Tragedia w Skawie: Nie żyje troje nastolatków. Świętowali koniec roku szkolnego
Dwoje piętnastolatków i szesnastolatek. Świętowali w niedzielę zakończenie roku szkolnego. Obejrzeli mecz, a potem wsiedli do auta. Na widok policji 16-letni kierowca przycisnął pedał gazu. Potem było uderzenie w drzewo i dachowanie w rzece. Zginęli na miejscu.
O wypadku w Skawie informowaliśmy kilka godzin temu. Nie znaliśmy jednak rozmiaru tragedii, która wydarzyła się tuż po północy. Nie wiedzielismy wówczas, że autem jechały nastolatki. Maks, Bartłomiej i Weronika. Najstarsze z nich miało 16 lat. Pozostała dwójka - tylko 15. Razem świętowali zakończenie roku szkolnego i razem zginęli. W zmiażdżonym Peugeocie 206.
Policja na razie nie wie, skąd 16-latek, który prowadził auto wziął kluczyki. Prawdopodobnie "pożyczył" od rodziców, którzy w chwili wypadku już spali. - Na razie rodzice chłopca nie zostali przesłuchani. Są w szoku. Zapewniliśmy im psychologiczne wsparcie - opowiada WP rzecznik małopolskiej policji mł. insp. Sebastian Gleń.
Przestraszył się policjantów
Peugeot 206 mknął nocą przez Skawę z trójką młodych roześmianych pasażerów. Nie wiadomo, czy miała to być tylko beztroska przejażdżka, czy też młodzi gdzieś się wybierali. Może chcieli pojechać do znajomych i kontynuować imprezę w innym miejscu? Tego się już pewnie nie dowiemy.
16-letni kierowca na jednym ze skrzyżowań zauważył policyjny radiowóz. Zdał sobie sprawę z tego, że może mieć kłopoty. Nie miał przecież prawa jazdy. Postanowił więc przycisnąć pedał gazu i uciec policjantom.
Funkcjonariusze ruszyli w pościg za podejrzanym autem. Zanim jednak wyjechali na drogę z pierwszeństwem przejazdu minęła chwila. Wystarczająco długa, by ścigane auto zdążyło zniknąć im z oczu. Peugeot skręcił na rozwidleniu dróg. W którą stronę?
Funkcjonariusze wyłączyli "koguta". Nie poddali się jednak. Postanowili odnaleźć pojazd. Długo nie szukali.
Strażacy musieli rozcinać wrak
- Auto zauważyli kilkadziesiąt metrów dalej, w rzece, leżało na dachu - opowiada WP rzecznik małopolskiej policji.
Z wraku policjanci wyciągnęli 15-letnią dziewczynę. Próbowali ją reanimować do czasu przyjazdu karetki pogotowia. Bezskutecznie. Zginęła na miejscu. Tak jak dwóch jej kolegów, których z samochodu musieli wyciągnąć strażacy. Rozcinali karoserię, by wydobyć ich ze zmasakrowanego auta.
- Musieli jechać bardzo szybko. Było ślisko, nawierzchnia była mokra po deszczu. Na łuku drogi kierowca stracił panowanie nad autem, wypadł z drogi i uderzył w drzewo. Auto odbiło się od niego, dachowało i zsunęło do rzeki - wyjaśnia mł. insp. Sebastian Gleń.
Na razie nie wiadomo, czy 16-latek był trzeźwy. To, jak i dokładny przebieg wypadku, wyjaśni sekcja zwłok i szczegółowe śledztwo pod nadzorem prokuratury.
Na miejscu tragicznego wypadku, tuż za cmentarzem w Skawie, palą się znicze. Przynoszą je znajomi ofiar. Maksa, Bartłomieja i Weroniki.