała się z aplauzem rosyjskich korespondentów wojennych.
Wkrótce pojawiły się podobne zapowiedzi tworzenia lokalnych wojsk. Rosyjski parlamentarzysta, deputowany Kraju Zabajkalskiego, emerytowany generał Andriej Gurulew zapowiedział odtworzenie wojsk ochrony granicy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rosjanie maja żyć w strachu. To pomaga Kremlowi
- Rosyjska narracja o zagrożeniu ze strony NATO nie jest raczej adresowana do zachodnich społeczeństw. Ten przekaz ma służyć konsolidacji rosyjskiego społeczeństwa wokół celów wojny z Ukrainą, władzy Władimira Putina. Dzięki temu zwykli Rosjanie mają nie dostrzegać innych problemów życia codziennego - komentuje dla WP Michał Marek z Centrum Badań nad Współczesnym Środowiskiem Bezpieczeństwa, autor monografii "Operacja Ukraina".
Zupełnie inaczej zareagowały władze Królewca. Szef służby prasowej władz regionu Dmitrij Łyskow powiedział agencji RIANovosti, że region "jest niezawodnie chroniony przez siły Floty Bałtyckiej i nie musi angażować ludności cywilnej w obronę".
Łyskow podkreślił, że region ma wszystkie siły i środki, aby "powstrzymać myśli sąsiadów o naruszeniu granicy państwowej". Rzecz jasna rządowa agencja podkreśliła, iż sąsiadami są to Polska i Litwa.
Telegramowy blog o Królewcu "Bursztynowy Kaliningrad" (jest bardziej popularny niż konta części lokalnych mediów) określił wypowiedź jako cytat dnia w Rosji. Autor wpisu sugerował, że przecież cały kraj obawia się NATO.
Dr Michał Marek zauważa, że właśnie w Królewcu władze zmieniają ton narracji rzekomych zagrożeniach ze strony NATO. - Tam przekaz o rzekomym spodziewanym ataku NATO jest tonowany. Mieszkańcy obwodu królewieckiego inaczej oceniają swoją sytuację. Przede wszystkim obawiają się izolacji, odcięcia od Rosji, władzom nie zależy na wzmacnianiu poczucia zagrożenia - tłumaczy dr Michał Marek.
Królewiec. Inne nastroje jak w Rosji?
To kolejny przypadek, kiedy władze Królewca w ten sposób odcinają się lub modyfikują narrację Kremla. Pod koniec maja gubernator obwodu Anton Alichanow ogłosił, że region nie przyłączy się do uchwalonego w Rosji zakazu przejazdu dla polskich TIR-ów. Zapowiedział, że uzgodni z Moskwą wyjątek od sankcji na polskich przewoźników. To dlatego, że lokalny biznes (m.in. szef lokalnego sieci marketów Spar) obawiał się, wzrostu cen dostarczanych towarów.
Rok temu gubernator Alichanow zapytany przez dziennikarkę dziennika "Izwiestia", na ile jest prawdopodobny atak siły zbrojnych NATO, odparł:
- Wojsko NATO nie pojawi się w Kaliningradzie, bo nasz kraj od razu da na to asymetryczną odpowiedź (asymetryczną, czyli większą niż spodziewany atak - red.). Dlatego nie sądzę, żeby ktokolwiek rozegrał takie gry z Rosją. Poza tym Flota Bałtycka strzeże naszych granic i sprzętu wojskowego też. Wydaje mi się, że Europejczycy będą na tyle sprytni, by nie popełniać samobójstwa i nie atakować rosyjskiego regionu - powiedział urzędnik.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski