18+
Uwaga!
Ta strona zawiera treści przeznaczone
wyłącznie dla osób dorosłych.
Wróć
Trwa proces w tzw. sprawie "Skóry", czyli zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem studentki UJ Katarzyny Z. Na zdjęciu oskarżony Robert J. © PAP | Jacek Bednarczyk

Sprawa "Skóry". Robert J. pięć lat czeka w areszcie na wyrok. I jeszcze poczeka

Już pięć lat na decyzję sądu czeka mężczyzna oskarżony o zabójstwo 23-letniej studentki z Krakowa, Katarzyny. To jedna z najsłynniejszych zbrodni w Polsce. Sprawca zdjął z ofiary skórę i uszył z niej kamizelkę. Wyrok miał zapaść 15 lipca. Ale jeszcze na niego poczekamy.

"Kuśnierz z Krakowa", jak nieoficjalnie nazwali go śledczy, na wyrok czeka za kratami od października 2017 roku. To wtedy, po ponad 19 latach od makabrycznej zbrodni, służby ogłosiły: mamy sprawcę zabójstwa 23-letniej studentki religioznawstwa.

Proces ruszył w 2020 roku, akt oskarżenia liczył 800 stron. Wyrok miał zostać ogłoszony w piątek 15 lipca. Sąd, spodziewając się sporego zainteresowania, już pod koniec czerwca wydawał wejściówki na finał procesu. Dzień przed ogłoszeniem wyroku okazało się, że na werdykt jeszcze poczekamy – być może kolejne miesiące.

Powód? Nieukończenie wygłaszania mów końcowych przez prokuraturę i obrońców. Mowy wygłaszane są już po zamknięciu przewodu sądowego. Oznacza to, że w sprawie przedstawiono już wszelkie dowody i przesłuchano wszystkich świadków. Teraz oskarżyciel podsumowuje, co świadczy na niekorzyść oskarżonego, a obrona wskazuje na okoliczności dla niego korzystne.

Obrońca Roberta J. nie chce komentować przesunięcia terminu wydania wyroku, a sam oskarżony od początku procesu zapewnia, że jest niewinny jednej z najstraszniejszych zbrodni dokonanych w Polsce.

Doprowadzenie Roberta J., podejrzanego o zamordowanie ze szczególnym okrucieństwem studentki UJ w listopadzie 1998 r.
Doprowadzenie Roberta J., podejrzanego o zamordowanie ze szczególnym okrucieństwem studentki UJ w listopadzie 1998 r. © Licencjodawca | Jacek Bednarczyk

Zbrodnia jak z horroru

6 stycznia 1999 r. Załoga pchacza "Łoś", znajdującego się niedaleko stopnia wodnego Dąbie na Wiśle w Krakowie, odkrywa wplątany w śrubę napędową fragment ludzkiego ciała, który unieruchomił statek. Początkowo sądzą, że śruba rozszarpała zwłoki. Dopiero w trakcie badań wychodzi na jaw, że wyłowiona skóra została wcześniej zdjęta z ludzkiego tułowia i specjalnie spreparowana.

Tydzień po wyciągnięciu skóry pracownicy stopnia wodnego alarmują policję, że w kracie wyłapującej śmieci z Wisły utkwiła ludzka noga. Skóra i noga pasują do siebie. Cięcia były prowadzone symetrycznie przez ramiona i kończyny dolne.

Wówczas testy DNA w kryminalistyce dopiero raczkują. Jedno z pierwszy badań w Polsce tą metodą śledczy przeprowadzają właśnie na odnalezionej skórze. Okazuje się, że to fragment ciała zaginionej w listopadzie 1998 roku Katarzyny, 23-letniej studentki religioznawstwa z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Ruszają poszukiwania sprawcy mordu. Potrwają dziewiętnaście lat. Od początku były bardzo trudne.

Fałszywe tropy

Niewiele było wiadomo o samej ofierze. Policjanci wiedzieli, że po śmierci ojca cierpiała na depresję. Wiedzy o kobiecie nie dostarczyli też jej znajomi ze studiów. Katarzyna w krótkim czasie dwukrotnie zmieniała kierunek. Zaczęła od psychologii, po semestrze zrezygnowała i przeniosła się na historię, aż w końcu na religioznawstwo, jednak kilka tygodni przed śmiercią przestała uczęszczać na zajęcia.

W dniu zaginięcia była umówiona na spotkanie z matką, Bogusławą, u lekarza w Nowej Hucie. Na spotkanie nie dotarła. Wiadomo, że była ubrana w czarne jeansy i sztruksową kurtkę.

Śledczy podejrzewali, że za jej zaginięciem i śmiercią mógł stać Rosjanin Władimir W., który w podkrakowskich Brzyczynach zabił swojego ojca, a następnie ściągnął skórę z jego głowy i uszył maskę. Został skazany na 25 lat. Karę odbywa w Rosji. Czy to on mógł zabić Katarzynę? Według śledczych nie, bo choć zbrodnie były podobne, to jednak Władimir W. zabił ojca w wyniku rodzinnej zemsty.

Potem mowa była o mężczyźnie, który w latach 80. zamordował swojego syna i żonę. Poćwiartowane zwłoki dziecka wrzucił do Wisły, a z głowy żony ściągnął skórę. Trafił do zakładu psychiatrycznego, z którego wyszedł kilka miesięcy przed zaginięciem Katarzyny. W międzyczasie jednak popełnił samobójstwo. Z kolei niemiecka policja wykluczyła, by za śmierć studentki z Krakowa odpowiadał tamtejszy nekrofil, który wykradał zwłoki kobiet z grobów i zdejmował z nich skórę.

"Żeby pani wiedziała, co ja zrobiłem"

Pod koniec 1999 roku śledztwo umorzono, ale już na początku XXI wieku w sprawę zaangażowali się policjanci z krakowskiego Archiwum X, a eksperci z Laboratorium Ekspertyz 3D Uniwersytetu Wrocławskiego stworzyli przestrzenny model obrażeń zadanych studentce. W 2012 roku ekshumowano zwłoki Katarzyny i ponownie przeprowadzono sekcję zwłok.

Policja współpracowała też z FBI. Profiler z amerykańskiej agencji mówił o "przypadkowej ofierze" i "potencjalnym seryjnym zabójcy", który nie dopuścił się kolejnych zbrodni z powodu medialnego szumu wokół śmierci Katarzyny. Mógł też nie spodziewać się, że kiedykolwiek zwłoki wrzucone do Wisły zostaną odnalezione. Śledczy zwracali też uwagę na podobieństwa do Hannibala Lectera z "Milczenia owiec".

Śledczy o pomoc zwrócili się również do słynnego jasnowidza z Człuchowa, Krzysztofa Jackowskiego. Na krótkim nagraniu dostępnym w Internecie widać, jak Jackowski przykłada do nosa pluszowego misia i czarny przedmiot, po czym popalając papierosa zamyśla się. Prokuratura przekazała jedynie, że jasnowidz przedstawił swoje opinie, ale z uwagi na dobro śledztwa nie będą ujawnione.

Według informacji Onetu i Radia Kraków, na trop Roberta J. policja wpadła po liście jego znajomego wysłanego do śledczych. Co w nim było, jest tajemnicą. Józef J. ojciec Roberta, w Dzienniku Polskim uszczegóławiał -  mówiąc, że donos złożył Leszek L.

Mężczyźni byli przyjaciółmi. Leszek L. miał w Krakowie sklep zoologiczny, a Robert, pracujący wówczas w instytucie zoologicznym, miał mu donosić zwłoki myszy, które w instytucie poddawano eksperymentom. Leszek karmił nimi gady, dopóki Robert nie zerwał znajomości z powodu trudnej osobowości kolegi.

– Robert J. sprawiał w szkole problemy. Nie uczył się. Był agresywny. Nauczyciele skarżyli się na niego. Jedna z matematyczek miała przez to duże problemy, bo Robert uważał, że przez nią został wyrzucony ze szkoły. Przychodził więc później pod pokój nauczycielski, wyzywał ją, kopał w drzwi – tak opisywał go były nauczyciel, do którego dotarła krakowska "Wyborcza".

Jeszcze przed zatrzymaniem dziennikarzom "Superwizjera" TVN udało się porozmawiać z Robertem J. Mężczyzna stwierdził, że nie znał nigdy Katarzyny Z.

- Nie czytam gazet, nie mam Internetu, nie mam telefonu komórkowego, a telefon stacjonarny jest odwieszony od wielu miesięcy. Jestem wyizolowany społecznie całkowicie - mówił. Dociskany jednak, że przecież był widywany przy grobie Katarzyny w Batowicach, odpowiedział: - To nie jest przestępstwem.

Sąsiedzi opisywali go jako "dziwaka", "niesamowicie inteligentną osobę", "religijną". - Przychodził do mnie, przynosił mi jakieś książeczki, modlitwy. Ja mówiłam: panie Robercie, pan to chyba świętym będzie. A on mówił: żeby pani wiedziała, co ja zrobiłem, to nawet gdybym całe życie to nosił, to nic to nie pomoże - opowiedziała reporterom TVN sąsiadka Roberta J.

Dziennikarze ustalili też, że J. pracował w przeszłości w prosektorium, a ze wspomnianego instytutu zoologii został zwolniony po tym, jak podczas swojej zmiany zabił wszystkie króliki doświadczalne. Nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego.

Kolejny szczegół: Gdy trwały poszukiwania Katarzyny, Robert J. mieszkał sam. Jak wspomina jego ojciec, nieoczekiwanie wyremontował wówczas łazienkę, skuwając przy okazji wszystkie kafelki. Według ekspertów mogło to służyć usunięciu najważniejszego śladu - krwi zamordowanej kobiety.

- Krwi się nie da całkowicie usunąć, wsiąknie między klepki podłogi, w szczeliny między płytkami, pod dywan - mówił "Superwizjerowi" Tomasz Konopka, kierownik Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie.

Jeszcze wiosną 2017 roku w sprawie zabójstwa Katarzyny prokuratura przesłuchała Brunona Kwietnia, naukowca z Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie, skazanego za próbę zorganizowania zamachu na Sejm. Co mógł wiedzieć o morderstwie i co zeznał, prokuratura nie ujawniła.

Ojciec wierzy w niewinność

Robert J. został zatrzymany 4 października 2017 roku. Media obiegły zdjęcia niskiego, krępego mężczyzny w szarej kurtce z czarno-pomarańczowym plecakiem w rękach. Śledczy przeszukali jego mieszkanie i piwnicę. W łazience zerwali tynki.

J. w areszcie siedzi już blisko pięć lat. Przygotowanie aktu oskarżenia zajęło prokuraturze niecałe trzy. W tym czasie przeprowadzono wiele ekspertyz. Proces toczył się za zamkniętymi drzwiami. Na początku tego roku "Dziennik Polski" porozmawiał z ojcem Roberta J., Józefem. - Boję się, że razem z żoną nie doczekamy się sprawiedliwości i chwili, gdy syn odzyska wolność - stwierdził. Był przekonany, że Robert zostanie oczyszczony z zarzutów.

Kolejne terminy rozpraw zostały rozpisane aż do początku września. Wtedy dowiemy się, kiedy sąd zdecyduje o losie Roberta J.

Wybrane dla Ciebie
Roszady we wrocławskiej PO. Wiceprezydent miasta wyrzucona
Roszady we wrocławskiej PO. Wiceprezydent miasta wyrzucona
600 tys. złotych w zaliczkach. Stolarz oszukał kilkadziesiąt osób
600 tys. złotych w zaliczkach. Stolarz oszukał kilkadziesiąt osób
Dwie jasne komety najbliżej Ziemi. Rozświetlą niebo nad Polską
Dwie jasne komety najbliżej Ziemi. Rozświetlą niebo nad Polską
Obłuda Kremla. "To najbardziej kruchy moment od II wojny światowej"
Obłuda Kremla. "To najbardziej kruchy moment od II wojny światowej"
"Rosjanie żądali zbyt wiele". Do spotkania Trump-Putin nie dojdzie?
"Rosjanie żądali zbyt wiele". Do spotkania Trump-Putin nie dojdzie?
Niemiecka prasa o rosyjskiej dezinformacji przeciw Polsce
Niemiecka prasa o rosyjskiej dezinformacji przeciw Polsce
Trump jednak nie spotka się z Putinem w Budapeszcie? "Nie ma planu"
Trump jednak nie spotka się z Putinem w Budapeszcie? "Nie ma planu"
Ukraińcy zatrzymani w Rumunii. Mają związek ze sprawą w Polsce
Ukraińcy zatrzymani w Rumunii. Mają związek ze sprawą w Polsce
Kradzież w Luwrze. Media: Klejnoty nie były ubezpieczone
Kradzież w Luwrze. Media: Klejnoty nie były ubezpieczone
Śmierć 15-miesięcznej dziewczynki. Placówka miała za dużo dzieci
Śmierć 15-miesięcznej dziewczynki. Placówka miała za dużo dzieci
Tragiczny finał policyjnej interwencji w Bydgoszczy
Tragiczny finał policyjnej interwencji w Bydgoszczy
Incydent przed biurem PO. 44-latek z zarzutami
Incydent przed biurem PO. 44-latek z zarzutami