Krew polała się w Birmie - armia strzela do mnichów
Co najmniej cztery osoby zginęły w stolicy Birmy - Rangunie, gdy siły bezpieczeństwa otworzyły ogień do antyrządowych demonstrantów. O godzinie 21.00 czasu polskiego w sprawie sytuacji w Birmie ma się zebrać Rada Bezpieczeństwa ONZ.
26.09.2007 | aktual.: 28.09.2007 00:40
Galeria
[
]( http://wiadomosci.wp.pl/protest-mnichow-w-birmie-6038700637189249g )[
]( http://wiadomosci.wp.pl/protest-mnichow-w-birmie-6038700637189249g )
Protest mnichów w Birmie
Środa jest dziewiątym dniem manifestacji mnichów buddyjskich, domagających się poprawy warunków życia Birmańczyków i powrotu demokracji w kraju rządzonym od 45 lat przez junty wojskowe. Agencja France Presse informuje o około 100 rannych, z czego połowę stanowią buddyjscy duchowni; aresztowano 200 osób.
Szef dyplomacji francuskiej Bernard Kouchner, którego kraj sprawuje przewodnictwo w Radzie Bezpieczeństwa, powiedział, że nadzwyczajne posiedzenie RB może zakończyć się przyjęciem tekstu potępiającego wydarzenia w Birmie, wzywającego do czujności i poparcia dla wysłania misji Narodów Zjednoczonych do tego kraju. W Birmie znajduje się zespół koordynujący Program Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju (UNDP) oraz biuro specjalnego wysłannika ds. Birmy Ibrahima Gambariego.
Jednocześnie USA i Unia Europejska zwróciły się w środę do RB ONZ, by rozważyła sankcje przeciwko Birmie. Potępiły też użycie siły wobec demonstrantów i zaapelowały do władz o "otwarcie procesu dialogu z prodemokratycznymi liderami, w tym z (przywódczynią birmańskiej opozycji) Aung San Suu Kyi, i przedstawicielami mniejszości".
Zaniepokojenie sytuacją w Birmie po raz pierwszy wyraziły Indie - sąsiad i jeden z głównych partnerów handlowych tego kraju. Do tej pory indyjski rząd stał na stanowisku, że nie będzie mieszał się w wewnętrzne sprawy Birmy.
Władze w Moskwie uznały, że "proces, który obecnie toczy się w Birmie, nie zagraża pokojowi ani bezpieczeństwu międzynarodowemu i regionalnemu".
"Zasadą nieingerencji w wewnętrzne sprawy" Birmy będą się również kierować Chiny, co oficjalnie potwierdziły we wtorek. Rosja i Chiny, które dysponują prawem weta w Radzie, są sojusznikami Birmy; kraje te stały się głównym dostawcą broni dla junty wojskowej po nałożeniu przez Zachód sankcji w 1988 r.
Od rana armia i policja birmańska otoczyły sześć największych klasztorów buddyjskich w Rangunie. W mieście od wtorku obowiązuje od zmierzchu do świtu godzina policyjna; zakazano także wszelkich publicznych zgromadzeń.
Rano birmańska armia strzelała w powietrze i użyła gazów łzawiących, by rozpędzić kilkusetosobowy tłum demonstrantów pod główną buddyjską świątynią w Rangunie, a następnie, by rozproszyć tysiące manifestantów na ulicach miasta. Aresztowano co najmniej 200 osób, w tym wielu mnichów.
Mimo pokazu siły armii i policji, demonstrujący mnisi buddyjscy usiłowali wejść na teren zamkniętej przez wojsko ranguńskiej pagody Szwedagon. Właśnie tam doszło do pierwszego starcia - pałkami pobito kilkunastu mnichów. Do zaatakowanych dołączyli mieszkańcy miasta. Liczący najpierw około tysiąca ludzi a następnie kilka tysięcy tłum ruszył pokojowym marszem w kierunku położonej na drugim krańcu miasta buddyjskiej pagody Sule. Gdy manifestanci znaleźli się już niedaleko Sule, wojsko usiłowało zablokować już dziesięciotysięczny pochód, oddając serię strzałów w powietrze. Mnisi i mieszkańcy miasta podjęli jednak marsz w kierunku Sule.
Podczas gdy pagoda Szwedagon uważana jest za duchowe centrum birmańskiego buddyzmu, Sule stanowi główny cel pielgrzymek zwykłych ludzi, przybywających tu z całego kraju. Właśnie w rejonie Sule doszło w 1988 roku do najkrwawszej rozprawy armii z domagającymi się demokracji manifestantami. W powstaniu w Rangunie zginęło wówczas około trzech tysięcy osób.
Zdaniem analityków, na ulicach Rangunu w ciągu ostatnich dziewięciu dni doszło do konfrontacji między dwiema głównymi siłami Birmy: dysponującymi ogromnym autorytetem moralnym klasztorami buddyjskimi i władzą, mającą za sobą całą machinę wojskową.
Wystąpienie przeciwko mnichom - podkreślają analitycy - musi odbić się echem w całej Birmie, gdzie większość mieszkańców to żarliwi wyznawcy buddyzmu. Podniesienie ręki na mnichów stanie się iskrą, mogącą prowadzić do powstania całego społeczeństwa przeciwko władzom - powiedział cytowany przez agencję Reutera ekspert Bradley Babson, były wysłannik Międzynarodowego Funduszu Walutowego do Birmy.